Już nie jestem czarodziejką,byłam nią, mając lat trzydzieści. Nie jestem nawet czarownicą – byłam nią,mając lat czterdzieści i więcej. Jestem wiedźmą, codziennie starszą, ale niemartwi mnie to. Wiedźma oznacza kobietę, która posiadła wiedzę. Gdybym byłamężczyzną, być może nazywano by mnie mędrcem i kobiety by patrzyły namnie z podziwem. Gdybym była mężczyzną, mówiono by o mnie – „przystojny,starszy pan”. A ponieważ jestem kobietą, słyszę często, że „jestemdobrze utrzymana”.
Jeszcze trochę i zaczną mówić, że noszę „ślady dawnejurody”.
Wcale mnie to nie boli i niechciałabym cofnąć czasu. Nie patrzę z zazdrością na młode dziewczyny. Raczej zuczuciem lekkości, bo mam już za sobą tę wszystkie męki radosne, na które onedopiero czekają.
Byłam panną, byłam żoną,rozwódką, od wielu lat jestem narzeczoną i wielce sobie ten stan chwalę.
Mam feministyczne poglądy, alenie jestem działaczką, nie pójdę namanifę 8 marca i nie wygłoszę tam przemówienia, ponieważ to nie mój sposóbekspresji. Nie umiem być Wolnością, która wiedzie baby na barykady. I nie chcę.
Robię to, co umiem. I niech każdyrobi swoje, wtedy będzie lepiej.
Dziś na spotkaniu autorskim jedenz czytelników, tak zwanych dorosłych,powiedział:
„Twierdzę, że dziś mówienie otolerancji oraz równouprawnieniu bardziej dotyczyć powinno mężczyzn niż kobiet.Dlaczegomy, mężczyźni, godzimy się na władzę nauczycielek i urzędniczek?”
– Nie wie pan? – zdziwiłam się.
– Nie wiem, nie rozumiem, nie zgadzam się.
– Może pan pójdzie to wykrzyczećna manifie? Myślę, że niejedna z kobiet oddałaby panu swoją urzędniczą lubnauczycielską posadę w zamian za pana pracę.
– A skąd pani wie, pani Marto,jaką mam pracę?
– Widzę: przed panem leży laptop,służbowa komórka, na którą pan ciągle zerka i kluczyki od dobrego samochodu,też zapewne służbowego. Jest pan przedstawicielem handlowym dużej firmy, którazaprogramowała panu lingwistycznie umysł, by pan mógł go programować swoimewentualnym klientom. Przyszedł pan na to spotkanie, pomiędzy jednym spotkaniembiznesowym, a drugim, bo przysłała pana żona, która teraz opiekuje siędzieckiem, a bardzo chciała mieć autograf na „Świętej Ricie”, którą ukrył panpod laptopem. Pana żona nie zwróciłaby się do mnie „pani Marto”, tylko powiedziałaby „proszę pani”.
– Skąd pani to wszystko wie?
– Wiem, bo jestem wiedźmą.
11 komentarzy
Świetny wpis. Bardzo mi się podoba. W swojej pracy czasem spotykam takich mężczyzn (tatusiów przychodzących ze swoimi pociechami) w czarnych spodniach i białych skarpetkach, ciągle przepraszających za telefon komórkowy, który właśnie zadzwonił.Głupkowato się uśmiechających i naiwnie szczerzących zęby, popisujących sie swoją elokwencją i znajomością wielu tematów, szczególnie z mojej branży. Irytują mnie swoim zachowaniem i wyuczonymi manierami. Nie znoszę takich bufonów, ale muszę ukryć to swoje niezadowolenie a czasem wściekłość. No ,może wrzucam też kamyczek do ogródka lub cedzę przez zęby, a czasami powoli wypuszczam jad. Najczęściej jednak po cichu ,w środku, bo niestety nie mogę…A szkoda. Myślę, że ten mężczyzna na Twoim spotkaniu otrzymał sprawiedliwą i dobrą lekcję wychowania. I bardzo dobrze, że zobaczył jaką mieszanką wybuchową może być połączenie inteligentnej blondynki z sokolim wzrokiem z babą babowatą, zwaną przez siebie wiedźmą. Tak trzymać.Pozdrawiam serdecznie.
Jaka Pani biedna Pani Iwono. To musi być bardzo frustrujące znoszenie tych wstrętnych bufonów w białych skarpetkach.
Sz.P….wyjaśniam. Ja „ich” nie znoszę, tzn zachowania i tej otoczki.Nie jest to jednak temat wiodący w moim życiu, doprowadzający do frustracji czy wręcz ubóstwa. Amatorek „skóry, fury i komóry” nie brakuje i dlatego wielu z nich przesiaduje w salonach (autoryzowanych).
