Kochane Czytelniczki mojego bloga,
Bardzo mi miło, ze czujecie się swobodnie i przejęłyście inicjatywę, tocząc intrygującą rozmowę w komentarzach.
Codziennie o Was myślę i uśmiecham się do Waszych rozmów. Codziennie obiecuję sobie, że napiszę coś nowego. Lista tematów rośnie, zapisuję je w punktach. I czekam na to, by ktoś/ coś mi dodało tzw. szwungu do pisania, jak mówi moja niemiecka siostra.
Najprościej byłoby przyznać się do lenistwa. Wpisując tytuł, zamierzałam to zrobić. U mnie to jednak nie jest tak, że jak robię NIC, to nic nie robię.
Jestem zajęta od rana do późnego wieczora. Wypełniam sobie dni wieloma małymi sprawami, które zżerają mój czas. Nie lubię rozpoczynać czegoś i nie kończyć. A tak się składa, że to właśnie mnie dopadło. Nijak nie potrafię przywołać siebie do porządku. Najpierw chciałam zamieścić impresję ze spektaklu „Koń, kobieta i kanarek”, który trzy tygodnie temu zobaczyłam w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Napisałam. Nie jestem zadowolona. Poprawiam, dodaję. Rzecz w tym, że ten spektakl bardzo mnie boli i dlatego wszystko, co o nim mówię, wydaje mi się płytkie. Tytuł mam i go zostawię: „Całuj dłoń żywiciela”. To także dobry tytuł na powieść, więc zaklepuję go dla siebie i zastrzegam copyright. Czy napiszę książkę, nie wiem, ale lubię mieć tytuły w zapasie. Kiedy wreszcie wkleję tekst o spektaklu, będę mogła pójść dalej z poczuciem, że nie łapię kilku srok za ogon.
Pomiędzy rozpoczęłam pisanie nowej powieści, choć nie skończyłam poprzedniej. No, cóż, tak bywa, utknęłam. Nie martwi mnie to, bo nie piszę jej dla konkretnego wydawcy i nie wyznaczyłam sobie terminu ukończenia. Być może za kilka miesięcy się dowiem, dlaczego utknęłam. Podobnie miałam z powieścią „Zuzanna nie istnieje”. Powróciłam do niej po 2 latach i nie odstąpiłam, dopóki nie skończyłam Dziś wiem, dlaczego przerwałam pisanie.
Czegoś mi brakuje w pisaniu, nie wiem, czego. A potem nagle to coś się pojawia i pisanie staje się oczywiste.
Nie zdradzę o czym jest nowa, bo się boję zapeszyć. Na Facebooku przygotowuję specjalną akcję marketingową, założyłam nawet stronę dla tej powieści i zobaczę, jak się jej losy potoczą, czy będzie się cieszyła zainteresowaniem.
Nie wyjechałam na planowaną majówkę. Trudno. Zbyt wiele znaków stanęło mi na przeszkodzie, postanowiłam się im nie sprzeciwiać.
Czułam się najpierw z tym źle, bo obiecałam wyjazd zorganizować i miałam bardzo ambitne plany odwiedzenia Sandomierza. Byłam w tym mieście już trzy razy przejazdem, dlatego chcę tam wrócić na kilka dni. Teraz jednak wiem, że potrzebne mi są dni w domu. Z wielu powodów.
Szukam usprawiedliwienia dla mojego „lenistwa” blogowego.
Znajduję w opętaniu stołami.
Tak, stołami.
Kupiliśmy nowy stół do „salonu”. Rozkładany, lata 30.XX wieku. Cudeńko. Ale poprzedni też był świetny, lubiłam go. Od czasu, kiedy mam więcej osób do kochania,stół był za mały, bo się nie rozkładał. Jest też nowy stół w kuchni, szklany, i nowe krzesła, zielone, wygodne. Pomiędzy starymi a nowymi stołami, spróbowałam przypomnieć sobie, co się przy nich wydarzyło. Roztkliwiłam się. Pożałowałam, że się ich pozbywam. Ale kiedy zobaczyłam nowe, zapragnęłam, by i one były świadkami dobrych rozmów. I dobrego jedzenia. Mam nadzieję, że stare stoły będą jednoczyć inne rodziny. Bo stół to podstawa, prawda?
Pozdrawiam serdecznie i od jutra się rozkręcam, nakręcam albo co tam jeszcze.
