Wśród moich podróży autorskich była także podróż sentymentalna, do Platerowa, wsi, z której pochodził mój ojciec i gdzie spędzałam wakacje, kiedy byłam nastolatką, już po śmierci ojca. Wspominałam o tym w „Ricie”.
Nie byłam tam od śmierci babci Marianny, czyli ponad 40 lat.
Żyje jeszcze siostra ojca i żona brata, czyli moja stryjenka, Zosia. Była to pogodna osoba, życzliwa, bardzo dbała o nas, dobrze nas karmiła. Uwielbiałam jej makaron ze skwarkami i chłodnik. Takim właśnie chłodnikiem zostałam poczęstowana po przyjeździe i od razu przyfrunęły do mnie tamte upalne dni, kiedy chłeptaliśmy chłodnik, zajadając go gorącymi omaszczonymi ziemniakami. A na deser była pajda chleba ze śmietaną i cukrem.
Poznałam dorosłe dzieci mojej nieżyjącej kuzynki, Joli, z którą zbierałam grzyby. Przy okazji wspominek przypomniałam sobie, że nasze imiona (moje i sióstr) budziły niezrozumienie babci (Bosia, Gala, Misia). Babcię najbardziej dziwiła Bosia (od Bożenki). Spośród tych zdrobnień tylko moje funkcjonuje w rodzinie (Misia). Jutro się spotkam z siostrą i na dzień dobry powiem: Cześć, Gala.
Przywiozłam wiele starych fotografii. I ciche przekonanie, że więcej odziedziczyłyśmy ze strony ojca niż matki. Za to mama zdążyła nas wielu rzeczy nauczyć i wpoić nam wartości, którym się nie sprzeniewierzamy do dziś.
Wróciłam stęskniona za domem i własnym łóżkiem w szczególności. Za dużym laptopem także.
Zamierzałam się przez kilka dni bisurmanić, nic nie robiąc, ale „ciężko łatwo żyć, jak mawiał mój licealny wychowawca, historyk, Józef Daniel.
Zirytował mnie list, którego fragmenty cytuję:
„W ramach zaliczenia zajęć z Kultury Żywego Słowa (Wydział Filologiczny, UMK w Toruniu) mamy przygotować „coś”. Warunek: owo „coś” powinno dotyczyć literatury najnowszej. Postanowiłem, że przygotuję „ankietę”, wzorowaną po trosze na tym, co przed laty przygotowała w jednym z numerów „Kultura” (co najlepiej widać w 1. pytaniu). Byłoby mi niezmiernie miło, gdyby w sposób w miarę wyczerpujący, argumentując swoje wybory, odpowiedziała Pani na pytania:
1. Których pisarzy polskich debiutujący po roku 1989 uważa Pani za przecenionych lub niedocenionych?
2. Która z obecnie przyznawanych nagród literackich w Polsce – Pani zdaniem – najlepiej promuje polską literaturę? Dlaczego?
Jeśli chciałaby Pani poczynić refleksje wokół literatury dziecięcej i młodzieżowej – to świetnie. Nie ukrywam jednak, że liczyłbym na przemyślenia dotyczące literatury dla dorosłych, jakkolwiek to brzmi umownie. Jeśli udałoby się Pani do jutra – choć wiem, mail może nieco późno wysłany – do godzin popołudniowych, np. 17.00, to byłbym zadowolony”.
Obawiam się, że ów student nie by zadowolony, bo w irytacji ducha swego uprzejmie odpisałam, co myślę. Z dalszej części listu wynika, że inni pisarze odrobili za studenta zadanie domowe. Może nie zasugerowano im, by rzuci wszystko i zabrali się do pracy na „już”, bo termin studenta gonił.