Ale przyszedł! I może nawet coś wyniósł z tego spotkania (oprócz książki oczywiście:)) – można więc powiedziec, że jego żona tez jest wiedxma, bo przewidziała, że jest mu to potrzebne….A może wiedziała, że jeśli taka blon-inteligentna wiedźma jak Pani powie do niego kilka mądrych słów, to one trafią do jego serca prędzej, niż monodramy kuchenne, sypialniane, obiadowo-kolacyjne i łazienkowe wygłaszane przez nia codziennie…Czasem tak trudno trafić do mężczyzny…czasem trzeba się tyle natłumaczyć…A swoją drogą – ostatnio stworzyłam tezę (bynajmniej nie odkrywczą zapewne) że podstawą udanego związku jest duży serwis obiadowy. Oszczędność czasu i energii:)Bo ja nie lubię tłumaczyć – wierzę w porozumienie pozawerbalne – może jeszcze naiwnie, bo przecież-według Pani skali – wciąż jestem czarodziejką:) Ustalilismy więc z Adasiem, że jeśli nie bedzie rozumiał o co mi chodzi i co mnie drażni lub doprowadza wręcz do pasji, to po prostu pójdę do kuchni i przyłupię talerzem o ziemię-on wtedy to sobie spokojnie posprząta, a w czasie sprzątnia będzie miał czas, żeby się domyslić – może nawet wysnuje jakies wnioski?:)Co Pani na to?Pomysł wparawdzie nie jest nowy, wypróbowany przez kilka poprzednich pokoleń ale myślę, że dośc skuteczny i w swej prostocie genialny – nie godzi w niczyją godność ani wolność wypowiedzi-wręcz przeciwnie-rozwija ekspresję i wyobraźnię:)Adasiowi się spodobał- myślę więc, że można go wypróbować:) Chciałam jeszcze tylko zwrócić uwagę, że ja wciąż mówię do Pani – Pani Marto – anie Proszę Pani – a to dlatego, że nie umiem inaczej:)I jeszcze dlatego, że tak mie najbardziej podoba do Pani mówić – „Marta” kojarzy mi się bardzo z utworem Grzegorza Turnaua, gdzie na parapecie siedzi smutna Marta, potem okazuje się że jest nieco rozdrażniona a może nawet wściekła, o czym – subtelny chyba z natury Grzegorz Turnau wprost nas nie informuje, ale daje odczuć – i ta mieszanka nostalgiczno-ekspresyjna – to wlaśnie takie skojarzenie z Panią:)Ale się rozgadałam – wracam do pracy, choiciaż ona podobno – nie zając…:):):)Pozdrowienia i uściski słoneczne:)
Teza z dużym serwisem, świetna Aniu Zawodzianko, tym bardziej, że dziś można sobie kupić serwisy na wagę i już nikt się nie trzęsie nad stłuczoną szklanką. Zdarzyło mi się kilka razy rzucić talerzem ( nigdy nie pełnym), do tej pory pamiętam tę przyjemność. Buziaczki.
Wpis rewelacyjny. Jaki kunszt, jaka finezja. Swoja droga polska kobieta byla, i wciaz jest, zahukana i sprowadzana do roli gospodyni. Jeszcze przeciez nie tak dawno Policja nie interweniowala w przypadkach awantur domowych. A tam byla Sodoma i Gomoria. „Maz” tlukl zone ile wlazlo za to, ze mu przeszkodzila w libacji. Itd, itp. Obrazek jakze czesty w Polsce. Pozdrawiam Cie Marto
Pani książki sa rewelacyjnymi książkami. Dzisiaj byłam na spotkaniu z panią w Łazach – bardzo mi sie podobało !!!
czuje sie jakbym znowu pani ksiazki czytala… ktore juz i tak wszystkie przeczytalam 🙂
Dzieńdobry! Pisze do pani, bo bardzo podobał nam się pani występ… Pisze z Łaz…Bardzo fajny blogasek i ja tez prowadze bloga, ale troszke głupio było mi sie do tego przyznać…Pozdrawiają Łazy…Było suuuper…:)
Witaj, Blondynko z pierwszego rzędu. Do pisania potrzeba odwagi, naprawdę. I życzę Ci jej.
I rodzi się pytanie, dlaczego Polak narzeka zawsze i mimo wszystko? Trzeba sie cieszyć z tego, co się ma i żyć jak najlepiej się potrafi. Chyba…