Moja wiosenna codzienność wczęściach (1)
Majowy weekend spędziłam wAleksandrowie Kujawskim, Ciechocinku i Toruniu. Trochę rodzinnie (Wujostwoobchodzili 60-lecie małżeństwa) i trochę wypoczynkowo (spacery, spacery),także pracowicie, bo odebrałam powieść „Zuzanna nie istnieje” po redakcji imusiałam zdecydować, czy zgadzam się na propozycje skrótów.
Toruńską Starówkę lubię i znam,więc nie tyle ją zwiedzałam, co chłonęłam klimaty. Przy okazji znalazłamelegancki sklep z biustonoszami, w którym zawodowa brafiterka udowadnia, żecałe życie nosiło się zły rozmiar biustonosza, przez co oponki na plecach niesą oponkami, tylko mówiąc subtelnie, cyckami, które tam przelazły, ale wszystkomożna przełożyć na swoje miejsce. To prawda, dobrze dobrany stanik powoduje, żenie czuje się ciężaru piersi matczynej i jakoś tak prościej się człowiektrzyma. Przy okazji się dowiedziałam, że numeracja w literkach (obwód w cm podbiustem+ literka) sięga u mnie w głąb alfabetu i to solidnie. Nie podaję, hi hi,bo to wiadomość, która najbardziej zainteresowałoby skrupulatne księgowe,wypytujące nie tylko o adres, ale i wszelkie inne dane, łącznie z nazwiskiempanieńskim matki, mimo że to do umowy o dzieło niepotrzebne. W takichsytuacjach od razu proponuję, ze podam numer biustonosza zestawiony z numerembuta (przepaść będzie ogromna, bo stópki malutkie).
14 maja oglądałam monodram „Zielonesmażone pomidory” w wykonaniu Elżbiety Czerwińskiej (Stara Prochoffnia, Warszawa), któryna podstawie popularnej powieści napisał Remek Grzela. Spektakl przedni, Elaapetyczna, smakowita, oj, oj (ja powiedziałam, Remku, że smakowita). I myślałamo Eli aktorce i Eli kobiecie. Świetna dopisana ekspozycja, w której Elatłumaczy się z tego, dlaczego postanowiła zagrać monodram. I choć nie znamwarszawskich ploteczek, to i tak się domyśliłam, kto Elżbiecie to odradzał,argumentując, że nie ma nazwiska na tyle gwiazdorskiego, by porwać się natakie przedsięwzięcie.
W tymże samym dniu oglądałam nowydom Remka i byłam podejmowana obiadem i to jakim! Jak zwykle u Remka. Awieczorem, po spektaklu gadu-gadu z wieloma ludźmi, którzy odwiedzili ten nowydom.
W następnym dniu podpisywałamksiążki na targach w Pałacu Kultury. Potem spotkałam się na lunchu zprzyjaciółką ze studiów, Danutą. Wreszcie wsiadłam w pociąg, by na północdojechać do Słupska, gdzie zaczynała się Słupska Wiosna Literacka, o której jużtrochę napisałam, ale jeszcze napiszę.
CDNN – ciąg dalszy nastąpiniebawem.
5 komentarzy
Fajne życie – Fajnej Kobiety 😉
Pani Marto, uwielbiam Panią czytać:) Nie tylko Pani książki, ale i bloga, którego pisze Pani jak kolejną piękną powieść… Prawdziwa powieść życia. A Pani życie jest bardzo interesujące:)
Mój słownik powiększył się o wyraz „brafiterka”. To nie tylko słowo, ale i zawód. No, no,no.
Marto! – nie pozwalaj na zbytnie skracanie swojej powieści, bo Ci ją – ZDEFORMUJĄ – jak te nasze polskie staniki, po kilku – ręcznych praniach. A o fiszbinach, żgających w piersi już nie wspomnę. Wiem, że przed laty, takie druty wkładane w biustonosz, były zakończone plastikowymi nasadkami, które uniemożliwiały przebijanie się, wspomnianego drutu, na zewnątrz, co powoduje, najprościej mówiąc – nieprzyjemne kłucie w okolicy piersi. Teraz drut jest do końca drutem. Być może dlatego, że nie kupuję biustonoszy za ok.100 i więcej złotych. PS. Właśnie wczoraj wróciliśmy z tygodniowego pobytu nad morzem.Pogoda była możliwa. Włodek czarny, a ja przeziębiona. Jednego wieczoru czekaliśmy na zachód słońca, bo Włodek chciał zrobić zdjęcia. Nie byłam odpowiednio ubrana, przemarzłam i…, ale fajnie było. Pozdrawiamy, K. i W.
Ale WAM dobrze! Cieszę się.