Warszawa, Katowice, Wodzisław
Niestety, nie nadążam opisywać. Chciałabym okrasić słowafotkami, ale nie umiem wrzucać do komputera i pomniejszać, więc czekam ażJanusz mi to zrobi. Powinnam się nauczyć, ale macham ręką, bo przecież niemuszę umieć wszystkiego. Często życie zmusza do uczenia się nawet tego, czegosię nie lubi. Już wiele razy doświadczyłam owych „zmuszeń”, więc jak mogę, tosobie odpuszczam.
W Warszawie byłam u Remka przed promocją. Zrobił dla mnie najprawdziwszy obiad inie były to klopsiki w sosie miętowym, na szczęście, a polędwiczki wieprzowe w ziołach (Remek twierdził, zewołowe, haha)+ kurki w śmietanie, ziemniaki w łupinkach (nieprzypalone !Januszku, czytaj i zapamiętaj), lodowa sałata z smakowitym sosem. Potemprawdziwy szampan z Szampanii, a nie musujący ersatz, po którym od pierwszegołyknięcia głowa pęka.
U Remka czuję się tak, że choćbym nie była tam cały rok, to czuję, że przecież dwa dni temu siedziałam na tej właśnie kanapie i patrzyłam wogień w kominku. Podobnie też czuję się zTadeuszem Olszewskim, przyjacielem-poetą, który ostatnio wydał powieść „Zatoka ostów”, z Anią Janko, z Danusią. Najsmutniejsze są spotkaniaz ludźmi, z którymi się kiedyś było blisko, a po latach nie ma zupełnie o czymrozmawiać.
Spotkanie promocyjne w katowickiej bibliotece prowadził prof.Krzysztof Kłosiński. Sala była wypełniona po brzegi. Gawędziło nam sięświetnie. Obawiałam się tylko, by nie zapędzić się w rozmowę, która choć dlanas interesująca, może nie być taką dla słuchaczy. Usłyszałam dużo pochwał od profesora Krzysia, tak dużo, że aż chwilamimyślałam, że to nie o mnie.
W połowie spotkania przyszła Agatka z chłopakami. Zrobiło misię cieplutko w środku. Pawcio dał mi kwiatki i wyszli wcześniej, bo Adaś zbytgłośno gaworzył, gaduła.
Moja niemiecka siostra przysłała mi przez InterFlorę bukietróż – ależ mi było miło.
Spotkanie w Wodzisławiu jeszcze inne. Bardzo mi się podoba,jak uczestnicy się „rozkręcają”, nabierają odwagi do rozmowy. Licealistkichciały mnie zabrać na spacer do parku, na co sobie w tamtej chwili nie mogłampozwolić, ale potem poszłam sama.
2 komentarze
Marto Kochana – pamiętasz? Pisałam do Ciebie ( miałaś koszmarne sny w związku z wyjazdami na promocyjne spotkania ), że nie powinnaś się obawiać tych wyjazdów, bo czekają Cię tam same miłe niespodzianki?No i sprawdziło się, jak wnioskuję z tego co czytam.P.S. Dla Ciebie Marto, będzie lepiej, żeby Janusz tego wpisu nie przeczytał, bo już Ci nic więcej nie ugotuje. Pozdrawiam, Krystyna
O, nie, Krysiu, on taki wredny nie jest ! Sciskam.