Kontakt z Czytelnikami dobrze mi zrobił.
Wróciłam zadowolona, pokrzepiona, z wiarą w sens tego, co robię. Od dawna nie podróżowałam autokarami, busami, pociągami. Podróż miałam wyjątkowo wygodną i jeśli byłam zdziwiona, to tym, że wszystko szło jak z płatka. Dostałam bezpośredni telefon do kierowcy busa, bym mogła zadzwonić i wsiąść po drodze, nie tracąc czasu na dojeżdżanie do głównego przystanku. Zadzwoniłam. Usłyszałam miły głos i zapewnienie, że za 10 minut bus po mnie przyjedzie. Pociąg przyjechał punktualnie. Przedziały były wygodne, toalety czyste, konduktorzy uśmiechnięci, pasażerowie uczynni.
Miałam zamiar dokończyć powieść, ale po dwudziestu minutach czytania, czułam senność. Kiedy odkładałam książkę, by się zdrzemnąć, sen odchodził. I tak w kółko.
Zobaczyłam po raz pierwszy nowy dworzec w Katowicach.
W niczym nie przypomina dawnej spelunki, ale jeśli nie będzie sprzątaczy przez cały dzień, na okrągło, to szybko straci swój urok. Tzw. podłoga wyłożona jest białymi płytami. Były zabłocone, bo na zewnątrz ciapa, ale prócz tego unosiły się po nich skłębione koty z kurzu. Jednym zdaniem: dworzec o godz. 21.30 był brudny brudem całego dnia. Nie widziałam ani jednej maszyny sprzątającej. Ale ciepło i pachnąco. Nie mogłam się oprzeć pokusie, kupiłam cynamonowe ciasteczka, które się je na gorąco. I choć nie jestem za słodkościami, te mi wyjątkowo smakują. Ze zmęczenia zapomniałam ich zabrać. Zorientowałam się w taksówce. Wróciłam, bo nagle poczułam, że bez cynamonek wieczór będzie smutny. Kierowca poczekał.
Lubię swój dom.
Z ochotą rozkokosiłam się we własnym łóżku. Z cynamonowym ciastkiem.
Spałam po nim słodko. Rano ochoczo odrabiałam zaległe prace biurowe. Niestety, wśród listów przyszedł jeden podejrzany. Niestety, odpowiedziałam. Niestety, źle zrobiłam.
Niestety, muszę takie listy od razu wyrzucać, a nie bawić się w dobre wychowanie.
I jak tu sobie życie umilić bez cynamonki?
Pokrzepię się pastą jajeczno-makrelową, sama robiłam.
Za oknem śnieży.
1 komentarz
Również miałam okazję podróżować parę dni temu pociągiem. Wspominam to bardzo pozytywnie, ma się poczucie wolności, aż chce się zaśpiewać piosenkę Maryli Rodowicz „…patrzę jak wszystko zostaje w tyle…” Pociągiem dojechałam do Krakowa, by w końcu zobaczyć wystawę Wisławy Szymborskiej i obejrzeć spektakl Reymonta „Ziemia obiecana” w olśniewającym bogactwem Teatrze Słowackiego…nie widziałam jeszcze niczego podobnego…najpiękniejszy teatr pod słońcem!
A wystawa naszej Noblistki jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że była to (i jest nadal w naszych sercach) osoba urzekająca niebywałą skromnością. Nie wiedziałam, że można trzymać na półce m.in. zapalniczkę w kształcie okrętu podwodnego;)
Długo zapamiętam tę wycieczkę.