Dwaj WspanialiDżentelmeni przysłali mi kwiaty pocztą kwiatową. Dziękuję.
Zobaczyć zdziwkoJanusza – bezcenne.
Ogromny bukiet,piękne życzenia, abym była szalona, hi hi, czyli szlachetnie zwariowana. Byłanadal, co znaczy, że jeszcze jestem.
Bukiet pyszni siępastelowymi kolorami. Trochę lata w zimie.
Przez testyczniowe urodziny moje święto jest ubogie w kwiaty, za to bogatsze w klejnoty.Coś za coś. Sprawiedliwość błądzi różnymi ścieżkami. Jednym daje za dużo,drugim odbiera – tak napisałam do Liliany.
W nocy śniłam rosół z makaronem, prawdziwy, domowy, z zielonąpietruszką.
Świat schodzi na psy, a ja w szczególności, skoro śnię nieromantycznie.
Rano sobie przypomniałam, że miałam kiedyś adoratora, profesora,teatrologa. Pisaliśmy do tej samej gazety, mieszkaliśmy na przeciwległychkońcach Polski.
Kiedyś profesor przyjechał z wykładem do teatru,w zamierzchłej epoce,nie było telefonów komórkowych, ani Internetu. Byłam na tym wykładzie, bozostałam zaproszenie od niego w tradycyjnym liście. Miałam nadzieję, że pospotkaniu zostanę zaproszona przez niego na kawę, do kawiarni. Ale on mniechciał zaprosić na kawę do pokoju gościnnego w teatrze.Jakąż wtedy byłam nieasertywną gęsią. Nie wiedziałam jak odmówić wprost, by nieurazić. Wydawało mi się, że to na mnie spoczywają obowiązki gospodyni, jakbyprofesor był moim gościem. Aby jakoś wybrnąć z tej trudnej sytuacji, zaprosiłamgo do swojego domu, mówiąc, że mój mąż ( ówczesny) też jest teatrologiem ibędziemy mogli porozmawiać, no a poza tym, w domu czekają na mnie dziewczynki.
Przyjął zaproszenie od razu. Pojechaliśmy taksówką, za którą jazapłaciłam.
W domu wpadłam w przerażenie.
To były czasy, kiedy jedzenie się „zdobywało”. W lodówce ser biały iżółty, parówki, dżem, jajka. Nie nastawiłam się na przyjmowanie gościa,zaproszenie było spontaniczne. Miałam kawę i słone ( dyżurne paluszki), takżebrandy typu „Złoty brzeg”. I wtedy powiedziałam radośnie: – Mogę ciępoczęstować prawdziwym rosołem, z prawdziwym makaronem.
Po jakimś czasie spotkaliśmy się przypadkowo, w środku Polski, podczasnaukowej konferencji. Wtedy się pochwalił w gronie znajomych, że był u mnie w domu, itp.
A kiedy odchodziłam, szepnął: – Ale ten rosołek był skromniutki,skromniutki.
– Jak to? Przecież wtedy cibardzo smakował – powiedziałam.
– Rosół był dobry, ale nie było drugiego dania.
Pointa: Czy wyobrażacie sobie, że nie kopnęłam go w dypę? Że nic niepowiedziałam? Że nie znalazłam żadnej celnej odpowiedzi? Że nawet nie uznałamgo za bezczelnego typa?
Na pocieszenie samej siebie: Pan profesor nie należy do grona moichdobrych znajomych.
4 komentarze
Ciekawa historia, a co do dziwnych snów… to dzisiaj śniała mi się.. Pani. Byłam niby w jakimś hotelu i nagla przyszła Pani i poprosiła, żeby Panią wpuścić i pozwolć spokojnie pooglądać telewizor. Oglądała Pani jakiś program publicystyczny, a ja próbowałam z Panią porozmawiać… bez skutków pozytywnych. O innych rzeczach, które były w tym śnie, nie bedę pisać, bo to wręcz szokujące. Z okazji Nowego Roku życzę Pani, by nigdy nie była Pani taka, jak w moim śnie 🙂
Ależ mnie zaintrygowalas. Ja i szokujące rzeczy, no, no.Wprawdzie TV oglądam mało, ale rzeczywiscie – jak juz oglądam, to najczęsciej w ciszy i bez gadania. Pozdrawiam.
Pointy ciąg dalszy: jak to lżej na sercu się robi czytając, że chamstwo zbolałe jest nie tylko domeną tych wielce ponowoczesnych czasów. Widać, że mało kulturalne zachowanie sięga nawet wielkich profesorów teatrologii. A szkoda.Na pocieszenie: jakiż to musiał być rosół, że został zapamiętany! Zapewne wybitny!
Z chamstwem trzeba walczyć siłom i godnościom osobistom!