Jestem wariatką,która czyta.
Mało tego: wariatką, która się do tego przyznaje. Wśród pisarzy panujemoda na ostentacyjne pokazywanie, że się nie czyta, bo się pisze. A już napewno nie czyta się pisarzy-kumpli, czyli rywali. I nie kupuje się ich książek,bo po co rywalowi ma przybywać czytelników i sprzedanych egzemplarzy.
Jeśli pisarzazapytasz o jego lektury, to wymieni obce nazwisko, najlepiej nieznane w Polsce,abyś nie mógł sprawdzić. Oczywiście polski pisarz nie czyta powieści, bo to nuda.No, najwyżej jakieś filozoficzne dzieła.
Ręce mi opadają,kiedy wymieniam np. nazwisko poety,którego wiersze są drukowane w różnychperiodykach literackich, a szef działu poezji znanego miesięcznika mówi, że niesłyszał.
Ja czytam to, copiszą rywale. Lepiej wiedzieć, co u wroga piszczy. Czytam dużo, ale ciągle mi się wydaje, że za mało.
Czytam, bo lubię iczytam „zawodowo”, bo nie wyobrażam sobie, abym prowadziła spotkanie z twórcąbez znajomości jego utworów. Mogłabym to spotkanie poprowadzić bez znajomości utworów,mając jedynie ogólne pojęcie w czym rzeczjest. Ale nie schodzę poniżej swojego poziomu.
Tak prowadzę rozmowę, aby pisarz się zorientował,że znam jego książki. Natychmiast rozpoznaję, kto zprowadzących ze mną spotkanie czytał moje ksiązki, a kto udaje, ze to zrobił ibezczelnie posługuje się tylko wiedzą z mojej strony internetowej.
Dziś prowadziłamspotkanie ze Stefanem Chwinem. Sobota, ciepłe popłudnie, a na sali nie byłowolnych miejsc. To pokrzepiło. I autora, i mnie.
Stefan Chwin nie ukrywałswojego zadowolenia z przebiegu spotkania. Potem odwiozłam państwa Chwinów (był z żoną, Krystyną Lars, świetną poetką) do pokoju gościnnego biblioteki. Podrodze opowiadałam, jakie to fajne mieszkanko i jak im będzie dobrze. Takbardzo chciałam, aby się o tym przekonali jak najszybciej, że źle wyłączyłamalarm. To znaczy nacisnęłam niby gdzie trzeba, ale tak naprawdę, to nie wiem,co nacisnęłam. Efekt był cudowny, jak się domyślacie, bo jak tylko przekręciłam kluczw zamku, to alarm zaczął wyć jak głupi. Nie wpadłam w panikę, wiedziałam, żeniedługo przestanie się drzeć. Przerabiałam to wielekroć, kiedy pracowałam wgalerii sztuki współczesnej. Jeśli był mój dyżur, to nigdy nie udało mi sięzamknąć galerii za pierwszym razem bez wycia. Panowie z security sprawdzali na grafiku, kto ma dyżur w galerii, a jak zobaczyli, że ja, to nawet nieprzyjeżdżali sprawdzać.
A tutaj…Wyobrażacie sobie?
Jeszcze nie zdążyłam się dwa razy zakręcić, a u dwajprzystojniacy w czarnych mundurkach, a w ślad za nimi straż miejska. Boże, jakfajnie pomyślałam. I ja to wszystko spowodowałam? Dla mnie panowie przyjechali?No, gotowam była ich wyściskać za ten pośpiech.
Nie rozumiemtylko, dlaczego oni nie podzielali mojej radości.
7 komentarzy
Czytanie jest cudowne, i zawsze jest go zbyt mało. I choć przyznaję, że Pani książek jeszcze nie czytałam (może bowiem już trochę za duża ze mnie dziewczynka 🙂 – choć sałatkę i inne pyszności pochłaniam zazwyczaj łapkami), urzekł mnie i oczarował Pani blog. Zanużam się weń z wielką przyjemnością, gdyż emanuje pięknem i bogactwem. Dziękuję za tę niecodzinną ucztę
o, dla dużych dziewczynek Marta też pisze, wiersze, opowiadania, i ostatnią swoją powieść „Swięta Rito od rzeczy niemożliwych” dla całkiem dorosłych pań (i panów) napisała, czy, a propos wczorajszego spotkania, opowieść o (wybranych) pisarzach, poetach Trójmiasta (w pewnym wybranym okresie), pt. „Ogrodnicy północy”, gdzie jest też trochę o Krystynie i Stefanie Chwinach…pozdrawiam 🙂
Miło mi, ze Pani czyta bloga. Z moich dorosłych ksiazek polecam: Swięta Rito od Rzeczy niemozliwych, Coraz mnie milczenia. O dramatach dzieciństwa bez tabu oraz Wielkie cięzarówki wyjeżdzają z morza. Pozdrawiam.
podzięka dla pana chwina za „złotego pelikana”- niezwykła książka…dla ciebie, babo babowata, buziaki czerwcaki.
Babatendai, dziękuję za czerwcaki. A Pelikan, oczywiście, choć ja Kartki z dziennika cenię i Hanemana.
witaj, Marto, myślami byłam wczoraj na spotkaniach, na których nie mogłam być, czyli na moim klasowym w Krakowie, na urodzinach mojej przyjaciółki w ZH, oraz w katowickiej bibliotece, czyli z Wami – choć książki „Dolina Radości” – jeszcze? – nie przeczytałam, może ją lepiej jesienią, zimą czytać? jak wieczory są długie i mroczne?aaa, powinnaś była zatytułować ten wpis „Pisarka, która czyta” ;). niektórzy pisarze snobują się na nie czytanie, ale taki na przykład Kapuściński na pytanie, jak dobrze pisać, odpowiadał: czytać, czytać, czytać… to pewnie i Ty tak radzisz młodym adeptom pisania :)serdeczności z Północy 🙂
Tak, masz rację, Ellubis, „pisarka, ktora czyta”. Co jakiś czas zżymam się na to nieczytanie pisarzy. WIELCY czytają i przyznają się do tego jak Kapuściński i jak Sontag. Niektórzy rzeczywiście nie czytają, bo boja się ulegania wpływom, czyli widocznie są niepewni swojego stylu i warsztatu, inni czytają tylko pisarzy zmarłych, bo ci im w niczym nie przeszkodzą, a jeszcze inni nie czytają wcale – i są to bardzo nudni ludzie. Janusz zrobił fajne fotki Chwina.