Najokrutniejszą rzeczą, jaka się mogłazdarzyć katolickim księżom, jest celibat. W Biblii nie ma na ten temat słowa.
To niemożliwe, by Bóg tego chciał, bo to wbrew Naturze.
Tak myślę od dawna. A od wczoraj intensywnie, ponieważ przeczytałam w „WysokichObcasach” , z 3 marca, wyznania żon i ukochanych księży.
Ilekroć się człowiek czegośwyrzeka, tym bardziej wiąże się z tym na zawsze. Odganiając demony, walcząc znimi, dodajesz im siły. Być może trzeba przyjąć demony, tak samo jak sięprzyjmuje anioły. Bez zła nie ma dobra. Jeśli pozbędziesz się demonów, możetakże pozbędziesz się aniołów.
W Kościele katolickim celibat jest wymagany od osóbwyświęconych ( diakonów, prezbiterów, biskupów) w rytuale rzymskim od XI-XIIwieku i ma związek z reformą kościelną papieża Grzegorza VII.
Dla jednychto przeżytek, fałszywa granica pomiędzy wiernymi a duchownymi, albo nieludzkiewyrzeczenie sprzeczne z naturą człowieka. Dla drugich – dar Boży, znak świata,który ma nadejść i wzmocnienie kapłaństwa.
Krytycy celibatu sugerują, że toobłuda, nieżyciowe zobowiązanie, bo i tak większość celibatariuszy albo żyje wnieformalnych związkach, albo jest ludźmi niezdolnymi do życia małżeńskiego.Inni sądzą, że gdyby nie celibat, księża nie byliby tak bardzo oderwani odcodziennych problemów zwykłych ludzi i może byłoby więcej udanych małżeństw.
Nie rozważam sprawy tylkoteoretycznie. Jestem kobietą po przejściach, mam przyjaciół w różnych kręgach.Jeden z nich jest synem księdza. Dowiedział się o tym, kiedy skończył 18 lat.Matka mu wyznała prawdę w tajemnicy przed ojcem, którego on do tej pory uważałza ojca w każdym calu, a nie tylko „wychowawczym”. Matka była kobietąuczciwą, więc jej mąż wiedział, że nie jest biologicznym ojcem syna, któregowychowywał w miłości. Syn miał się nigdy nie dowiedzieć, ale matka niewytrzymała i powiedziała, zobowiązując go jednocześnie do tajemnicy.
Czy wyobrażacie sobie,jakim ciężarem stała się ta tajemnica dla18-letniego chłopca? Szanował swoichrodziców, kochał ich wedle zasad IV przykazania, ale jednocześnie chciał się odnich uwolnić jak najszybciej. Uwolnić, usamodzielnić, wyjechać, uciec. Byłjedynakiem. IV przykazanie jak miecz wisiało nad jego głową, więc nie tak łatwobyło mu podjąć jakąkolwiek decyzję. I prawdopodobnie żyłby w tych męczarniach irozterkach, gdyby go Bóg od nich nie uwolnił. Od rozterki rodziców. Rodzicezmarli szybko, bezboleśnie, bezszelestnie, jedno poszło za drugim. A syn rozpocząłposzukiwania biologicznego ojca, kiedy był już sierotą niespełna 30-letnim.Odnalazł mogiłę ojca. Spóźnił się o kilka lat. Jego ojciec-ksiądz, na 7 latprzed śmiercią , zrzucił sutannę. Zabrał tajemnicę do grobu.
Zastanawiacie się, jakieżycie miał syn? Czy ożenił się szczęśliwie? Czy potrafił budować związek iinnych obdarzać miłością?
Nie potrafił. Bo nie było w nim miłości. Była wnim tylko „zasznurowana tajemnica”, a więc i syn był”zasznurowany” i tak naprawdę nie potrafił się przed nikim rozsznurować.Nieraz mi mówił, że potrafiłby to zrobić tylko przed prostytutką albo kobietąprzygodną. Tych pierwszych się bał, na drugie rzadko sobie pozwalał, bonauczony doświadczeniem wiedział, że zbyt szybko daje się im wyprowadzić w polei wiele na tym traci.
