Pada deszcz, jest zimno i wrednie.
Myśli mam podobnie wredniawe.
Nic radosnego nie przychodzi mi do głowy, więc jak tu pisać powieść, której zakończenie ma być radosne i ogólnie zabawowe.
Pogadałam przez telefon z Remkiem Grzelą, z Krysią Koftą. Wszystkim w środku tak samo zimno jak mnie, nic więc od nich energetycznie nie wysępiłam.
Zatelefonowałam do pana WC, którego chciałam zaprosić do katowickiego Parku Kościuszki na festyn i podpisywanie książek. Telefon wzięłam z jego strony internetowej. Bardzo niepochlebnie myślę o tym panu, to moje prywatne myślenie, wynikające z obejrzenia kilku jego programów w TV i nie powinno mieć wpływu na zawodowe, tym bardziej, że pan WC …spełniał wszelkie warunki „festynowe”: jest popularny, jest medialny, pisze książki, może przyciągnąć publiczność, itp. , itd.
Przedstawiłam się i zanim zdążyłam powiedzieć więcej, usłyszałam głos nie znoszący sprzeciwu:
– Szybko, szybko, bo zaraz wylatuję w tropiki. Najlepiej do mnie napisać.
– Skoro pan już odebrał telefon, to proszę mi powiedzieć, czy przyjmie pan zaproszenie na 27 maja, tylko tyle, a o szczegółach napiszę.
– Czy pani zwariowała – usłyszałam dzikie oburzenie – nigdy nie pracuję w niedzielę, niedzielę mam dla rodziny.
Nie napiszę, co odpowiedziałam temu panu, ale dzięki tej rozmowie ugruntowałam swoje przekonanie jak słuszne były moje obawy i wyobrażenia. No i dlaczego napisał na swoje stronie, że jest człowiekiem do wynajęcia i by do niego dzwonić i go wynajmować? Jego prawo nie pracować w niedzielę, ale nie musi przy okazji wyzywać tych, którzy mają inne zasady. Czy ja mam rację, czy przesadzam?
Inne
8 komentarzy
chyba nie bede obiektywna bo ja niedzieli w zaden sposob nie swiece a nawet przeciwnie:P ale fakt ze facet raczej zbyt milutki nie byl i mogl sobie oszczedzic://moze go jakies chorobsko w tych tropikach chwyci a jak wroci to go do sejmu zaprosza tam wszystkich zarazi i wtedy sluzby medyczne (to ja!) wybija wszystkich w pien finalnie stajac sie bohaterami narodowymi??niewiele jak na polki z ikeapomarzyc zawsze mozna
O, matko, tak naprawdę nikomu źle nie życzymy, prawda? I czarować specjalnie nie będziemy, bo co ma być, to będzie, ale scenariusz wymyśliłaś w sam raz na political fiction, podoba mi się. Buźka.
ja nikomu zle nie zycze zeby mi sie 3x nie wrocilo ;)zachwycajace jest dla mnie to ze wychowalam sie w sumie czytajac Pani ksiazki a teraz tak sobie komentuje wpisy i w ogole jakos tak sie obecna czuje!!O, zachwycie slodki! 😉
hehehe,a może to „kara” jaka za zapraszanie wbrew przekonaniu…bo niestety pan w.c. to ciołkowaty jest i niczego się w swych wędrówkach nie nauczył- w odróżnieniu od pamięci świętej kapuścińskiego…
Droga Pani Marto…Cóż…Ja swego czasu, gnana przemożnym pragnieniem zrobienia drobnej przyjemności niepełnosprawnym dziecio, dla których co roku na jesień organizuję konkurs połączony z przyjemnostkami róznego typu, zadzwoniłam do niezwykle popularnej damy, Pani AD, znanej skądinąd ze swego zaangażowania w sprawy osób niepełnosparwmych, szczególnie zaś dzieci. Zdobycie jej numeru nie było tak proste-poruszyłam machinę „krewnych i znajomych królika” i… udało mi się…Zadzwoniłam z drżeniem serca, nie wierzyłam bowiem w totalną filantropijność „Anioła z Krakowa”, a budżet, jak widomo, mamy dośc ograniczony.Cóż…Wystukałam numer (dłoń mi się nieco spociła z wrażenia), przyoblekłam się w najmilszy mój uśmiech (głęboko bowiem wierzę, że rozmówca „widzi” mnie przez słuchawkę), nastawiłam się pozytywnie, odczekałam kilka śmiertelnie długich sygnałaów i usłyszałam w słuchawce Jej anielski głos… „Słucham!” rzucone było dość ostro, jęłam się więc korzyć i przepraszac że nagabuję, po czym przedstawiłam się grzecznie, powoli i dokładnie, wyłuszczyłam sparwę – a raczej – próbowałam-bo już w połówie, kiedy dotarłam do niepełnosprawnych dzieci, usłyszałm w sluchawce:”A pani che mnie zaprosić dla dzieci, czy dla dorosłych?”.Trochę mnie przytkało, ale odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że dla dzieci oczywiście. Na co Pani AD odpowiedziała, że dzieci jej i tak nie kojarzą, a dorośli mogą spotkać ją na licznych imprezach kulturalnych a tak w ogóle to mam się rozłaczyć, bo ona własnie „przygotowuje potrawę”, i właściwie to i tak już po wszytskim, bo jak ktoś do niej dzwoni w trakcie gotowania, to cała potrawa jest do wyrzucenia…Odkładałam słuchawkę z takim zdziwieniem, że przerywany sygnał długo jeszcze dźwięczał w ciszy biura…Było mi po prostu przykro.I po prostu byłam aytentycznie zdziwiona…Tyle splendoru, honorowych nagród za „przystępność”, „anielskość”, „dobro”, „bezpretensjolaność”..A w tle potrawa lądująca w koszu na śmieci i moje poczucie winy, że w ogóle się odważyłam… Już bezz komentarza.Już mi przeszło.Zapraszanie „gwiazd” oczywiście. Pozdrawiam Pani Marto:) Chwała Bogu, że Pani jest NASZA:)
PS: A stwierdzenie „Dla dzieci czy dla dorosłych” miało na celu wskazanie intencji – to tak na marginesie. Moje intencje były tak czyste, że samo zadanie tego pytania wprawiło mnie w zakłopotanie.Ale to w sumie już tyko mój problem, prawda?:)
Aniu Zawodzianko, a może to jest tak, ze jestem wasza, bo nie jestem gwiazdą? Nigdy nie byłam i nie będę. Chciałabym wierzyć, ze nawet gdybym nią była, to nie zmieniłabym stosunku do ludzi.
E tam. Dla Mordka jest Pani gwiazdą, dla Pana Janusza jest Pani gwiazdą, dla dziewczynek, które już dawno dziewczynkami nie są-jest Pani gwiazdą – i dla paru innych osób też. Poza tym – prawdziwa gwiazda świeci blaskiem wewnętrznym-a nie odbitym, a życie jest zbyt krótkie, aby zadowalać się namiastkami – więc po co nam namiastki?Do buszu z nimi!:)