Być może nijak się mają te słowa do siebie. Same mi się zapisały, wyskoczyły z jakiegoś zakamarka i teraz się zastanawiam dlaczego właśnie te. Być może ułożę puzzle i powstanie historyjka pokrętnego myślenia podczas minionych, bardzo intensywnych dni, kiedy to przejechałam ponad 2000 km, z nadzieją (!), że dojadę szczęśliwie i wrócę bez smutku (!).
Teraz trzeba mi ochłonąć, ułożyć w sobie przeżyte, zapisać, bo bez tego życie umyka jeszcze szybciej. „Im bardziej to, co napisane mnie okrada, tym wyraźniej pokazuje temu, co przeżyte, czego nie było w przeżywaniu” – jakież prawdziwe wydają mi się słowa Herty Miller z książki „Nadal ten sam śnieg i nadal ten sam wujek”.
Spotkania z Czytelnikami są dla mnie zawsze źródłem wielkich emocji.
Kiedy spędzam trzy czwarte roku za „biurką”, potem z satysfakcją patrzę na tych, którzy przyszli mnie posłuchać albo podzielić się refleksjami na temat moich książek. Spotkanie w Kamieńcu Ząbkowickim, które zorganizowała dla młodzieży gimnazjalnej pani Iwona Bukońska-Flinta, dodało mi energii na kolejne spotkania podczas imprezy zwanej „Z książką na walizkach”, organizowanej przez Bibliotekę Dolnośląską we Wrocławiu oraz wydawnictwa: Akapit Press i Literatura.
Nie wiem, jak to się dzieje, ale od razu po wejściu na salę wyczuwam klimat spotkania i wiem, czy będę słuchana empatycznie czy też moje słowa będą fruwać sobie a Muzom lub uderzać grochem o ścianę. Na szczęście te ostatnie rzadko mi się trafiają. W Kamieńcu mam prawdziwych Czytelników i to miód na moje serce. Byłam tam po raz drugi i tym razem też wyjechałam z wiarą, że moje pisanie ma sens, a nawet terapeutyczną moc. Tym razem miałam czas, by zwiedzić pałac. Postanowiłam bliżej zainteresować się jego dawną właścicielką, królewną niderlandzką, Marianną Orańską, bo po opowieści niezwykle kompetentnego przewodnika, wydała mi się charakterną kobietą, a takie lubię.
„Walizki” po raz kolejny mnie przekonały, że imprezę czytelniczą można zrobić masową, jeśli się ją odpowiednio dobrze zorganizuje i zapali do niej uczestników. Finał „walizek” był w Oleśnicy. Uwierzyć wręcz nie mogłam własnym oczom, że co najmniej pół miasta uczestniczyło w barwnym korowodzie, który z rynku przeszedł do Placu Zwycięstwa, gdzie na scenie odbywały się przedstawienia, inspirowane utworami zaproszonych pisarzy, a także kiermasz książek i spotkania z autorami, którzy je podpisywali. Wiem, ile w tym zasługi bibliotekarzy, nauczycieli, a także przyjaznemu kulturze burmistrzowi, Janowi Bronsiowi, z którym stoczyłam „pojedynek” na wachlarze, bo jak się okazuje, burmistrz ich też używał w upale i to z gracją należną piastowanemu urzędowi.
„Opiekowali” się mną Czytelnicy z II Gimnazjum. Scenkę z „Karoliny XL” zagrali świetnie. Wzruszyłam się też otrzymanym prezentem, własnoręcznie przez uczniów udzierganym. W Oleśnicy spotkałam się z Janą Karpienko, moją Czytelniczką z Syberii. Jakże ona szybko i pięknie nauczyła się mówić po polsku! Tak się ucieszyłyśmy ze spotkania w realu, że nawet nie zrobiłyśmy sobie „słit foci”. Ale to nic, mam nadzieję, że kolejne spotkania przed nami, już w spokoju i bez kiermaszowej wrzawy.
