Rekomendacje
Pan Marek Nejman,autor słynnej opowieści o kocie Filomenie i Bonifacym, przeczytał „Paulinę w orbicie kotów” i sięzachwycił. Nazywa mnie objawieniem. To słowo już kilka razypojawiło się w moim zawodowym życiu. W latach 80-tych, kiedy zaczynałam zabawęw krytykę literacką, usłyszał moje wystąpienie pisarz, będący we władzach ZLP. Napisałpotem w warszawskiej gazecie, że jestem „mysłowickim objawieniem”. Mysłowickim,bo impreza literacka była w Mysłowicach. W kilka lat później pisano o mnie, że jestem „objawieniemw literaturze młodzieżowej”.
Dla pana Nejmanajestem takim objawieniem, że nie szczędzi mi rekomendacji i poleca moją książkęw mediach. Ostatnio często ktoś do mnie telefonuje, powołując się na pana odFilemona i zaprasza mnie, a to do udziału w audycji radiowej, a totelewizyjnej.
To miłe, a jakże.
Tyle, że siedzę gawrze, piszę powieść i wyjdęwiosną.
Dyscyplina, dyscyplina i raz jeszcze dyscyplina. Bez niej nie byłobyżadnej napisanej książki. Nulladies sine linea – ani dniabez linijki
Dziś miłorozmawiałam z panią z TV. – Jaki piękny list pan Nejman napisał o pani – powiedziała.Ciekawość wzięła górę i porosiłam, by przeczytała choć jedno zdanie.
Przeczytała: „Boskaksiążka, aż zazdrość bierze, świetna kobieta, nie dość, że blondynka, to zpoważnym dorobkiem”.
5 komentarzy
Ja uwielbiałam patrzeć na dobranoc, na bajeczkę o tych kotkach, kocie Filomenie i Bonifacym. Zdaje się że ten stary doświadczony to był czarny kot- Bonifacy a ten malutki- biały, co dopiero poznawał świat , to Filemon. Pani też jest świetną znawczynią zwyczajów kocich.Hihihi…Wcale się nie dziwię ,że Pan Nejman jest Panią zachwycony. Pozdrawiam i nie przeszkadzam w pracy, czyli w pisaniu 😉
ma facet poczucie humoru trochę seksistowskie.
Filemon i Bonifacy . . . znowu koty.Obiło mi się nie raz o uszy, że poeci lubią koty. . . albo.. koty lubią poetów.
Słowa uznania jak najbardziej zasłużone! Gratuluję! Dzisiaj… śniła mi się Pani, wytykając mi, że trzeba było ją słuchać, gdy mówiła mi o wydawcach-krwiopijcach ! :))) Natomiast minionej soboty zrobiliśmy sobie z mężem domowe „kino nocne” i wybraliśmy m.i. dwa filmy Nasfetera, w tym „Kolorowe pończochy” (oraz „Pożegnania” Hasa) – to już odnośnie dzisiejszej notki 🙂 Raz po raz wchodzę na Pani bloga i wychodzę zadziwiona, że nasze „światy równoległe” stykają się czasem tak blisko. Pozdrawiam serdecznie, Renia
Oj, pani Reniu, wydawcy byli i bedą krwiopijcami. Kiedyś uslyszlam taki dialog wydawców: trzeba z niej wycisnąc, co się da, poki jest na topie. Zapamiętalam. Co nie znaczy, ze umiem przeciwdzialać. Wolalabym jednak snic sie Pani milej.Jak mi milo, ze Pani zna Kolorowe ponczochy. Pozdrawiam.