Inne

Ela i Evora

 

PrzedCzęstochową odebrałam kolejny telefon i tym razem w słuchawce usłyszałamśpiewającą Elę Sieradzińską:

Uczęsię cierpienia po ziarenku po kamyku

pokilka herbat dziennie

po nocw której nie śpię

po senw którym otrząsam koszmary

pokokon z którego się wreszcie odwinę

iodfrunę

 

       Ostatnie słowo wibrowało mi w uszach.Mocny, lekko zachrypnięty głos filigranowej Eli powtarzał dwa końcowe wersy,w które zdecydowanym szeptem wdarła się Basia Stępniewska: – Słyszałaś Elę?Śpiewała twój wiersz. Jaka szkoda, że nie zostałaś z nami, teraz dopiero jestnastrój, mówię ci, wrażliwość to zmora rodzaju ludzkiego, wszystkim chce siępłakać, jak Ela śpiewa.

     Cośtakiego rzeczywiście jest w Eli, że jak śpiewa, ludzie wokół robią się lepsi.Wygrzebują upchniętą w środku dobroć i przestają się wstydzić ludzkichodruchów. Nieraz widziałam, jak na koncercie zastygali w bezruchu, wstrzymującoddech, a potem wypuszczali z siebie powietrze, jakby wydychali niepotrzebniezawiązane supły.

       Zatrzymałam się na stacji benzynowej,wypiłam espresso, zjadłam tylko cztery kostki gorzkiej czekolady, by dodaćsobie energii, a nie przedawkować, znalazłam płytę z poetyckimi piosenkami wEli wykonaniu i pojechałam dalej, wsłuchując się w głos znany mi od początku latdziewięćdziesiątych, kiedy to po raz pierwszy Elę Sierdzińską usłyszałam.

       Odbierałam nagrodę w konkursiepoetyckim, w Siedlcach. Elżbieta Sierdzińska wystąpiła na zakończenie imprezy,na okrasę. Właśnie zdobyła laury na Festiwalu Piosenki Francuskiej. Zatrzęsłaścianami klubu, śpiewając „Non, Jene regrette rien” i przypomniała nam słynną Edith nie tylko swoją kruchością.Rozmawiałyśmy potem przez godzinę, wymieniłyśmy adresy i przez dziesięć lat siędo siebie nie odezwałyśmy. Ilekroć robiłam porządki w notesach, patrzyłam nakartkę z adresem, pisanym ręką Eli i odkładałam do nowego notesu z wahaniem, żeto bez sensu. Pamiętałam Elę, co niekoniecznie znaczy, że ona pamiętała mnie.

      W roku2003 zostałam zaproszona na spotkanie do biblioteki w Mińsku Mazowieckim,mieszczącej się pięknym w pałacu. Na sali był nadkomplet, jakby powiedziałaNina Andrycz, co mnie ucieszyło. Przed spotkaniem niespodzianka. Jaka? –zapytałam, bo wolę spodziewane niespodzianki.

       Iwłaśnie wtedy po raz pierwszy usłyszałam wyśpiewany wiersz „uczę sięcierpienia”. Głos rozbrzmiewał z głośników, scena była pusta. Kto śpiewał? –zapytaładyrektorka, Teresa Sęktas-Chanke. Zawahałamsię, bo choć znałam ten glos, to uciekło mi nazwisko, pozostawiając tylko imię.Elżbieta, wyjąkałam. Sieradzińska, dopowiedziała dyrektorka i wtedy zza kulisywyszła Ela z gitarą, jak przed laty.

       Od tego „mazowieckiego” spotkania nasześcieżki się zbliżyły i choć nie spotykamy się często, to śledzę różne wcieleniaElżbiety, która pracuje jako bibliotekarka, podróżuje po świecie, skacze pohimalajskich górach, tłumaczy książki z tej dziedziny. Przetłumaczyła równieżbiograficzną opowieść o Cesarii Evorze, bosonogiej divie, śpiewającej w rytmiemorn i colader.  Cesaria Evora stała sięsławna dzięki dwom nostalgicznym pieśniom, które w roku 1992 obiegły świat:„Sodade” i „Miss Perfumado”. Od tej pory jej głos, zwany głosem Wysp ZielonegoPrzylądka, jest znany i u nas.

       Jaką cenę płaci Elżbieta, by realizowaćżyciowe pasje? Jak łączy pracę w bibliotece, własne koncerty z wyjazdami wtrasy koncertowe z Cesarią? Co zadecydowało, że Cesaria Evora,
kobieta nieufna,chimeryczna, o „zasznurowanej” osobowości, zaczęła nazywać Elżbietę swojąpolską przyjaciółką? To sprawy, o których czasem, nocą, rozmawiamy, kiedyzdarza nam się spotykać.

      „Są słowa, co budzą do życia, są chwile,gdy nie chce się żyć”, „pamiętaj żyj zawsze z uśmiechem, choć życie gorzki masmak”, śpiewa Ela. „Pamiętaj, że każda zła chwila i każdy niedobry dzień kończysię…. kończy się i nadchodzi godzina….”. Och, Elu, ależ lacrimosa.

 

PS. Życie pisze własne scenariusze.

Kiedy skończyłam poprawiać tenrozdział, 17 grudnia 2011 roku, wczoraj, późnym popołudniem, zatelefonowała Elżbieta.

– Powiedz mi, że jutro też będzie dzień i przytulmnie – powiedziała, płacząc.

– Dwa dni temu z nią rozmawiałam. Powiedziała:Przyjedź. Nie zdążyłam, rozumiesz, nie zdążyłam dolecieć.

in / 1307 Views

3 komentarze

  • ~Smutna 18 grudnia 2011 at 14:20

    Wczoraj Cesaria Evora, dzisiaj Vaclav Havel… Kto jeszcze do końca tego roku…?

    Reply
  • ~Bluebell 19 grudnia 2011 at 17:43

    Czesto uwazamy, ze nie zdazylismy, ze nie bylo pozegnania, ze to nie tak mialo byc … … ale czasem, kiedys widzimy, ze jednak byla ta pointa tak upragniona przez nas. Roznie to bywa, wlasnie – jak to w zyciu. Zycie pisze wlasne scenariusze, ale jednak dla nas, wiec moze to nie jest takie bez sensu …Hanna Krall mowi o Wielkim Scenarzyscie …

    Reply
  • ~Bluebell 19 grudnia 2011 at 17:43

    Czesto uwazamy, ze nie zdazylismy, ze nie bylo pozegnania, ze to nie tak mialo byc … … ale czasem, kiedys widzimy, ze jednak byla ta pointa tak upragniona przez nas. Roznie to bywa, wlasnie – jak to w zyciu. Zycie pisze wlasne scenariusze, ale jednak dla nas, wiec moze to nie jest takie bez sensu …Hanna Krall mowi o Wielkim Scenarzyscie …

    Reply
  • Napisz swoją opinię

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.