Piszę
Zatelefonowała Basia Doniec i zapytała, jak się czuję, czy dycham i czy nic złego się nie stało. Codziennie zagląda do bloga i nie znajduje nic nowego.
– Piszę – powiedziałam – i dziwnie się zawstydziłam.
Piszę, czyli pracuję, od rana do nocy.
I w nocy też. Nawet jak śpię.
Tak to się dzieje.
Człowiek wraca dowłasnej powieści, jak morderca, skradający się z powrotem na miejsce zbrodni. „Każdastrona jest złowieszczo znajoma i wszędzie leżą ofiary. Do każdej linijkiprzywiera strzęp życia, wers był wcześniej życiem, potem stał się wersem imożliwe, że pewnego dnia znów stanie się życiem” – pisał Sandor Marai, ale podpisujęsię pod tymi zdaniami, tak mi się wydają prawdziwe.
Mozolę sięcodziennie, a potem widzę, że jestem w połowie i zaczynammyśleć tak, jakbym to nie ja pisała powieść, ale powieść mnie. Wszystko możestać się inspiracją. Zdanie usłyszane przez otwarte okno staje się początkiemwątku, o który rozwijasz zamysł niby zamkniętej całości.
Dni się liczą odstrony do strony, do tego stopnia, że buchalteria zaczyna władać moim umysłem,jakby pisanie polegało na liczeniu wersów ze spacjami, akapitów i stron.Potrafię kilka razy gotować wodę na herbatę i nie zrobić jej aż do wieczora, jeśli jestem sama. Jak jest Janusz, ratuje mnie od wyschnięcia.
Amok bywa zbawienny.
Dzienny urobekwydaje się dziełem wszechczasów. Każda fraza brzmi odkrywczo, a bohaterowieskradają się po cichu, by mnie pogłaskać po zesztywniałym karku. Czytam psu,wyje z zachwytu. Pod gorącym prysznicem próbuję odtajać, rozruszać mięśnie. Wnocy budzi mnie rozmowa bohaterów, którą muszę zapisać, tak jest intensywna ipełna znaczeń. Rano nie potrafię jej odcyfrować i zupełnie nie rozumiem,dlaczego wydawała mi się tak ważna.
2 komentarze
a, kiedy już będziesz nad miarę umęczona pracą swoją twórczą, wybierz się na „Koguta w rosole” (Teatr Rozrywki z Chorzowa)- śmiech, który jest w stanie obudzić najbardziej ospałe endorfiny, gwarantowany!tulę czule, Marteczko 🙂
Oj znam to paskudne prześladowanie … ale lubię być cierpiętnikiem w tym prześladowaniu 😉