W Szczytnie miałam dwa emocjonujące spotkania, w Miejskiej Bibliotece, organizowane przez Jagodę Pijanowską, dyrektorkę.
W spotkaniu do południa uczestniczyła młodzież i kilku tzw.dorosłych. Młodzi wsłuchani (zawsze to czuję), ale i rozgadani. Przyszli „wybrani”, czyli moi prawdziwi Czytelnicy.
Dlatego interesowało ich wiele spraw, także i problemy warsztatowe, związane z pisaniem.Kiedy rozmawialiśmy o wyborach powieściowych bohaterek, zapytałam: Czy widzicie różnicę pomiędzy seksem a miłością? Jedna z dziewcząt radośnie powiedziała „nie”.
Inni widzieli, ale nie drążyliśmy tematu, bo zasugerowałam, by każdy sobie odpowiedział na to pytanie w samotności. W „Sekret-niku” też zadaję to pytanie i specjalnie zostawiam całą pustą stronę na zapiski.
Co ciekawe; nie mogę się uwolnić od tej odpowiedzi. Bo może to prawdziwie radosne „nie” oznaczało dla dziewczyny, że seks może mieć pełny wymiar tylko wtedy, gdy łączy się z uczuciami, bliskością, lojalnością i tym, co górnolotnie i chętnie nazywamy miłością.
Pomiędzy jednym a drugim spotkanie poszłam na spacer wokół jeziora, ładnie tam zagospodarowano teren wokół. Aż pozazdrościłam. Miasto nad wodą ma wielkie możliwości, to prawda. Katowice też mają rzekę, Rawę. Pamiętam, jak przepływała przez rynek. Potem ją zakryto betonem. Niedawno odkopano, bo cały rynek rozkopany.
Niestety, rzeka jest ściekiem, więc odkryta powoduje mdłości i to nie tylko u nadwrażliwych.
Pobuszowałam też chwilę po sklepach.
Weszłam do drogerii, po tej samej stronie ulicy, gdzie biblioteka i zapytałam młodą dziewczynę, czy ma głupie pierścionki.
Mam – powiedziała dziewczyna i przyniosła mi całą paletę „głupotek”. Niestety, nie było wśród nich pierścionka z lisiczką. Pokazałam mój lisi pierścionek,ten, który dostałam od Reny.
Chciałabym kupić podobny i nie znajduję, choć szukam w różnych miastach. Jakież było moje zdziwienie, kiedy wieczorem przeczytałam mejla od dziewczyny z drogerii, Joanny.
Zadała sobie trud, by mnie zidentyfikować, hehhe. To bardzo czułe było. Podesłała mi link z podobnym pierścionkiem, który mogę kupić przez Internet.
Podziękowałam, wzruszona.
Joanna odpisała: „Po pierwsze „bije”od Pani taka nieokreślona,dobra energia.A po drugie szukała Pani liska dla przyjaciółki.Chyba do końca zapamiętam naklejkę na torbie z Ornetą. Pozdrawiam i życzę dalszych udanych spotkań z wiernymi czytelnikami”.
Naklejka – „Orneta kreci mnie” to ta, którą nalepiłam na torebkę.
Spotkanie po południu miało inny klimat. Może dlatego, że czułam się tam wyjątkowo słuchana, odważyłam się mówić więcej, o sprawach, o których zazwyczaj milczę. Poznałam osobiście poetę Romana Maciejewskiego-Vargę. Do tej pory kontaktowaliśmy się tylko na Facebooku.
Ze Szczytna pojechałam do Olszyn i Baranowa, tego pod Mikołajkami. GPS nie chciał mnie zawieźć do właściwego Baranowa i kazał jechać do mazowieckiego i do innych w Polsce. Wróciłam więc do mapy, jak ten prostak (!) nienowoczesny.
Piszę tak, bo przypomniałam sobie dowcip, który opowiadam w „Autoportrecie z Lisiczką”. Otóż – dzieciaki bawią się w piaskownicy i ryją piasek w piaskownicy telefonami komórkowymi. Jednemu zepsuła się komórka, dzieci się z niego śmiały, ale on się nie zmartwił. Tata kupi mi nowy, powiedział.
No, tak, dzieciaki śmiały się dalej – ale teraz musisz kopać piasek łopatką, jak ten prostak.
Chyba tak to było, ale ponieważ nie umiem zapamiętywać dowcipów, więc nie mam pewności, czy czegoś nie „zmaściłam”.
Wersja właściwa na pewno jest w książce.
Dzisiaj spotkanie w Grajewie, w domu kultury, dla 200-osobowej widowni.
Papapa.
1 komentarz
Pani Marto,dziękuję bardzo mi miło że Pani o mnie wspomniała.Pozdrawiam