Tak to u mnie jest
Tak to u mnie jest, że dopóki jestem w kieracie, kulom sięnie kłaniam, jak ten generał z panegiryku Janiny Broniewskiej. Kiedy dobiegamdo mety, myśląc, że teraz będzie czas odpoczynku, nie cieszę się nim długo,zawsze mnie coś dopadnie zgodnie z ludowym porzekadłem, że jak nie urok, towiadomo co.
Jeszcze w środę rozkoszowałam się nicnierobieniem. Długoczytałam w łóżku, popijając kawę, a potem przeglądając ulubione blogi i odpowiadając na prywatne listy. Laptop ułożyłamna specjalnie do tego zakupionym stoliku, który w dniu zakupu przysiadłam, bylepiej mi się wkładało skarpety. Zgniotłam mu drewniane nóżki w jednej sekundzie. Już jest naprawiony, co oznaczało wydatek wysokościpołowy ceny stolika.
Janusz rano powiedział: – Boli mnie gardło, trzeba by pójść dolekarza, co w wolnym tłumaczeniu znaczy, że wcale. A ja powiedziałam: – Kaszelmnie dusi i takie dźwięki wydaję, jak ze studni, co w wolnym tłumaczeniuoznacza, że on powinien wyjść z psem, a ja jeszcze trochę poleniuchować.Zrozumiał bez dodatkowych wyjaśnień. Spacerował prawie 20 minut, co rzadko mu sięzdarza, a wróciwszy powiedział, że jest bardzo chory, co potwierdziła lekarka zprzychodni na dole, stwierdzając lekkie zaczerwienienie gardła z prawej stronyi przepisując syrop Pini. Oburzyłam się, że poszedł beze mnie, nawet mnie nieuprzedzając, ani nie umawiając wizyty dla mnie. Zatelefonowałam więc do przychodnii okazało się, że mogę być przyjęta za pół godziny.
Pani doktor wielce się zdziwiła, zobaczywszy tym razem mnie, po czymzapytała, co mi dolega. Zgodnie z prawdą powiedziałam, że kaszlę jak znajgłębszej studni, nie mam kataru, ani gorączki, tym niemniej czuję, że mam conajmniej zapalenie oskrzeli. Pani doktor mnie osłuchała dokładnie i nic nie usłyszawszy, kaszel poradziła złagodzić syropem Pini, na który dała kolejnąreceptę, choć można ten syrop kupić bez recepty.
W południe wyszłam z psem i przeszłam koło przychodni, kiedyakurat pani doktor z niej wychodziła. Z uśmiechem zapytała, czy pies teżumierający. No, nic, niech będzie, żeśmy hipochondrycy.
Wczoraj odwiedzili nas przyjaciele: Danuśka z mężem iZbyszek, który choć jest chirurgiem od 50 lat, to i tak najbardziej się zna nateatrze. Usłyszawszy mój kaszel, powiedział, że nie wróży on nic dobrego ipowinnam natychmiast iść do lekarza. Ponieważ jednak recept na syrop Pini mamdostatek, więc po raz drugi nie poszłam. Dziś kaszlę jak upiór w lochu. Pojechałam więcdo groty solnej, bo pod tężnie do Ciechocinka za daleko. Ułożyłam się wygodniei zaczęłam głęboko oddychać, fucząc i sapiąc, ale mogłam sobie na to pozwolić,bo byłam sama. Po kilku minutach zasnęłam snem głębokim i recepcjonistkaobudziła mnie dopiero po dwóch seansach. Januszek oczywiście telefonował zaniepokojony,ale wiadomo, w grocie zasięgu nie uświadczysz.
W poniedziałek mam spotkanie autorskie, na którezapowiedział się między innymi mój wielbiciel. Ilekroć mnie słyszy, nazywa mójgłos pluszowym i opowiada, co mu się dzieje, kiedy mnie słucha.
Niestety, boroczek srodze się zawiedzie,bo skrzypię, jak nie przymierzając stare wrota do piekieł. I coś mi się wydaje,że straciwszy głos, stracę wielbiciela, buuuuuuuuu.
Brak komentarzy