Dziennik lektur

Gryź patyk, gdy poczujesz tęsknotę

Życie bohaterek „Prawdziwej historii opartej na kłamstwach” Jennifer Clement „toczy się wspak i jest na lewą stronę”. Cokolwiek powiem o tej powieści będzie błędem. Parafrazuję słowa Bolesława Leśmiana, który odnosił się w ten sposób do poezji. Opowieść jest fascynująca sama w sobie, ale wartość tej książki tkwi w języku, sposobie obrazowania, nie tylko w fabule.

Dom bogatej meksykańskiej rodziny przypomina Macondo, fikcyjną wioskę stworzoną przez Gabriela Margueza, opisaną w „Stu latach samotności” i opowiadaniu „Dzień po sobocie”. Mówię o aurze, bo sama rzeczywistość powieści J. Clement jest realistyczna i pełna bólu. Natomiast trzech narratorów opowiada o niej tak, że aż trudno uwierzyć, by akcja działa się w latach 60. XX wieku, gdzie czarno na białym funkcjonuje prawo i żyją kobiety, które wiedzą, że wolność może być ich przywilejem, a bunt prawem.

Bohaterkami powieści są: pani Lourdes Camila O`Conner, Leonora, Sofia, Josefa (służące), Aura, córka Lenory, odebrana jej, uznana przez pana O`Connera i wychowywana pod jego nazwiskiem. Są także, gdzieś w tle, dwaj „legalni” synowie jedynego żywiciela rodziny, Francisco i Pedro.
Leonora jest najmłodszą służącą. Jako nastolatka trafiła do państwa O`Conner wprost z klasztoru, do którego posłała ją matka, pewna, że tylko „krzyż nie kradnie, bo nie może poruszać ramionami”. Matka Leonory nie chciała już w swojej rodzinie niewykształconych ludzi, którzy przez całe życie zbierają witki i wyplatają z nich miotły.

Leonora nauczyła się w klasztorze czytać, pisać i wykonywać kobiece prace domowe. Nauczyła się także zawsze mówić „tak” i nigdy „nie”, bo „nie” to „słowo uparte jak muł, to słowo dla niegodnych warg”. Trzeba skrywać swoje myśli, uczyła ją matka, bo to daje człowiekowi moc. Nikt przecież nie zna myśli potężnych ludzi, nikt też nie wie, co myśli Bóg. Posada służącej w bogatym domu miała być szczytem jej marzeń. Dzięki pracy mogła pomagać matce i rodzeństwu. Za przysłane pieniądze matka kupiła telewizor i rodzina mogła oglądać seriale, także myśleć o Leonorze jak o szczęściarze, którą spotkał dobry los.

Leonora jest pełna pokory. Także pełna kamieni, które na razie nie krwawią. W dzieciństwie była bita kijem lub postrzępioną rózgą. Potem wychodziła na dwór i zjadała kamyki ze żwiru, znalezione na drodze. Wybierała takie, w których widać było różne kolory.
Leonorą wedle znachora zawładnęły duchy powietrza. „Mistrz” zalecił jej biczowanie pleców gałęziami, żeby przepędzić duchy i modlitwę za dziewicze zwierzęta. Nie widziała w tym nic dziwnego, była przecież „miotłowym dzieckiem”, którego matka wespół ze swoimi dziećmi zbierała w górach cienkie i długie patyki, witki na miotły „czarownicowe”. Skórę wszystkich „miotłowych” dzieci, pochodzących od nieznanych ojców, pokrywały cienkie, różowe linie.

Starsze służące, z którymi się zaprzyjaźniła nauczyły ją kraść lniane serwetki i skarpety pana, aby używać ich w czasie menstruacji. Któregoś dnia pan O`Conner sięgnął po Leonorę, jak po mandarynkę, którą pachniał jego dom. Leonora nie protestowała, bo jakże mogłaby. Była najcichszą kobietą na świecie, co tak bardzo skusiło jej pana. Pan stanął za plecami, jakby wszedł na jej cień. Nie mogła zrobić kroku.

