Bywały smutne wigilie w moim życiu. Jak na przykład ta w 1971 roku. Miałam wówczas 19 lat, od roku byłam mężatką i studentką III roku filologii polskiej. Postanowiliśmy zaniechać wszelkich tradycji, uniknąć przygotowań, a także siedzenia przy rodzinnych stołach, gdzie przy jednym barszczyk z uszkami i kutia według tradycji wschodniej, przy drugim zupa rybna i makówki, jak to na Śląsku. Pojechaliśmy do Piechowic (4 km od Szklarskiej Poręby). Dom wczasowy FWP (Fundusz Wczasów Pracowniczych), mieścił się na szczycie góry.
Otrzymaliśmy pokój 4-osobowy i żadne moje jęki nie pomogły w zmianie przydziału. Zamieszkaliśmy z młodym małżeństwem. Nie potrafiłam się zintegrować ani ze współlokatorami, ani z biesiadnikami przy wigilijnym stole. Żadna z potraw mi nie smakowała, kolędy brzmiały fałszywie, życzenia jeszcze gorzej. Brakowało mi moich rodzinnych klimatów. I wtedy postanowiłam, że każdą następną wigilię spędzę w swoim domu, który zbuduję, poczynając od kolacji wigilijnej w 1972 roku.
Od tego postanowienia odeszłam tylko raz z racji zawirowań rodzinnych.
Wtedy spędzałam wigilię w Beskidach, z dziewczynkami. Było tam pięknie i bardzo smutno.
Nie da się smutku i samotności zabić towarzyskimi kontaktami.
Samotność ciąży tym bardziej, im gorliwiej człowiek chce się jej pozbyć.
Inaczej jest ze szczęściem, ono się mnoży, kiedy się go dzieli z innymi.
Od lat biorę przykład ze starych i mądrych kobiet.
Szczególnie nie szaleję ze sprzątaniem. Przecież dbam o dom codziennie. I dbam o to, by sobie życia nie utrudniać, więc pozbywam się systematycznie gadżetów, które gromadzą kurz, typu „durnostojki”. Pozbyłam się firan i dywanów. Zadbane podłogi są same w sobie ładne.
Potrawy świąteczne chcę mieć zrobione po swojemu, by przypominały smaki nasze, domowe. Skoro jednak starszej córce świetnie wychodzi karp po żydowsku, to już sobie go odpuściłam, wiem, że się podzieli.
Ale i tak najważniejszy jest klimat świątecznego spotkania. Uczucia, którymi się darzymy. Karp wrzucany w złości na patelnię, stanie ością w gardle, prawda? Nikomu takiego karpia nie życzę.
„Kto nieba nie znalazł tu – w dole –
Ten nie znajdzie go i w Niebie samym” – napisała Emily Dickinson.
Wszystkiego teoretycznie nieosiągalnego życzę.
15 komentarzy
O! O! To o mnie! Dzięki Ci Marta, że tym tekstem- nic nie mam do dodania, ze wszystkim się zgadzam- spowodowałaś, że zajmę się wreszcie tym co POwinnam pisać. Ale, jak mam się zająć gdy kapelusze podgrzybków się gotują na uszka; buraki na barszcz jeszcze w reklamówce… Pisaniem apelacji zajmę się PO świętach. Czytelnicy mogą nie wiedzieć, że ja co roku POstanawiam: święta są dla tych co chodzą do kościoła; nie chodzisz- to do dorosłego dziecka- to „niama”. To co w cudzysłowie pochodzi od dorosłego dziecka; tak mówił będąc maluszkiem. Następnie lecę po zakupy i robię jego ulubione świąteczne potrawy. Kobieta zmienną jest, jednak. Zdrowych i pogodnych dni świątecznych życzę ze wszystkim, których kochamy. Życzę tegoTobie Marto, Twoim Bliskim i Twoim Czytelnikom oraz sobie. Iza.
