Wieści z frontu, gdzie wtorek gonił środę.
Czuję się nieźle, szybko doszłamdo siebie, dziękuję za troskę.
Niby nic się nie dzieje, a jednakwiele się dzieje.
Wczoraj pomyliłam wtorek ześrodą.
Ale to i tak lepiej niż pomylić żonę z kapeluszem, jak w książce draOlivera Sacksa.
Miałam wyjątkowo długi dzień, wstałam już o 3.30, o 5.00 odwiozłamJanuszka na dworzec. Pojechał do Aleksandrowa do mamy, która kilka dniwcześniej zasłabła i pogotowie zabrało ją do szpitala. Nic groźnego, jak na86-lat, które Grażynka z dumą nosi. Przedwczoraj wypisano Grażynkę ze szpitalai kazano jej czekać na korytarzu na karetkę, która miała ją dowieźć 45 km, dodomu. Grażynka czekała potulnie, a kiedy po nią przyszli, powiedziała, że niepojedzie, bo nie zwykła podróżować nocą. Teraz noc już od 16, ale to nie miałoznaczenia.
Ilekroć sobie wyobrażam tę scenę, śmieję się w głos.Grażynka-Kruszynka, zasuszona dziewczynka, sterroryzowała polski szpital jednymtupnięciem nóżki i wyniosłym głosem. No, cóż, musiało się znaleźć łóżko dlaniej na dodatkową noc.
Kiedy Janusz dojechał, zastałmamę w świetnej formie, na swoich już włościach.
A ja ciągle myślałam, że jestśroda, choć był wtorek.
Wieczorem miałam ochotę sięwcześniej położyć, ale czekałam na babę z jajami. Tzn. na kobietę, która wśrodę przynosi jajka. Na spacerze z Mordaskiem obeszłam całe osiedle znadzieją, że ją spotkam i poproszę, by mi już te jaja sprzedała, a potem niedzwoniła do drzwi. Nie było jej nigdzie. Weszłam do piekarni, bo zamarzył misię świeży rogalik. Zorientowałam się, że nie mam ani grosika przy sobie, ale wpiekarni była Madzia, starsza córka, więc hojnie zasponsorowała matkę. Przyokazji zauważyłam, że jest maciupeńki chlebek żytni, który sprzedają tylko wewtorek. Pomyślałam, że stary, bo z wczoraj i ucieszyłam się z rogalika.
Na babę z jajami czekałam do21.30 i dopiero po tej godzinie, dzięki wiadomości, którą otrzymałam na FB,zorientowałam się, że żyję do przodu.
Skoro wczoraj przeżyłam środę, togdzie jest mój wtorek i jak mam żyć dzisiaj, w którym dniu?
6 komentarzy
Jaka dzielna jest pani Grazynka !
Świetna historyjka. Najważniejsze, to wiedzieć, czego się chce!
Martooo! – to dla Ciebie, chleb z wczoraj, jest stary?! Żytni – nawet bez konserwantów, jest dobry – 3 dni. A czym starszy, tym więcej walorów smakowych. Pozdrawiam, Krystyna
Dziewczyny Kochane, ja ostatnio kupuję chleb żytni, na zakwasie, bez konserwantów, pieczony przez pasjonatów, właścicieli młyna – a więc mam pewność, że i mąka jest świeżo zmielona. Oficjalnie ma on ważność 9 (!) dni; tak, i jest i potem smaczny , bo to taki chleb pieczony z sercem i wiedzą.
Dziewczyny Kochane, żytni, 100%, ktory ja lubię ( malutki bochenek) jest w mojej piekarni we wtorek i czwartek. Pieczywo jem od czasu do czasu, tzn. dwa razy w tygodniu albo raz. czasem mam fanaberię pod tytułem – rogalik. Lubię świeżą kromkę zytniego z prawdziwym masłem. Jakoś do wczorajszego nie mam przekonania, na całkiem świezutki się skuszę. Czerstwy oczywiscie zdrowszy, ale. Pozdrawiam wieczorową porą.
Pani Marto, to i ja podobne mam zwyczaje chlebowe, jak i Pani. Dzisiaj pozwoliłam sobie na „luksus” – ciasto francuskie i mufinka. Unikam tego pieczywa chlebopodobnego, bo to już wcale nie chleb (obym tylko nie zgrzeszyła tak się wyrażając !); wie Pani – mam na myśli te puchate, leciuchne niby bocheneczki chleba, nafaszerowane , no właśnie : czym nafaszerowane ??? Taki chleb, to mi zaraz przypomina ten „chleb”, który nie sycił prawdziwego głodu z powieści nieodżałowanej Doroty Terakowskiej „Córka czarownic”.