Leonora kochała swoją córkę inaczej niż pani O`Conner swoje dzieci. Kochała totalnie, tym mocniej, im bardziej czuła, że bez posłuszeństwa i pokory może nie mieć do niej praw. Musiała więc poddać się dyktatowi swojej pani i godzić na to, by Aura nigdy się nie dowiedziała, że ulubiona służąca jest jej matką. Leonora zlizywała córce łzy z policzków, aby zamknąć jej płacz w sobie. Od czasu jej urodzenia nigdy nie odwiedziła swojej matki, ze strachu, że kiedy wróci, zastanie zamki zmienione, drzwi zaryglowane.

Josefa mówi mało.
W jednym słowie chce zmieścić i komentarz, i uczucia, i obraz. Zawsze znajduje najtrafniejsze. Trzeba jednak do niej znaleźć klucz, jak do autystycznego dziecka.

Sofia była najstarszą służącą. Była kobietą z konkretnym podejściem do życia. Mężczyźni zawsze robią sobie dzieci tam, gdzie nie powinni, mawiała W życiu chodzi o szukanie sensu, tłumaczyła, i o to, żeby wiedzieć, co to woda, a co to ogień. Lubiła mówić wiele, nie tracąc tchu. Była książką, bo wszystko jej się już przydarzyło. Mimo to pełna była uczuć. Nawet buty potrafiły w niej wzbudzić uczucia. Rozumiała ludzi. Nawet Josefę, mówiącą monosylabami. To dlatego, że przepełniają ją pomysły i myśli, tłumaczyła. Ona jedyna wierzyła, że przyjdzie czas, kiedy niebiosa staną w obronie kobiet, bo to rola boska, nie ludzka

Wszystkimi kobietami rządzi jeszcze jedna „bohaterka”: Pokora.
Wszystkie kobiety są ofiarami.
Chciałoby się napisać: jednego mężczyzny, pana O`Connera.
Ale to nie tak. Bo ten mężczyzna jest, jaki jest. Nawet są chwile, że czuje się do niego sympatię większą niż do jego żony. Kobiety są ofiarami prawdziwej historii, opartej na kłamstwach, systemu, wedle którego mężczyzna jest panem świata i władcą kobiet. Cóż z tego, że niektórzy z nich są dobrzy, pracowici, nawet wyrozumiali. Cóż z tego, ze niektórzy mają „duszę zrobioną ze szmat”. To kobiety utkały te szmaty, wychowały mężczyzn.
„Macondo” rodziny O` Connerów pachniało mydłem, kolendrą, lnianym olejem, mandarynkami, cytryną, czosnkiem, kminkiem, oregano, bananami, granatami. Sweter pana domu pachniał zaparzonym rumiankiem. Kij od miotły był kręgosłupem, gałęzie rękami i nogami, a ustami liść. Drzewa były ciche, choć czasem płakały. Papugi i kaczki fruwały. Koty miauczały Pani O`Conner spała. Bo nie potrafiła mierzyć własnych problemów cudzymi nieszczęściami.

„Prawdziwa historia oparta na kłamstwach” wkrada się w oddech. I zostawia ślad na lustrze, na które chuchasz. Ilekroć chuchniesz, będziesz widziała niebieski sznur. Oj, ten sznur.
I już nie zapomnisz, że każdy liść to usta.
Możesz tylko gryźć patyk, kiedy poczujesz tęsknotę. Jak Leonora. Albo znaleźć niebieski sznur. Oj, ten sznur.

Jennifer Clement, Prawdziwa historia oparta na kłamstwach. Przekład: Karolina Zaremba. Dom Wydawniczy Mała Kurka. 2014.

in / 2426 Views

10 komentarzy

  • ~BrzozowaAnia 4 czerwca 2014 at 19:23

    Witajcie w świecie Korwina Mikkego!
    Piękna recenzja, mam nadzieję, że książka jej dorówna 😉
    Przeczytam napewno, bo ja lubię kobiecą literaturę, uważam że to wcale nie jest określenie czegoś mniej wartościowego.

    Reply
  • ~Bluebell 9 czerwca 2014 at 19:21

    Pani Marto, zainteresowałam się poetką Edą Ostrowską, której pani pisała, i jej wierszami, a także notatnikiem. Wśród wierszy znalazłam dwa dedykowane pani, pani Marto!

