Fakty a prawda
Jedno wiem: nie kupię i nie przeczytam książki „Kapuścińskinon-fiction”.
Szkoda mi czasu na lekturę, wolę ponownie przeczytać którąśz książek Kapuścińskiego i wiem, że nie będzie to czas stracony, ponieważ nigdysię na jego pisaniu nie zawiodłam.
Nie sądzę, bymchowała głowę w piasek i uciekała od tzw. prawdy. Być może przez R.Kapuścińskiego, jak przez hrabiego Henryka z „Nie-Boskiej komedii”, płynąłstrumień piękności, choć on sam nie był pięknością. Nie on pierwszy, nieostatni. Nie obchodzi mnie to. Wolę karmić się dziełem niż biografiąwyobrażoną. Dlaczego mam wierzyć dziennikarzowi, próbującemu prześwietlić życiepisarza? Czy dlatego, że on rzekomo operuje faktami? Faktami, które doprowadząnas do prawdy? Faktami, z których ułoży się inną układankę niż tę, którą swoimpisaniem układał Kapuściński?
„Fakty niejednokrotnie zagrażają prawdzie” – mówi Amos Oz w „opowieścio miłości i mroku”, w rozdziale, gdzie wspomina swoją babkę.
Babka pisarza umarła w wannie.
Lekarz stwierdził zawał.Zawał babki był faktem.
„Prawda jednak jest taka, że babcia umarła do przesadnejhigieny, a nie na zwał” – pisze Oz.
„Dożyła późnych dni, bakterie i wirusy dostrzegały ją zdaleka i co prędzej umykały na drugą stronę ulicy, a gdy miała już lat osiemdziesiąti była po dwóch zawałach, doktor Krumholz ostrzegał ją: Droga pani, jeśli niezaprzestanie pani swoich gorących kąpieli, to nie ręczę za to, co może się paniprzytrafić. Obawa przed mikrobami była zbyt silna.”
Każdy, kto próbował pisać reportaż literacki czy zrobićprawdziwą rozmowę (wywiad), wie, że pisanie nie tylko polega na faktach i tylkofaktach, ale na prawdzie z nich wynikających. Dziennikarz nagrywa 4 godzinyrozmowy, spisuje ją z magnetofonu i bazując na niej, czyli na faktach,komponuje rozmowę, która pójdzie do druku. Stara się wyczuć intencje, klimaty,posłużyć sformułowaniami rozmówcy, przekazać ideę. Tylko marny dziennikarzpodsyła pytania w mejlu i oczekuje odpowiedzi. Pytanie, odpowiedź, pytanie,odpowiedz – to nie jest rozmowa. To jest show. Dziennikarz nie dowie się w tensposób niczego, bo nie „otworzy” swojego rozmówcy.
Reportażysta operuje faktami, opisując wydarzenie. Chcejednak dociec do głębi, zrozumieć powody, motywy, filozofię, klimaty, chcewejść w sam środek. Jeśli do tego znajduje odpowiednie środki, nawet włączającpostać zbudowaną z kilku innych, nie sprzeniewierzy się prawdzie, choć może nieposłuży się faktem.
5 komentarzy
Ja jeszcze nie podjęłam decyzji… Ale myślę, że nie jest fair włażenie do czyjegoś życiorysu z butami, zwłaszcza, gdy ta osoba nie może się wypowiedzieć już na ten temat… Każdy ma prawo do swoich tajemnic, swojej prywatności… I nawet, jeśli niektóre jego książki były zbyt ubarwione to przecież miał do tego prawo, na tym polega literatura…
Wiem, nie powinno się przekreślać książki, póki się jej nie przeczytało. Tyle że mierżą mnie dyskusje wokół niej, przepychanki, sensacyjki, ocenianie człowieka, tabloidalne traktowanie jego prywatności. Serdecznie pozdrawiam.
Decyzja o przeczytaniu książki to sprawa indywidualna. Nikt nie neguje warsztatu, fachowości, świetnego reporterskiego pióra i oka Kapuścińskiego. Żenujące i mało profesjonalne, jak na pisarkę jest jednak mówienie – nie przeczytam jego biografii, bo jakiś tam dziennikarz go prześwietlił i zrobił to tak czy siak… A wie Pani w szczegółach – jak?Kapuściński – człowiek i Kapuściński – reporter – to dwie różne rzeczy. Ideałów nie ma, a im bardziej walczy się o zachowanie retuszowanego portretu, który ludzie skłonni są pieczołowicie pokazywać innym, tym gorsze potem zderzenie z brutalnymi faktami. W poniedziałek idę kupić tę książkę.
Nie oczekuję idealnego portretu Kapuścińskiego jako człowieka. Po prostu przeraża mnie tabloidalna dyskusja wokół samego autora i na tyle mnie ona sama zniesmaczyła, że nie mam potrzeby wiedzieć, jaka jest prawda autora książki o Kapuścińskim. Choćby nawet Kapuściński okazał się zbirem, to i tak nie zmienię zdania o tych jego książkach, które uznałam za cenne. Tak samo jak nie zmienię zdania o „Mszy za miasto Arrass”, bez względu na to, co A. Szczypiorski złego zrobił w życiu.
ja jednak przeczytałam, bo chcę (być może) napisać recenzję, czy napiszę, jeszcze nie wiem, ale mam już tytuł (podkreślam: po przeczytaniu): „’Kapuściński non-fiction’, biografia w dobie brukowców” – choć starałam się czytać bez uprzedzeń, tytuł sam się pojawił…serdeczności, uściski, Marto 🙂