13 komentarzy
Witaj pani Marto imienniczko mojej córki.Długo tutaj nie zaglądałam,gdyż wiele czynników się złożyło.Byłam nawet w Zabrzu,odwiedziłam miejsca naszej rodziny i dalej szukam krewnych o nazwisku Draga,ale nie będę zanudzać.Jestem ciekawa nowej książki pani.Wiele dobrego na „majówkę”.
Marto, nami (blogerkami) się nie przejmuj, aż tak bardzo, bo jako samoswoje, radę damy. Wolę, jak już, mniej wpisów, a takie, jak ten, niż częstsze i pisane na kolanie (czyt. w pośpiechu), bo czujesz się ” winna „, że nas ( blog swój ) zaniedbujesz. Jednak przyznam, że na Twoje relacje ( czyt. recenzje ), z przedstawień teatralnych, bardzo czekam i, nie zawsze się doczekuję. Mam nadzieję, że tym razem, bo zabrzmiało intrygująco, cyt. ” Rzecz w tym, że ten spektakl bardzo mnie boli i dlatego wszystko, co o nim mówię, wydaje mi się płytkie. ” Oj! – potrafisz podgrzać emocje.
Pozdrawiam, ( pierwszo ) majowo, K.
PS. Za nasze ( Izy też ) ” intrygujące komentarze „, w imieniu Izy i własnym, bardzo przepraszamy. Mam nadzieję, że Iza się za tę moją samowolę, nie pogniewa. Przeszłyśmy, na równie ” intrygujące ” – maile.
Nie gniewam się jak już wcześniej pisałam, to nie moje metody. Ale jestem wkurzona, że bez mojej zgody przepraszasz w moim imieniu przeczytawszy, że Marcie pasowało nasze pisanie; mogła sobie poleniuchować. Uważam, że nikomu krzywdy nie zrobiłam, więc nie mam za co przepraszać. Pa, Iza
Cała Iza, hehhe. Krysiu, miło, że czekasz. Będzie. najpierw jednak muszę rodzinkę nakarmić.
Do Krystyny napisałam długiego e- maila, mimo, że Pani od polskiego mnie usprawiedliwiła nie znając najlepszego komplementu jaki usłyszałam. Kolega po fachu; (o moim fachu i kolegach pisałam oraz o meNżu co „po tych samych pieniądzach” co koledzy z pracy) gdy go usiekłam- tego kolegę, bo mężowi rady nie dałam- jednym zdaniem, odpowiedział we własnej obronie: najgorsze są takie małe drzazgi. Chyba „chwatit”, jeśli chodzi o moją obecność na niniejszym blogu. Pozdrawiam Wszystkich! Pa, Iza.
A wysłałaś go? – bo ja od Ciebie dostałam ostatniego maila 30.04, i nie był zbyt długi. Chyba, że o nim mowa, a co do jego długości, mamy różnicę zdań. Mam nadzieję, że do spamu nie poszedł hihihi! SORRY! – za żart, niewybredny zresztą.
PA! K.
PS. Ale jednak do spamu zajrzę, i dam znać, jakby co…
Sama sobie, jako osoba samoswoja – odpowiadam, że w spamie nie ma maila od Ciebie. Wyślij jeszcze raz, albo na Marty blogu ( korespondencja nasza znów kwitnie, czyt. rozwija się ) odpowiedz. – kiedy to było? Bo ja już sama sobie, odpowiadać nie będę.
Lenię się i nie będę sprawdzać ani szukać, bo długość e- maila jest pojęciem względnym. Owszem, nie odpowiedziałam na Twoje pytania w e- mailu, ale na Marty blogu odpowiedziałam na jedno z Twoich pytań; co mnie wkurza napisałam bo też „samoswoja” jestem. Pa, Iza.
OK! PA! Krystyna
Wszystkie jesteśmy samoswoje i całe szczęście, choć może Alutkom lepiej, szczególnie tym, które wiedzą, co to dyplomacja.
Izo, teraz tego „chwatit” nie kumam. zabrzmiało groźnie, jakbyś się ze mną rozstawała. Buuuu.
Wybrałam lenistwo, wszak Poeta, którego wspomniałam na poprzednim wpisie napisał wiersz, że bycie leniem jest OK, więc kto Alutce zabroni? Miłego świątecznego „dzionka”. Pa, Iza
Tobie też miłego. W moim przypadku lenistwo nie jest wyborem. Raczej to, co tak nazwałam, stało się stanem duszy, hehhe, jeśli ją jako kobieta posiadam, choć Nietzsche miał inne na ten temat zdanie. Pappa.