6 komentarzy
Pani Marto! A nie pomyślała Pani troszeczkę? Toż ten student biedny jest. Najprawdopodobniej wczoraj dowiedział się z Internetu co ma zrobić. Jeszcze jestem matką studenta i wiem, jak Internet im bruździ w zdobywaniu wiedzy. BO, tak znienacka, wieczorem, student, w gościnie u mamuni odbiera e- maila od pracownika uczelni i pyta mnie: matka!?!?co ja mam zrobić!?!? będąc 420 km. od uczelni, która o tym nie wie. Też byłam studentką w tym samym mieście, oddalonym od domu 420 km. i podałam dziecku instrukcję: Ty kupuj bilet, przejedź te 420. km. i się dowiedz o co chodzi. Za moich czasów pociąg był bezpośredni i te kilometry student mógł przejechać w kuszetce mając „ino” stypendium. Syn przejechał tę trasę z przesiadkami- dwie noce bez spania-, ale jak się stawił u pracownika uczelni, to problem przestał istnieć. Owszem, jakieś pretensje do mnie miał typu: w dobie Internetu itd. Ale, ja kumata jestem; termin wyjaśnienia (odpowiedzi) to termin, a Ty (gadałam do dziecka) nie masz pewności, że naukowiec odbierze e- maila od Ciebie z wyjaśnieniem w terminie. Reasumując, to „za naszych czasów” było inaczej. Owszem, promotor gnębił, ale raz na tydzień bo Internetu nie było i pracę magisterską można było sobie pisać „całkiem spokojnie” pół roku, jak ustawa kazała. A teraz? A teraz to ja bym tej pracy magisterskiej chyba nie napisała, bo nie umiem pisać sensownie bądąc
nękana e- mailami z terminem odpowiedzi. Do pracy umysłowej spokój potrzebny jest. Nieprawdaż? Pa, Iza.
Ten „biedny” student to ignorant, impertynent i nieuk. Przecież po to ja [szkoła publiczna], rodzice [prywatna], płacimy za jego pięć lat poróbstwa, żeby sam to wiedział. Tam myśliciela z niego nie zrobią, ale chociaż powinni go nauczyć czytać i dobrych manier.
Maniery nabywa się w domu; szkoła też ma jakiś wpływ, tak, ale i nauczycielom brakuje ogłady.
Pani Izo, Pani patrzy ze swojego punktu widzenia, a ja ze swojego. Nie będę odrabiać zadan za nikogo. A szczegolnie wtedy, kiedy mam termin na „juz” i kiedy musialabym zrezygnowac ze swoich planów. Jestem maksymalistką, więc nie odpowiedziałabym jednym zdaniem, tylko napisalabym niemalże esej. Zresztą – takie mialam wytyczne, hehhe. Proszę wybaczyć, ze nie podzielam Pani zdania. Pomagam ludziom, ale nie pozwolę się wykorzystywać. Już nie. Jesli popelniłam błąd, to taki, ze odpowiedziałam na ten list. Powinien od razu wylądować pod adresem Koszykowa 1. Ciągle jeszcze mam zakodowane, że na list trzeba odpowiedzieć. Pozdrawiam.
Witam. Byłam studentką Filologii Polskiej w Toruniu i trochę wstyd mi za młodszego kolegę. Jak ja studiowałam, to tych chłopaków było na roku tylko kilku, nawet na lekarstwo za mało. A i wtedy jak byli, to mało męscy. Dawali się niańczyć, rozpieszczać. A może się też bali bab w takiej ilości… Dziś Maryla Rodowicz śpiewa, że „chłopcy teraz nie chcą być chłopcami”, „wolą kokosanki, ciepły pled”. Chłopak od listu też musi być mało męski, narcyzowaty, rozpieszczony przez baby, nienawykły, że odmawia się jego prośbie. Może nawet myślał, że poczuje się Pani dzięki jego prośbie wyróżniona. Ja w swoim życiu wybrałam chłopa ze wsi. Czuję się przy nim Kobietą.
Dziękuję. A już myślałam, że jakaś inna jestem, że nie chcę pomagać i nie rozumiem ludzi w potrzebie. A ja tylko cwaniactwa nie cierpię.