    Reply
    • ~Krystyna 11 czerwca 2014 at 12:29

      Bluebell! – jesteś niemożliwa 🙂 Twoja ” uważność ” na wszystko, co dotyczy Marty F. jest godna podziwu. I pozwolę sobie zacytować Martę ” Edy Ostrowskiej wiersze takie są, że trzeba je czytać na kolanach, a potem całować rąbek sukni poetki.”
      Marta Fox, pisarka, poetka

      Reply
    • Marta 15 czerwca 2014 at 17:12

      Bluebell, tak znam te wiersze z dedykacją. Ciekawa jestem, czy znalazła Pani coś dla siebie w poezji Edy Ostrowskiej.

      Reply
      • ~Bluebell 18 czerwca 2014 at 16:31

        Pani Marto, odpowiem prywatnym listem na zapytanie Pani.

        Reply
  • ~Mania 13 czerwca 2014 at 15:57

    Zamiast komentarza przytoczę słowa Moniki Jaruzelskiej: „Nie trzeba rodzicom wybaczać, karać ich lub bez końca analizować swoje traumy. Można za to postawić cenzurę i powiedzieć, że jestem dorosła i wiem co może ranić moje dziecko.” Dzięki Monice Jaruzelskiej, już takich książek nie mam zamiaru czytać. Pozdrawiam, Mania.

    Reply
    • Marta 15 czerwca 2014 at 17:11

      Nie namawiam. Nie rozumiem tylko, dlaczego slowa Moniki Jaruzelskiej mają być wyrocznią.

      Reply
  • ~Mila 15 czerwca 2014 at 12:28

    Przeczytałam Pani recenzję dopiero dzisiaj i chyba to coś, co mnie od niej „oddalało”, miało rację.
    To książka o beznadziei, o tym, że nasz los jest przesądzony, że nie ma wyjścia ze schematów, w których tkwimy od urodzenia, o kobietach, które są ofiarami – jak Pani sama napisała. To lata 60. XX wieku, a ja, czytając Pani recenzję, cały czas miałam wrażenie, że to wiek XIX i przed oczami miałam „Niewolnicę Izaurę” jako skojarzenie z brazylijską telenowelą.
    Poczułam tę beznadzieję, czytając tylko recenzję. Nie wiem, czy przeczytam tę książkę, a pewności – jak Mania – nie mam. Może spróbuję coś zrozumieć. Czytając o cudzym schemacie (jestem pod wpływem „Granicy” Z. Nałkowskiej, którą ostatnio czytam) może wyciągnę wnioski ze swojego i może…
    To jedna strona tego, co poczułam, czytając Pani recenzję. Druga strona jest taka, że pomyślałam, że nie ma się nad czym rozczulać, przecież to życie, takie jest, było i będzie. I ta konkluzja jest chyba jeszcze bardziej pozbawiona nadziei.

    Emilka

    Reply
    • Marta 15 czerwca 2014 at 17:09

      Emilko, widocznie napisalam tę impresję nie tak jak powinnam. Siła powieści Clemment tkwi nie w fabule, nie w schemacie, tylko w poetyckim języku i klimacie, ktory dzięki niemu zostal stworzony, w magii postaci, a nie w wydarzeniach. Przywołałas „Granicę”. Z jej pierwszego zdania mozemy poznać fabułę: kariera Zenona była błyskotliwa, krótka i tragiczna, a teraz od tego tragicznego finału można się jej przyjrzeć. Tak więc Nałkowska stawia na psychologię i próbuje pokazać, ile wiemy o sobie i jacy jesteśmy, czy tacy, jak myślą o nas inni, czy jak myślimy o sobie sami. Inni wrzucają nas w schemat, my sami mamy swoje racje, każdy inną. Długo by na ten temat dyskutować. Nie namawiam Cię do czytania opisywanej powieści, ale czuję, że wpadłabyś w nią, jak i ja wpadłam. I wielkie to było dla mnie przeżycie.

      Reply
      • ~Mila 15 czerwca 2014 at 17:32

        Po takiej odpowiedzi na pewno przeczytam. Bo skoro nie jest do końca tak, jak myślę to chcę wiedzieć, jak jest. Pozdrawiam.

        Reply

    Napisz swoją opinię

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.