Sałatkowo
Nie lubię spędzać czasu na gotowaniu, co nie znaczy, że nie lubię dobrze zjeść, czy nie umiem gotować. Pracochłonne dania nie dla mnie. Już w połowie przygotowań myślę o tym, co mogłabym zrobić, gdybym nie zaczęła gotować.
Z podróży po Lubelszczyźnie, gdzie jak zwykle ludzie gościnni, przywiozłam przepis na pyszną sałatkę, więc zaraz go tutaj zaserwuję.
Jadłam ją w bibliotece w Piaskach.
Sałatka piasecka
przepis na 2 osoby – wtedy oczywiście nie zużyje się całej główki sałaty
Pierś z kurczaka pokroić w paski i usmażyć w przyprawie „gyros” lub „shorma” (lepiej!) Kamisa
Pomidory suszone (w oleju) pokroić w paski
sałata lodowa – postrzępić
ziarna słonecznika – lekko podsmażyć na sucho
cebula czerwona – pokroić w cieniutkie talarki
ser (najlepiej parmezan albo inny ostry, twardy) zetrzeć na wiórki, posypać sałatkę
Sos: Knor – sałatka z grzankami Cezar (wedle przepisu).
Jeszcze w domu nie robiłam tej sałatki, ale ręczę, że pyszna. Poza tym na pewno szybka w wykonaniu. Niestety – trochę na skróty (sos z grzankami), ale jak ktoś ma ochotę, to może sam zrobić sos z ziołami świeżymi, oliwą, a także można zrobić prawdziwe grzanki z białej bułki podsmażonej na maśle.
W Ludwinie poczęstowano mnie chlebem ludwińskim ze smalcem. Najprawdziwszy, domowy smalec pani Danusi, z wieprzka wyhodowanego w gospodarstwie. Do tego cebula w plasterkach i ogórki.
Smalec i chleb (dostałam w prezencie bochen chleba i słoik smalcu) uratował nas od głodu.
Wygłodniałe zatrzymałyśmy się z Madzią Wójcikiewicz w przydrożnym barze. Były tam wielce „polskie” dania: fasolka po bretońsku, placek po węgiersku i wszędobylskie hamburgery z Biedronki. Prócz tego kotlet schabowy z frytkami i surówkami ( haha, kapusta czerwona ze słoika). Wypytałam, czy kotlet na świeżo uklepany i usmażony. Panienka na barem zaklinała się, że tak. Niestety, otrzymałyśmy kotlet z odstającą przypaloną panierką, odsmażony w oleju wielokrotnego użycia albo w innym towocie.
Podziękowałyśmy grzecznie, odniosłyśmy nietknięte talerze i nie zapłaciłyśmy.
Gdybym nie jadła soczystych kotletów w przydrożnych barach, pomyślałabym, że wszystkie bary jednakie. Inna rzecz, że przy tym barze nie było żadnego TIR-a, a zatrzymywać się trzeba tylko tam, gdzie ich wiele, bo kierowcy wiedzą, gdzie dobrze i świeżo karmią.
Głodne i wściekłe przystanęłyśmy na parkingu w lesie.
Szal kupiony na targu w Paryżu posłużył nam za serwetę. Kozikiem (dziedzictwo po ojcu Madzi) ukroiłyśmy grube pajdy chleba, posmarowałyśmy smalcem. Posypałyśmy solą (w mojej kosmetyczce jest cukier, którym nie słodzę, ale zabieram z kawiarni, dla gości, była także sól i był pieprz w saszetkach jednorazowego użytku). Popiłyśmy wodą ze źródła w Krasnybrodzie, wytryskującego pod „kapliczką na wodzie”. To tam nabiłam sobie guza, bo wchodząc pod kapliczkę na palach, schyliłam głowę, ale zapomniałam to samo zrobić, kiedy wychodziłam.
Poza tym świat był piękny tego dnia, bo słoneczny. I tylu miłych ludzi wokół, więc nie warto sobie głowy zawracać niemiłym kotletem.
5 komentarzy
Pani to potrafi przyjemne z pożytecznym połączyć. Pozdrawiam.
Pani Marto, Taka refleksja, ze w swoim „Notatniku” , Anna Kamienska rowniez wspominala spotkanie z czytelnikami w tych samych Piaskach, na „swojej” Lubelszczyznie …
I jeszcze jedno, Pani Marto, czy czasem nie wspominala Pani kiedys, ze jest Pani wegetarianka ???
Bluebell, nigdy nie przeszłam na wegetarianizm. Jestem ciekawa różnych smaków i potraw. Moje corki mają za sobą 2 lata wege. To było dawno. Gdzieś więc dzwoniło.
To jeszcze gdzieś częstują z takim świństwem?! To znaczy przypalonym schaboszczakiem? No nie ma lepszego ratunku jak grubo krojona pajda chleba ! I to ze smalczykiem! 😀