Kajeciki
Kupowaniekajecików to mój bzik od wielu lat.
Jeszcze10 lat temu zdobycie interesującego zeszytuw linie, przypominającego „pamiętnik”, nadającego się do pisania dziennika, było nielada wyczynem.
Bardzolubiłam chińskie notesy, formatu naszego zeszytu, z jedwabną okładką, tasiemką,pozwalającą zaznaczać miejsce ostatniego pisania, grube, z delikatnie nadrukowaną linią, odpowiednimimarginesami, nasączone miłym zapachem. Nie ma ich teraz nigdzie.
Wdużym sklepie, gdzie raz w miesiącu przyjeżdżam, by zrobić hurtem duże zakupy, pojawiłysię zeszyty, których okładki wmurowują mnie z zachwytu i właściwie nie wychodzępoza stoisko z artykułami szkolnymi. Nie mogę się oprzeć pokusie, by niedotknąć, a potem oczywiście kupić.
Sąokładki romantyczne, z kwiatami, z jesiennymi liśćmi, przetkane gdzieniegdziezłotkiem, Są z psami, kotami, a także wszystkimi innymi zwierzakami, do wyborui koloru. Są te z serii „Witch”, we wszystkich możliwych formatach. Są zsamochodami, samolotami. Aż do szkoły chciałoby się chodzić.
Niemogę się też napatrzeć na zestawy kredek i mazaków w oszałamiająco niskichcenach. Kupuję, nadrabiam braki z dzieciństwa.
Wczasie każdej podróży zaglądam do sklepów z artykułami biurowymi i zawszewywęszę coś ciekawego. Z Paryża przywiozłam sobie kajecik, na okładce którego jestMały Książę (tam jest cały przemysł z Małym Księciem, kubki, talerze, ołówki,kalendarze). Ewka przywiozła mi z Krasnogrudy zeszyt-cudeńko, chybawyprodukowane w Izraelu. Oby mi sięudało zapisać w nim równie piękne wiersze.
Janusztwierdzi, że mam zapas kajecików do końca życia.
Wynikaz tego, że nie podejrzewa moich potencjalnych możliwości twórczych i nieprzypuszcza, że planuję jeszcze porozrabiać na tym świecie.
2 komentarze
Oczywiście, że tak! Ja osobiście bardzo bym chciała, żebyś jeszczenarozrabiała na tym świecie. Masz kajeciki do pisania wierszy, amnie jak wzięło na pisanie ( miałam taki okres, który chyba bezpowrotnie minął) , to pisałam na paragonach sklepowych, te długiez marketów były najlepsze, bo mieściło się tam trochę. Przechowujęje spięte spinaczem i nie mam ochoty ich do kajecika przepisywać. Pozdrawiam! Krycha!
Krycha, zapisywanie na rachunkach to ostatnia deska ratunku, jak dobrze, ze kobiety od razu nie wyrzucają ich do kosza. Staram sie miec zawsze przy sobie maly notes, ale poniewaz zmieniam torebki, wiec czesto go nie przelozę, a jakiś racunek zawsze sie znajdzie. Buziaczki.