Deszcz leje. Co ja mówię…śnieg sypie. Naprawdę. Nic nie widać.
Czytam książkę Remka Grzeli.
Znałam ją w maszynopisie, czyli w fazie brudnopisu.
Odkładałam lekturę na taki dzień śniegowy i cichy. Odkładałam – jakby z obawą – bo a nuż rzecz ukończona mnie nie zaintryguje tak samo,jak ta, która powstawała na moich oczach.
Nie mogę się oderwać.
Czytam od rana. Otworzyłam komputer tylko po to, by odebrać pocztę i napisać o tym, co teraz.
Historia z Andrycz mnie rzuca na kolana.
Rzeczywiście ta książka to jak matrioszka.
Opowieść w opowieści.
Wszystkie zakrywają tę najważniejszą.
Tajemnicę pozna tylko Ten, który Czyta.
I wszyscy ( prawie) spotykają się w tym dziwnym domu, w Paryżu, który jest jak „schron dla odrzuconych historii”.
Uciekam w czytanie, papapa.
Inne
19 komentarzy
Śnieg! Marto,nie załamuj mnie, chyba sobie żartujesz! Przecież mamy jeszcze lato! Jestem ciekawa jakie wrażenia będziesz miała po przeczytaniuksiążki. Mam nadzieję, że się nimi ze mną podzielisz.Teraz czyta ją Włodek i ciekawe co on na temat tej książki będzie miał do powiedzenia. Pozdrawiam!Krycha!
Tak,snieg jest, ale w Zakopanem, gdzie uciekłam do pracy. Dzis troche się przejasniło, wiec widac Giewont w sniegu. Pozdrawiam serdecznie WAS.
Ja już przeczytałam. Miałam mieszane uczucia, ponieważ nie potrafiłam zdecydować, czy mi się podobała, czy też nie. Najpierw poczułam się rozczarowana, gdyż wydawnicza zachęta sugerowała mi zgoła odmienne, od rzeczywistego, rozwinięcie. Myśli nawet bładziły wokół marketingowych chwytów poniżej pasa. Potem R.G. na swoim bloogu napisał, że książka poświęcona jest relacjom ojciec – syn. To dopiero ! Musiałam to z Nim wyjaśnić. W końcu doszłam do wniosku, że powieść jest składanką zarysowanych wątków, z których każdy po dopracowaniu, rozwinięciu stanowiłby niezłą całość. Wydało mi się, że Autor chciał za dużo w jednym, bo nie mógł się zdecydować, co rozsnuć do końca. Nie kupiłam tego jako całości. Pozostało mi ogólne wrażenie nie dokończonej zbyt szybkiej pracy. Moje myślenie zawisło w pustej przestrzeni z etykietką : przemyśleć. Pani określenie, że powieść jest jak matrioszka bardzo mi spodobało. Jest sympatyczne. Pozwoliło mi spojrzeć na nią inaczej – dzięki. Opowieść w opowieści. Jeżeli to był zamierzony zabieg formalny, to ok. Jednak wciąż coś zgrzypi.Pozdrawiam.
Beato, bardzo ciekawy post. Ja mam podobne odczucia…
Beato, ja tego nie wymyśliłam o matrioszkach. Widać nieuważnie czytałaś. Bo to jest w książce! Z tego wniosek, ze jednak autor przemyslal kompozycję.
Bez przesady z tą książką R.G. Jest po prostu słaba. Jakie tam „matrioszki”? Jeszcze trchę i zacznie się mowa o „Rękopisie”, konstrukcji pudełkowej i Szecherezadzie. Autor sam nie wie o czym pisał. Realacja ojciec – syn? Bzdura! Dorabianie ideologii do indolencji twórczej, porażki formalnej. Żadna tam „matrioszka”! Po prostu R.G. NIE POTRAFI POWIEDZIEĆ, co chce powiedzieć. Miało być dobrze, nowocześnie, mniesznie czasów i przestrzeni, a wychodzi bełkot.
Zgadza się, książka Grzeli jest nijaka. Ten pan zupełnie nie zna psychiki kobiet. „Na flecie garc nie umiesz, a chcesz grać na ludzkiej duszy” – Ryszard III. Dlaczego pani Marto tak pani reklamuje tę książkę? Nie jest tego warta, a pani te pozytywne opinie na wyrost podpisuje swoim nazwiskiem. Podważa pani zaufanie do siebie, do swojej bezstronności, bo o pani literackim guście nikt nie wątpi.
