Na kocią łapę
Żyć na kocią łapę, czyli w wolnym związku.
Rosjanie mają ładniejszą nazwę „na pticznych prawach”.
Jak byłam nastolatką „kocia łapa” była czymś obrzydliwym. Takżyli ludzie po przejściach i inni patrzyli na nich podejrzanie. Był to gorszegorodzaju związek, a kobieta w nim tkwiącanie zasługiwała na miano „porządnej”, czyli tym samym wartościowej. Nie możnabyło zameldować się w tym samym pokoju w hotelu, więc hipokrytyczne manewry siępleniły, co najbardziej uchybiało kobiecie.
Nie mówiło się zresztą – wolny związek. Albo kocia łapa albokonkubinat. Tyle że konkubina i konkubent/konkubin (http://obcyjezykpolski.interia.pl/?md=archive&id=273)
kojarzyły się raczej z kroniką kryminalną niż zwykłymżyciem, bez patologii.
Rzadko się zdarzało, aby młodzi mieszkali razem przedślubem. Ja nie znam takich przypadków. Jeśli się chciało zamieszkać zchłopakiem, trzeba było wyjśc za mąż. Wyszłam więc w wieku 18 lat. Chciałamwyjść z domu, więc wyszłam za mąż. Nie było innej opcji, bo przyniosłabym wstyd matce, która zapewne zmuszonabyłaby mnie wykląć i wydziedziczyć, gdyby miała z czego.
Dziś funkcjonuje jeszcze inne nazewnictwo:
Mój chłopak – moja dziewczyna.
Partner – partnerka ( te słowa kojarzą mi się z amerykańskimifilmami akcji, z udziałem policjantów).
Narzeczony – narzeczona – to już inny stopieńwtajemniczenia. Oznacza bowiem, że para chce zalegalizować swój związek istworzyć małżeństwo.
Luźniej jest dzisiaj. Swobodniej.Nie wytyka się młodychpalcami, nie wiesza na nich psów ostatnich. Małżeństwo jest coraz częściej przemyślanymwyborem.
Czy chroni dziś rodzinę? Dzieci? Nie sądzę.
Brak komentarzy