Marto – kochana. Jak Ty – nie szaleję z porządkami, nie mam firan i dywanów , jedynie w kuchni nikt mnie nie zastępuje, choć bardzo bym chciała. Jest nas tylko dwoje, więc kolacja wigilijna ma znamiona tradycji ale bez przesady. Było miło, a dziś w 1-szy dzień świąt, wybieramy się na „wiosenny” spacer i w odwiedziny do samotnego wilka, zatwardziałego, znerwicowanego uparciucha, który jednak nie powinien być zupełnie sam. Moi bliscy są daleko, mogłam im tylko życzyć dobroci przez telefon, najważniejsze jednak, że mam do kogo przytulić się za dnia i wieczorem.
W tych dziwnych czasach, kiedy „troskę o duszę zastąpiła troska o rzeczy” ( Jan Patocka) – życzymy Tobie i rodzinie nieustającej miłości po wsze czasy. Renata i Rysiu.
Pani Renato! Napisała Pani do Marty, więc nie powinnam się wcinać, ale znam Martę i wiem, że mi wybaczy jaśli napiszę: O! O! To znowu o mnie, bo:
– z porządkami nie zaszalam „na maksa” (to co w cudzysłowie jest do Marty co zna tego co wymyślił cudzysłów) a zaszalałam tak: oknien nie umyłam i dziecku nie zleciłam zadania pamiętając tabliczkę w pociągu: nie wychalaj się; żadnemu swojemu dziecku nie zleciłam. Sama nie miałam czasu się „wychylić”. Owszem, młodszy syn odkurzył mieszkanie, ale mam zarzuty do jego działalności, których nie wyraziłam aby nie psuć świątecznej atmosfery.
– w kuchni też „nikt mnie nie zastępuje”. Kiedyś chciałam tak jak Pani a dzisiaj już nie, bo mężczyżni mojego życia „do garów nie mieli nabożeństwa” i jak mam po takim sprzątać, to wolę być królową we własnej kuchni. To moje „królestwo” nie jest bez konsekwencji; piszę w trakcie zmywania naczyń po zjedzeniu tego co wczoraj przygotowałam,
– w pierwszy dzień świąt też wybrałam się na spacer; wiosenna pogoda a w moim prowincjonalnym mieście pustki; nawet rodziców z małymi dziećmi nie spotkałam; w tym prorodzinnym państwie nie spotkałam. A w Londynie w pierwszy dzień świąt naszych Wielkanocnych… Kto ciekaw niech pojedzie i zobaczy to co ja widziałam.
– odnośnie „zatwardziałego wilka” nie będę się wypowiadać, chociaż powinnam, bo mam takich udokumentowanych, ale jest dorosły, jego wybór. Szkoda Pani czasu na uszczęśliwianie takich.
– mój starszy syn też daleko, na końcu świata mieszka. Młodszy syn jest chwilowo w domu ale mnie nie przytula, bo ja tego nie chcę. Uważem, że dorosły syn przytulający się do matki to edypek. Synowie, znając mój wcześniej wyrażony pogląd, przytulają się do mnie mocno; odruchowo to robią, jak się żegnają wyjeżdżajc z domu. I tego odruchu nie mam zamiaru ich oduczać. Pozdrawiam, Iza.
Pani Izo, jak miło. Cieszę się z reakcji. Pragnę zaznaczyć, że uszczęśliwianie wilka okazało się bez sensu. Więcej tego nie zrobię. A na ulicach pustki, i to nie na prowincji. Smutno, szaro, bez życia. Dziś , w drugi dzień świąt już nie było zachęty za oknem do wyjścia, mimo wiosennej temperatury. Dobry czas na lekturę, świetnie się czyta dziennik młodocianej Agnieszki Osieckiej. Obejrzałam też niezły film z Clooneyem. Teraz czytam blogi ulubionych. Martę czytam systematycznie. Pozdrawiam, Pani Izo. Rena
Witajcie w klubie – matek, żon i kochanek, które same wszystko wolą zrobić, niż prosić się i dostać ” kosza „! Albo, co znacznie gorsze – wyrazy niezadowolenia. Matki przestają się do synów przytulać, jak tylko zauważą, pierwszy meszek pod nosem, bo wtedy już nie wypada. A ponieważ synowie to akceptują, to zaczynają się od matek oddalać, odsuwać, a później jest już tylko gorzej. Do tego co było, już nigdy nie da się – powrócić, bo stają się mężczyznami, których powinny przytulać, nie ich matki, ale: dziewczyny, kochanki, żony. Taka jest kolej rzeczy. Ja swojemu synowi, jak tylko do mnie przyjeżdża, nie potrafię narzucić czułości, jeżeli sam tego nie chce. Pozdrawiam poświątecznie, K.