Cztery noce spędziłam w „Hotelu pod Ratuszem”, na rzeszowskim rynku. Przyjechałam w upale, szybko, bo większa część drogi w tamtym kierunku jest autostradą. Od razu poczułam się, jakbym była na wakacjach. Ładne kawiarenki, uśmiechnięci i nieśpieszący się ludzie, słońce, kwiaty, nawet kosze na śmieci były pomalowane w bratki, narcyzy i inne kwiaty. Usiadłam w ogrodzie bernardyńskim, przy fontannie i próbowałam zatrzymać chwilę. „Kto wypuści z rąk nadzieję i strach, umiera”, przypomniałam sobie słowa Herty Muller z książki Żyję mocno, utwierdziłam się, bo dużo we mnie strachu i jeszcze więcej nadziei, albo na odwrót.
Tym razem spotkania autorskie organizowane były przez instruktorkę Małgorzatę Augustyn, opiekunkę Dyskusyjnych Klubów Książki z Wojewódzkiej i Miejską Bibliotekę Publiczną w Rzeszowie oraz przez instruktorkę Lucynę Rożnowską. Zdarzało się, że na te spotkania przychodziła babcia z córką i wnuczką. No, tak, przecież jestem na rynku czytelniczym od ćwierć wieku. Nie wiem, czy udałoby mi się spotkać z Czytelnikami w małych miejscowościach Podkarpacia, gdyby nie działające tam świetnie dyskusyjne kluby ( DKK).
Na rynku w Rzeszowie, koło studni, spotkałam się Adamem Bieniasem, którego do tej pory znałam tylko z wirtualnej korespondencji. Adam jest już doktorantem, współpracuje z czasopismem „Fraza”, w którego najnowszym numerze jest kilka moich wierszy. Zastanawiałam się potem, dlaczego mi się tak miło z nim rozmawiało. I wiem: on jest uważny. Uważnie czyta, patrzy i słucha. Uważnie myśli. I dużo w nim empatii oraz ciepła. Szczęściarą jest jego dziewczyna.
Wróciłam do domu umęczona i zadowolona. Ale to nie koniec zawodowych szaleństw. Już w następnym dniu wręczałam nagrody w Kędzierzynie-Koźlu w konkursie Małe Krajobrazy Słowa i w tym samym dniu, czyli 13 czerwca, w piątek, o godz. 17. 13, odbierałam Narcyza w XIII edycji Nagrody Narcyz 2014. Wręczał mi ją prof. Jerzy Buzek.
Zawsze jest coś za coś. W tym samym czasie w Nikiszowcu był kolejny Art NAif Festival, gdzie Iwona Lifsches, prezentowała 8 nowych obrazów. Obrazy zobaczę, ale jej nie uściskałam, bo na wernisażu nie byłam.
Sobota i niedziela rodzinną jest i cześć!
Smażyłam karbinadle i naleśniki.
Biegałam z wnukami po boisku i niecnie podglądałam ich różnorakie charakterki i zachowania, by szukać inspiracji do kolejnej książeczki dla chłopaków. Pierwsza, jaką napisałam dla dzieci, Przybij piątkę”, wzbudza wielkie zainteresowanie i każdy się przy niej uśmiecha. Jak więc odmówić sobie przyjemności pisania?
W nagrodzonym opowiadaniu w kędzierzyńskim konkursie, Karolina Pulst napisała: „Talent to coś, co robicie dobrze. Na tym definicja się kończy” Bardzo mi się to spodobało. W zarozumiałości ducha swego pomyślałam, że czasem coś robię dobrze, bez względu na to, czy wszystkim się to podoba, czy nie. Bo przecież nie można być autorem dla każdego.
5 komentarzy
” Nadzieja, strach, talent, smutek i ” – rób, to co kochasz, Marto! Żyj! – z nadzieją, talentu niech Ci nie przysłania smutek , a zdrowia nie trać, na strach, bo to Twego życia, niepotrzebny – ” krach ” 🙂 PA! K.
„Kto wypuści z rąk nadzieję i strach, umiera”. Dziękuję, pani Marto, za to niezwykłe zdanie; niezwyczajne połączenie pojęć.
P.S. Na Pani pytanie o twórczość Edy Ostrowskiej, odpowiem prywatnym listem.
A ja, pani Marto, list wypisałam, przesłałam i dostałam z powrotem, z wiadomością, ze nie mógł być dostarczony z powodu jakichś usterek technicznych.
Mój wpis też się nie ukazał, ale ja wpisałam się na blogu. Pozdrawiam, Mania.
Blubell, ponoc były jakies usterki techniczne na Onecie. Z moją prywatną pocztą wszystko jest w porządku. Pozdrawiam.