Iza Anoreczka
Fragment
Wróciłam na powrót do wysokiegostołka przy barze i poprosiłam o kolejną wodę mineralną. Pingwinki roznosiłyteraz małe kanapki, apetycznie udekorowane czymś białym i czarnym, może serem iczarnymi oliwkami, może jajkiem i kawiorem. Nie wyciągnęłam ręki nawet pojedną, choć inni się zajadali. Niech jedzą, niech im w tyłki pójdzie,powtarzałam sobie po cichu. I wtedy podszedł do mnie długowłosy chłopak, zaparatem, wiszącym u szyi. Aparat miał duży obiektyw, od razu widać było, żechłopak to nie amator, chwalący się fotkami na blogu, tylko profesjonalista.
– Fajnie dyndasz – powiedział.
– Czym? – zapytałam – nogami czywarkoczykami?
– Nogami – uśmiechnął się – ale iwarkoczyki fajne, choć dopiero teraz je zauważyłem.
– Cała świetnie się prezentujesz.O, tak, zostań tak, jak siedzisz, z lekko opuszczoną głową i rękami opartymi ostołek.
Zanim się zorientowałam, zaczęłam pozować.Serce mi biło mocno, ale czułam się dobrze, bo byłam ośrodkiem zainteresowania.Patrzyli na mnie, szeptali, wskazywali palcami. Wokół fotografika zebrało siędużo osób, utworzyli półokrąg, a on donośnym głosem wydawał polecenia, co mamrobić, przerywając je co chwilę słowami: dobrze, świetnie, powtórz to, odstawszklankę, nie wyciągaj rurki z ust.
Potem podał mi rękę i zaprowadził dosali, gdzie pół godziny temu dziewczyny tańczyły na wybiegu w białej i czarnej bieliźnie. Zapaliłreflektory, dwóch jego asystentów ustawiło blendy, ekrany pozwalające kierowaćświatłem, publiczność zgromadziła siępod ścianami, a ja za chwilę miałam robić to, o czym marzyłam. Nagle wokół mnieznalazły się dziewczyny z zestawem kosmetyków. Jedna różowała mi policzki,druga ogromnym pędzlem kosmetycznym nakładała sypki puder, a małym błyszczyk nausta.
To nie był sen. Mizdrzyłam się do obiektywuponad pół godziny. Publiczność się zmieniała. Wśród niej znalazła się też mama.Machała do mnie, ale choć widziałam, nie zrobiłam żądnego gestu ponad te,których wymagał fotografik. Pozowanie nie było łatwe, oznaczało wykonywaniekilku czynności jednocześnie: utrzymania pozy i jednocześnie rozluźnianiamięśni, by wypadać naturalnie. To były zaledwie zdjęcia próbne, ale od nichmiał zależeć dalszy ciąg mojego estradowego być albo nie być.
– Dobra, wystarczy – powiedział chłopak zdługimi włosami.
– Szkoda – szepnęłam.
– Jestem pewien, że sięspodobasz, warkoczyki w połączeniu z nogami to hit, poważnie.
Podał mi swoją wizytówkę i poprosił o moją.
– Nie mam – uśmiechnęłam się.
– To błąd – odwzajemnił uśmiech –taka dziewczyna jak ty może zapomnieć torebki, ale wizytówki powinna wyciągaćchoćby zza biustonosza.
– Taka moda w Krakowie, tak?
– W naszym świecie, kochana.
– I myślisz, że trafię do tegoświata dzięki wizytówkom?
– Dzięki nogom, warkoczykom ijeszcze czymś, co trudno nazwać, ale bez tego ani rusz.
– To się nazywa wdzięk albo mówiąc wprost– seksapil, ma go po mnie.
Mama stała obok i już wręczałachłopakowi swoją wizytówkę.
– Aldona Artman, a to moja córkaIza.
– Córka? Chyba siostra –powiedział długowłosy i uśmiechnął się uwodzicielsko, a mama dzięki banalnymkomplementom już była w swoim żywiole i roztaczała uwodzicielski czar.
– Robert …ncki – powiedziałfotografik, wymawiając nazwisko szybko i niewyraźnie.
Dalsza część rozmowy potoczyła sięwłaściwie bez mojego udziału. Nie rozumiem, czemu młodym facetom podobają sięstarsze panie, czyli mamy, a nie córki. Ponudziłam się w ich towarzystwie iwyszłam.
8 komentarzy
Już nie mogę się doczekać kiedy spędzę czas z Izą Anoreczką.Serdecznie pozdrawiam.
A na kiedy jest planowane wydanie książki??
Mam nadzieję, ze w maju, na Targi Ksiazki w Warszawie.
Bardzo ciekawie się zapowiada. Czekam na jej wydanie.
Nie mogę się doczekać ! :)))))
Jak tylko Pani wyda tą książkę koniecznie muszę ją przeczytać 😉
Jestem z PG 8 w Białymstoku i mam z nią spotkanie nie mogę się doczekać.
uwielbiam tą książke szkoda , że takich lektur nie ma