Droga Marto! „Z uwagi na powyższe” wpisy- to co w cudzysłowie piszę do sądów do których mi się nie chce pisać ale piszę bo „muszem”- trzymam z Reną, trzymam z Krystyną i trzymam z Tobą Marto, bo wierzę, że ta propozycja „klubu matek, żon i kochanek” Ciebie zainteresuje jak mnie zainteresowała, chociaż kochanką nie byłam, bo wyszłam za mąż młodo; za tego pierwszego co powiedział: kocham cię wyszłam. „I tyle mojej winy”- (hi, hi). Pozdrawiam poświątecznie oraz noworocznie pozdrawiam, bo ja wreszczie powinnam zając się tymi apelacjami, co „nie chcem ale muszem” napisać; nie będąc prawnikiem napiszę bo jakby nie mam innego wyjścia- wszyscy prawnicy w moim prowincjonalnym mieście świętują aż do 3. stycznia przyszłego roku. A kto bogatemu zabroni? Czy „nie będąc” pisze się osobno czy „cuzamen”? Zadałam pytanie „Pani od polskiego” (hi, hi jeszcze raz hi, hi) Pa, Iza.
Wszystkiego, co najlepsze, pani Marto.
Firanek tez się pozbyłam. Dywanów nigdy nie miałam.
Pod pierwszym zdaniem podpisuję się dwoma palcami co należą do moich dwóch rąk, bo tylko dwóch palców używam pisząc na klawiaturze. Używania reszty palców się nie nauczyłam, więc nie mogę więcej napisać niż bym chciała. A może to i dobrze? Drugie zdanie: o! o! to o mnie. Firanki miałam w pierwszym mieszkaniu; pozbyłam się ich gdy się okazało, że mój starszy syn jest uczulony na roztocze kurzu domowego i było super bo widok z 6. piętra był zamiast obrazów, na które wówczas nie było mnie stać. Ale, potem wybudowałam „willę” ze strychu z oknami połaciowymi i aby nie oglądać ciągle brudnych okien (kto takie ma to wie o czym piszę) wymyśliłam firanki na „skośne” okna, które mi Niebo zasłaniają, ale nie wpędzają w poczucie winy, że okien nie umyłam a POwinnam. Odnośnie dywanów, to zawsze miałam jeden, w przedpokoju miałam, bo nie umiałam nauczyć tych męższczyzn mojego życia wycierania butów. A moja znajoma psa nauczyła; pies wycierał swoje 4. łapy w wycieraczkę. Z uwagi na jej „umiejętności” w wychowaniu psa, uznałam wówczas, że jestem beznadziejną matką. Pozdrawiam, Iza.
Jak miło, dziewczyny! Dziękuję, że sobie pogadałyście u mnie, choć mnie tu nie było. A propos tych wilków. Już to przerabiałam. I więcej się nie wychylam. Wilk lubi, jak się do niego czasem zatelefonuje, zapyta o zdrowie, poopowiada o sobie, itp. Wilk lubi, jak mu się kartkę wyśle, krótki liścik napisze. Więcej nic. Wilki to dziwne zwierzaki, niby w stadzie, a samotniki.
