LEONARD
Bilety na koncert kupione w styczniu przeleżały w szufladziedo 4 października. W marcu koncert został odwołany, a i teraz powiało grozą, boproducent koncertu, odpowiedzialny za techniczne przygotowanie sceny i całąresztę, zniknął tajemniczo, pobrawszy przedtem zaliczkę.
Ale skończyło się dobrze, bo koncert się odbył w katowickimSpodku, którego nie cierpię i którego się boję (8 tysięcy osób na sali!), noale czego się nie robi dla Cohena.
– Dziś wieczorem damy wam wszystko, co mamy – tak powiedziałArtysta i tak było przez 3,5 godzinykoncertowania.
Nie powiem, ile razy miałam ściśnięte gardło.
Nie powiem, które chwile mojego życia stanęły mi przedoczami.
Powiem jedynie o moim podziwie dla Cohena i jego 8-osobowegozespołu muzyków z całego świata. Cohen ma głos silny, niski i czysty jak najcudniejszastudnia świata. Jego magia spowodowała, że 8-tysięczna widownia wstrzymywałaoddech, by nic nie uronić nawet z szeptu. Jaką trzeba mieć charyzmę, jaką magięw sobie, by zaczarować każdego i wszystkich razem? Tak właśnie było.
Cohen, imstarszy, tym lepszy. To przywilej mężczyzn, którzy po 70-tce zaczynają z doświadczeńwydobywać harmonię, uśmiechać się uśmiechem głębszego wtajemniczenia, szeleścićniewidocznymi skrzydłami i naprawdę wierzyć, że Zuzanna istnieje i zaprowadzi zarękę, nad rzekę, Maleńki, i zatańczysz, bo zaufasz i nie uwierzysz w miłościkres.
To była msza, nietylko koncert.
Ciągle widzę, jak Cohen zaciska dłonie, rozprostowuje palceprawej ręki, zasłania twarz, ukrywa oczy pod kapeluszem, kolebie się,przestępując z nogi na nogę, klęczy. Jest oszczędny w gestach, bo każdy cośznaczy. Spokojnie. Spokojnie. Jeden odgięty palec znaczy więcej niż wszystkie podrygiświata.
Zdejmuje kapelusz, chyli czoła przed każdym z muzyków z osobna, przeddziewczynami o anielskich głosach, siostrami Webb.
Każdego przedstawia, nie szczędząc dobrych słów i każdy znich ma partię solową, w której słychać absolutną maestrię. Wzrusza mnieszacunek, z jakim Cohen odnosi się także do publiczności. Jakże tego brakuje niektórymnaszym muzykom.
Ile lat trzeba spędzić w samotni, by być tak pokornym? Bydać z siebie piękno-dobro-prawdę i to w taki sposób, abym i ja poczuła sięlepsza?
W klasztorze zen na górze Boldy pod Los Angeles Cohenprzyjął imię Jikan, co oznacza Cichy. Tak, on jest Cichy. Cichy ciszą, którapowoduje, że ludzie wokół jaśnieją.
7 komentarzy
Mój tata słucha Leonarda Cohena.Dzięki niemu znam te nastrojowe piosenki.Zazdroszczę,że zetknęła się Pani na żywo z tą magiczną muzyką.Nie jestem mega fanką Cohena,ale interesuję się muzyką zwłaszcza,gdy ktoś w dojrzały i interesujący sposób przekazuje swój wielki talent,będąc jednocześnie niezmanierowaną gwiazda.Cohen jest Gwiazdą,która nie potrzebuje efektów specjalnych.Pozdrawiam:)
Jowita, ładnie to napisałas!
A ja dziękuję za królewski prezent, jakim byl bilet na ten koncert i mozliwośc bycia tam z wami*
Buźka!
Cohen ma po prostu charyzmę ! Jestem 30-latką, słuchającą jego piosenek. Poza tym interesuje mnie jego przemiana duchowa. Bardzo cenię ludzi, którzy nad sobą pracują.
Marto,Chapeau bas! Twój tekst jest przejmujący, taki obrazowy, taki zapachowy, mimo że nie towarzyszą obrazy ani zapachy. Nie byłam na koncercie a widziałam to Twoimi oczami i wrażeniami.Ileś lat temu Janusz powiedział, że to jest pościelówa. Jeśli tak, to ja chcę, żeby to zawsze mi towarzyszyło.Słysząc Go roztkliwiam się, rozpływam się i w moich oczach chcę być lepsza.Ach, cóż ja piszę, ja jestem lepsza w tych chwilach obcowania z Cohenem, bo wtedy jestem ja, On i żal za czymś utraconym, niespełnionym i nadzieją, że może jednak…Buźka.
Pani Maryjko, jak pani to ładnie napisala. A propos poscielówy – daj Boze takie profesjonalne pościelówy. Jestem ze starszego pokolenia, wiec dla mnie Cohen to moje życie. I to ta lepsza jego część.