5 komentarzy
no, ale dlaczego nie potrafił? Czy dlatego, że jego ojciec był księdzem? Czy tylko biologiczni rodzice potrafią kochać? Nie sądzę. Matka powiedziała mu, kiedy jego psychika była w dużym stopniu ukształtowana, jeśli więc był kochany, to potrafiłby kochać, reszta nawet wtedy nie ma prostych i efektownych reguł, przełożeń i konsekwencji. Czasami konkluzje bywają nieprawdziwe, ponieważ szykujemy dla nich z góry przygotowaną tezę. A to bardziej złożone niż się z boku wydaje. Pozdrawiam
Dlaczego nie potrafił? Może dlatego, że przez 18 lat wychowywany był w klimatach fałszywych, może dlatego, że choć dbano o niego jak o jedynaka jedynego, to jednak była w tej rodzinie fałszywa sytuacja, którą skądinąd trudno było wyprostować. Może dlatego, że i jego los stał się zagmatwany, ze nigdy ze swoim ojcem, który go wychował, nie rozmawiał szczerze. Może dlatego, że choć ciągle powtarzał, że ważniejszy ten ojciec, który go wychował, a ni eten, który go spłodził, to jednak tęsknił za tym biologicznym. Nie dano mu szansy, by się przekonał, czy chce z nim utrzymywać kontakty, czy nie. Mogłabym wymieniać jeszcze wiele powodów. Jedno widzę, nie umie ten człowiek kochać, mimo że za niczym bardziej nie tęskni jak za tym, by kochać i być kochanym. Ani dawać nie potrafi, ani brać.Moja najnowsza powieść będzie o sytuacji odwrotnej, o rodzicach, którzy potrafili dziecku wszystko powiedzieć… Nie sznurowali się wzajemnie.
tak, tak być mogło… Fałszywa sytuacja, jeden szczegół, jeden element w mozaice prawdziwych przeważył. Tu przeważył. Absolutna szczerość to byłby dobry punkt wyjścia, ale czy możliwy? Czy nie jest tak, że w każdej rodzinie tkwi jakaś tajemnica, jakieś trudne, nierozwiązane sprawy? Czasami wiedzą o nich wszyscy domownicy, czasami starają się przyjąć je jako naturalne, ale one i tak tkwią w postaci określonych zachowań, żalów… Nie jest możliwe rozwiązanie tych spraw a żadna otwartość nie gwarantuje niczego, ponieważ o naszych zachowaniach decydują również urażona ambicja, wyobraźnia, która podsuwa obrazy jak mogłoby być, gdyby było inaczej, również magiczne myślenie o kimś kto nie istniał realnie, bo ktoś o kim tylko wiemy, że był, a kogo nawet nie dotknęliśmy jest pożywką dla wyobraźni i nie może kształtować realnego kręgosłupa emocjonalności. Zdecydowanie bardziej ten kręgosłup kształtowała „fałszywa sytuacja”, ale ta jest możliwa w każdej rodzinie i z różnych powodów.
Kochana Pani Marto – jedyna Taka na całym globie:)To, co najbardziej w Pani lubię, to Pani zdolność do szanowania (nie – pałania miłością ani nawet lubienia) zarówno aniołów jak i demonów. Największy błąd, jaki możemy popełnić w życiu, to demona zlekceważyć. Paradoksalnie równie poważnym błędem jest nadać mu zbyt wielkie znaczenie, poprzez „demonizowanie demona”… Znalezienie przez każdego z nas złotego środka w patowej sytuacji jest niemałym życiowym osiągnięciem – księżom ten problem również nie jest obcy – bo i dlaczego miałby być, skoro ksiądz – też człowiek – jest również czymiś bratem, synem, kuzynem, wujkiem – a zdarza się, że i kimś więcej…Podejmując kluczowe dezyzje w życiu staram się trzymać zasady mojej babci, która mawiała :”W życiu musisz tylko umrzeć – wszystko inne MOŻESZ”. To dodaje sił, ale i uświadamia odpowiedzialnośc za decyzję. Kapłaństwo to sakrament – tak, jak małżeństwo. Nie każdy sakrament rozumie. Nie każdy też do niego dorasta.Jak do małżeństwa zresztą. I niełatwo w takim „związku” wytrwać. Najlepiej byłoby od razu rodzić się z doświadczeniem pozwalającym na podejmowanie jedynie słusznych dezyzji, które konsekwencjami nikogo nie ranią.Nie da się niestety. A im – księżom – jest jeszcze trudniej – są na świeczniku. Mój brat też trzyma się zasady babci. I wie, że jakąkolwiek podejmie w życiu decyzję, niekoniecznie „złotą” – ja zawsze będę po jego stronie. Trzymam za niego kciuki. Za wszystkich innych też:)Dziękuję za nasze dzisiejsze spotkanie:) Wiem, że zabrzmi to jak tani komplement, ale uwielbiam z Panią rozmawiać:) Pozdrowienia dla Mordka:)
Jego psychika byla już ukształtowana, ale wszystko, co najważniejsze w jego życiu już się stało – w dzieciństwie i to zaważyło na jego związkach. Dziecko wyczuwa, że coś jest nie tak i reaguje podobnie: skoro nie mam dostępu do waszych tajemnic (które przecież mnie dotyczą!), to i wy nie będziecie mieć dostępu do mnie. Okazywanie uczuć jest złe, rodzice wiedzą najlepiej, więc tak ma być.