Dzięki Ci Marta, że nie masz pretensji o to, że się rozpisałam na Twoim blogu, ale nie miałam czasu aby skrócić wpis… Nie pamiętam która z Was napisała, że Goethe też tak miał, ale spowodowała, że przestałam skracać swoje „liściki”. A kto przyszłej Alutce zabroni? Wszak Alutka pisała też „poematy” , za których publikację Jędrula płacił. A ja „publikuję” za darmo, będąc Alutką w tym wcieleniu… Od wczoraj studiuję Prawo o notariacie i „co nieco” mózg mi się zagrzał, więc wybaczcie mi jeśli coś napisałam bez sensu. W celu zresetowania własnego mózgu piszę niniejszy tekst- już słuszę tego „wilka”: jeśli założymy, że posiadasz mózg-, a ten „idiot” (to co w cudzysłowie dotyczy mojego mózgu a nie „eksia”) nie chce mnie posłuchać; bo się wkręcił w te artykuły i paragrafy; jeszcze punkty dopisał ustawodawca; pod paragrafami dopisał. O! siostro k. … A może to i dobrze, że się mój mózg zajął tym czym teraz powinien się zająć? Pozdrawiam, Iza.
Iza! – czy Ty masz posunięte do przodu zegary? – łącznie z komputerowym? Bo wpis jest już 2 raz o 15min. wcześniej do godziny rzeczywistej. Pytam, bo ja wszystkie w domu zegary, mam o 15min. do przodu, łącznie z komórką. Jeżeli tak, to może jakieś bratnie dusze w nas drzemią. Tym bardziej, że ja przez miniony rok, swój mózg też zatruwałam – paragrafami, ustawami, artykułami – odgrywając w sądzie: adwokata, oskarżyciela, oskarżoną, powódkę itd., że już pod koniec, sama nie wiedziałam, kim jestem i po co znalazłam się na sali sądowej? A, że Goethe, też tak miał, to ja … ” Johann Wolfgang Goethe napisał kiedyś do jednego z przyjaciół całkiem spory list. Na końcu w postscriptum dopisał jeszcze: ” Szanowny panie hrabio, przepraszam za tak długi list, ale nie miałem czasu, żeby sformułować go krócej. ”
Przyjemności, K.
PS. Wyślę wpis i sprawdzę godzinę, bo może Marta ma na blogu 15min. do przodu.
Dzięki Ci Krystyno! Pisząc leciałam do pralki, gotowałam obiad, dzwoniłam, bo mi się przypomniało, że POwinnam zadzwonić. I jak wreszcie mogłam usiąść do laptopa to zobaczyłam, ze nie wysłałam. Jesteśmy PO tych samych przejściach jeśli chodzi o sądy… ale ja byłam również POZWANĄ; muszę policzyć ile razy… 4. razy byłam i bez mecenasa dałam radę; przez „wspólnotę mieszkaniową” byłam pozywana. Teraz mam być adwokatem mojego syna, którego tzw. rodzina chce „pozbawić dorobku życia jego rodziców”. „Chwatit”na dzisiaj. Pa, iza.
Oczekiwania mnie przerosły i rozczarowały! – bo okazało się, że wysłałam o 16.15 a na blogu pokazuje 17.17! A to oznacza, że Marta ma na blogu letni czas. Znając jej niechęć do pory zimowej, to nie jestem zdziwiona.
Oby do wiosny! – prawdziwej!
Ja również mam niechęć do „pory zimowej” ale moim laptopem zajmuje się mój młodszy syn; zajmuję się w ostateczności gdy ja „zrobię kaszanę”. Nie przypominam sobie abym ostatnio zrobiła krzywdę laptopowi, którego mam po nim. A może niepotrzebnie przyznałam się do winy? Pa, Iza.
Coś mi umknęło. Wydaje mi się, że my wszystkie, łącznie z Martą jesteśmy „o 15. minut do przodu”, BO jesteśmy nadodpowiedzialne. A teraz „chwatit”, „na maksa” „chwatit”. Autorów cudzysłowów Marta zna i wiem, że jak przeczyta to się ucieszy, wszak autorów cytatów zna lepiej niż ja. Pozdrowiam, Iza.