Ta chwila, kiedy wchodzisz do domu po tygodniowej nieobecności. Myjesz ręce w swojej umywalce, patrzysz w lustro nad nią i widzisz zmęczone oczy. Dostajesz kubek herbaty z plasterkiem cytryny, siadasz przy swoim biurku, a pies od razu układa się obok twoich stóp.
Kiedy wnuk telefonuje, by powiedzieć, że pokaże mi coś, czego nazwa i tak nic mi nie mówi, ale cieszy fakt, że chce pokazać.
Kiedy zajada pierogi z truskawkami i mówi, że to jest pyszne.
Kiedy drugi wnuk mówi: Fajnych mam kuzynów, lubię ich.
Kiedy córka pisze List otwarty do mojej matki i publikuje go na Facebooku, a ty czytasz i płaczesz.
Kiedy zasypiasz w swoim łóżku i śpisz przez pięć godzin bez przerwy.
Kiedy rano dostajesz do łóżka filiżankę kawy i kilka truskawek.
Kiedy nagle przyfruwa do ciebie zapach kwitnącego grochodrzewu akacjowego.
Kiedy czytasz wiersz i czujesz dreszcz na plecach.
Kiedy zjadasz całą miseczkę chłodniku litewskiego.
Kiedy słyszysz, że córka się śmieje.
Kiedy głaszczesz okładkę nowej książki.
Wyrzucasz z uśmiechem stertę wycinków z gazet, bo i tak nie przeczytasz.
A reszta?
Reszta to „krecia robota i wiatr”.
2 komentarze
nicość powoli pochłania. domu już nie ma.
Podobno można DOM mieć, nosić w sobie ???