Ja nie występuję w roli krytyka ! Jestem czytelniczką. Dlaczego o niej piszę? Bo lubię tę powieść. To ksiażka z gatunku popularnej, swietnie snująca opowieść, kilka opowieści. Trzyma w napięciu. Oczywiscie, ze w każdej powiesci można znaleźć coś, co się komuś nie podoba. Prowadzę spotkanie w bibliotece katowickiej…jeśli Pani mieszka w pobliżu będzie Pani mogła porozmawiać z autorem. A mój gust literacki jest moją sprawą i tyle. Z tej racji, ze jestem pisarką, nigdy nie będę w swoim blogu pisała o książkach, w których nic nie znalazłam dla siebie. Proszę Pani, jak by to wyglądało, gdyby pisarka opisywała ksiazki bezwartościowe! Najsampierw by mnie posądzono o zazdrość. O książkach bezwartościowych się milczy. Szkoda czasu na czytanie i pisanie o nich. To dla nich największa kara. I tyle.
Niestety, Marto, jesteś z własnej woli – chociażby poprzez fakt udostępniania nam, czytającym Twój blog, możliwości rozmowy z Tobą za pośrednictwem komentarzy – osobą opiniotwórczą. Po co niby ktoś miałby czytać, to co piszesz, jeśli nie chciałby poznać Twoich opinii, uogólniając, na każdy temat. W tym, oczywiście, literacki. Tym samym chcąc nie chcąc, wchodzisz w rolę krytyka, i Twój gust literacki nie jest tylko Twoją sprawą. Może nie uwierzysz, ale książkę R.G. kupiłam, pod wpływem Twoich o niej opinii. To, że nie zachwyciła mnie nie ma tu nic do rzeczy. Wszak w tym poście nie książkę idzie.Pozdrawiam.
Gdybym wykonywała zawodowo rolę krytyka, powinnam recenzować nie tylko to, co mi się podoba. Powinnam zauważać plusy i minusy, interpertować fabułę, sposób prowadzenia postaci, oceniać język i styl. serwować wyroki. A na prywatnym blogu, mogę podzielić się emocjami. Miło mi, ze Czytelnicy biorą pod uwagę moje upodobania. Nikogo jednak nie namawiam, by ślepo się im poddawał. Najwazniejsze jest to, co dzieje się pomiędzy czytelnikiem a autorem, jak czytelnik wypełnia te przestrzenie. Jesli nie wypełnia, znaczy to tyle, ze jego konkretyzacje są zupełnie odmienne od tego, ktory wypełnia. Tylko tyle.
O, matko, jakie podzielone zdania, kupię tę ksiązkę
no nie wiem, czy grzelę poczytam, ale de mella bardzo lubiłem- niezwykły był facet, tylko mu serca na dłuższe życie nie starczyło…babo babowata ciepło pozdrawiam na tę końcówkę lata zimową!
Nie umiem tak pisać jak Pani, więć być może niejasno się wyraziłam. Książkę remigiusza Grzeli kupiłam, gdyż bardzo ją Pani chwaliła. Zawsze bardzo podobały mi się pani upodobania literackie i książki Pani autorstwa (czytałam wszytkie, poezję również). Tym razem się rozczarowałam. I to wszystko. Zgadzam się z Panią, że każdy ma i moze mieć swój gust literacki, ale… Czyżby nie było nic pośredniego miedzy powieścią „o której się milczy” a „powaleniem na kolana”? Trzeba tak od razu wspinać się na palce i piać peany? Pozdrawiam z zimnego Dolnego Śląska.
Anielo, nie zapominaj, że w tej części świata nie obowiązuje zasada obiektywizmu. To fikcja + koneksje literackie + tło i powinności towarzyskie + autofikcja + uprzejmość = „upadanie na kolana”. Podziel to przez 4 🙂
Tak, tak też bywa, tylko kolejnosc odwrotna w tej częsci swiata.
Z tym powaleniem na kolana to przesada. Owszem, na kolana mnie „powalil” Pilch sposobem, w jaki scharakteryzował Esmeraldę Dorsz. Recenzje z ksiązki „Miasto utrapienia” były na „nie” ( w większości). Dałam temu wyraz w swojej „Ricie”. Jak cos robi na mnie wrażenie, to nie ukrywam emocji. Nawet koleżance potrafię powiedzieć szczerze: Niestety, pięknie wyglądasz, hihi.
Moja tępota jest porażajaca. Co to do rzeczy ma Pilch? Rozmawailismy o Grzeli…
Anielo, tu nie o tepotę chodzi… Po prostu pani Marta napisala, ze Grzeli ksiazka jej się podoba, a Pilch ją powalil, na kolana, rzecz jasna. Choć to na pewno też hiperbola, bo chodzilo zapewne o to, ze Grzela dobry, a pilch doskonały.
Pani Marto dziękuje za wspaniałe spotkanie z R Grzelą było tak fajnie i ciekawie R Grzela ciekawy artysta