PaństwoClochardowie
Od pewnegoczasu obserwuję parę clochardów.
Codziennie rano przechodzą pod moimi oknami,ciągnąc dwa wypełnione łupami wózki. Kiedy zdarza mi się iść obok z psem,Mordek ciągnie w ich stronę, a ja w bok, byle tylko z dala od smrodu,ciągnącego się co najmniej w odległości 4 metrów. Ona zawsze idzie pierwsza ipcha wózek przed sobą. On za nią, ciągnąc wózek, podobny do tego, którym przedlaty mleczarze rozwozili butelki z mlekiem (kto z czytelników mojego bloga topamięta?).
On dosyćwysoki, ciemnowłosy, z gęstą skudłaconą czupryną i takąż długą brodą. Gdyby gowykąpać, byłby urodziwy. Ona z wyleniałymi włosami w strąkach, sięgającymi poniżejuszu. Bezzębna. Bez względu na upał mają na sobie dużo ciuchów. Onama ręceczarne, dosłownie, bo powiedzieć brudne, to za mało. Zawsze ze sobą rozmawiają.Kilkakroć próbowałam podsłuchać, o czym, ale rezygnowałam, aby mnie niezemdliło.
– Ładnego mapani psa, a jaki wystrzyżony, chyba był u fryzjera. Jak ma na imię? – zagadnął wczoraj clochard.
– Mordek.
– Mordek napewno dlatego, że ma ładną mordkę.
– A mój ma naimię Maj. I dlatego, że znalazłem go w maju.
– Widzi pani,coś nas ze sobą łączy. Miłego dnia pani życzę.
– Nie gadajtyle, robota czeka – ponagliła go clochardka.
3 komentarze
Ma pani racje pani Marto.. Ale z drugiej strony wielka szkoda że nie zamieści pani zdjęć pani corki,no ale trudno,rozumiem że każdy od razu chciałby tą fotke skopiować…..
Ma pani racje pani Marto.. Ale z drugiej strony wielka szkoda że nie zamieści pani zdjęć pani corki,no ale trudno,rozumiem że każdy od razu chciałby tą fotke skopiować…..
Marto, mam ten sam problem! Może troszkę inaczej umiejscowiony, ale… . Bardzo Ci dziękuję, że poruszyłaś taki temat. Obok Włodka posesji, tzn. na sąsiednim podwórzu, którego widok mamy ze swoich okien, bardzo często, żeby nie powiedzieć, codziennie, pojawia sięKAZIU! – Pan, który, niemal bez przerwy coś na to podwórze znosi, zwozi, na takim właśnie wózku, o którym sama wspominałaś. Włodekprzybliżył mi troszkę jego postać, o czym nie będę tutaj pisać. Ale,żona jego ( chora psychicznie ), co ciekawe, jest siostrą – naszego, czyli rawickiego – burmistrza. Wspomniany Kaziu – jest, niesamowicie pracowitą postacią. Ma rentę, ale do tej renty dorabia – ZŁOMEM. Mam do niego osobistą pretensję (o czym on nie wie), że to, co tak ciężką pracą – zarobi, to przepije. Żona jego nigdy nie wychodziła z domu. Mieszkam już tutaj 6 lat i nigdy jej nie widziałam. Aż, naglepojawiła się – obok niego! On jej coś podawał, ona to odbierała. Rozumieli się bez słów. A ja miałam ochotę do nich podejść i, powiedzieć im, że cieszę się, że są znowu RAZEM!Pozdrawiam, Krystyna