Jak dobrze wstać, skoro świt.
Za oknem juz szaro, budzi się dzień bez wiatru, deszczu, gradu i błyskawic. Pracuję od dwóch godzin, bo dzień święty święcić lubię pracą. Wczoraj zaczęłam intenesywnie pisać powieść. To znaczy weszłam w nią od nowa, jakbym nagle poczuła, że juz czas najwyższy. I teraz znów dzień będzie się liczył od strony do strony i choć czas na pisanie będę wykradać z wielu zajęć koniecznie obowiązkowych, to i tak pisanie będzie priorytetem, co znaczy, że cała moja głowa będzie przede wszystkim w nim.
Wydaje mi się błędnie, że jestem osobą niezastąpioną, że moja pomoc jest nieodzowna. To oczywiście bzdura wynikająca z potrzeby ogarniania rzeczywistości własnymi rękoma. Jak dlugie można jednak mieć ręce? Chocbym na rzęsach stanęła, świata nie ogarnę, może więc choć siebie.
3 komentarze
Mam cichą nadzieję, że skoro zajmie się Pani pisaniem to i tym blogowym… Bo może nie komentuję każdej notki, ale codziennie sprawdzam czy jest nowy wpis. Proszę mi nie odbierac przyjemności czytania tych rozważań:) Pozdrawiam
Może i błędnie, ale jak to dobrze czuć się osobą wartościową i nieocenioną. Dużo lepiej niż w odwrotną stronę.Także wstaję skoro świt. Pędem się ubieram, pakuję i jadę do pracy. Wracam. Zmęczona. Idę spać i znów to samo. Moje aktualnie istnienie odarto z górnolotnych myśli i choć po cichu się buntuję – nie mam czasu nawet na głębszy oddech. Na głośniejszy bunt.Pozdrawiam z nowoczesnej wsi – Holandii. Jak mnie tu niedobrze…!
Ela Czerwińska ma bloga!www.wracam-na-scene.bloog.plCałuję.