To był trudny dzień. Niestety, nie przy biurku i nie w swojej dziupli. Przeze mnie przyjaciel spóźnił się na samolot. Gdyby nie był tak dobrze wychowany, to by częściej zerkał na zegarek.
A potem facet się zagapił i stuknął w mój samochód swoim. Wyszedł, przeprosił, powiedział, że jego wina i że nic się nie stało. Tak mnie zamotał, że straciłam swoją przebojowość. O mało go nie poprosiłam, by się nie smucił. A kiedy jednak ( prawie z wyrzutami sumienia) spojrzałam na samochód, by ocenić, co się stało, to facet wsiadł i odjechał tak szybko, że nawet nie zauważyłam jego rejestracji.
Jest wgniecenie i on to widział. Nie mogę pojąć, dlaczego nie zareagowałam właściwie, przecież już byłam w takiej sytuacji i zachowałam się „fachowo”.
Kiedyś młoda dziewczyna zagapiła się, jak wsiadała do mojego auta Nina Andrycz z bukietem kwiatów i stuknęła mnie solidnie. Tłumaczyła się, że zobaczyła nieziemskie kobiety: jedną, która jej kogoś przypominała i mnie, która jej nikogo nie przypominała, ale za to miała taki cudny czerwony płaszczyk. Musiałam odwieźć Ninę Andrycz do pociągu, zapisałam przedtem rejestrację i zobowiązałam dziewczynę, by poczekała aż wrócę, a ponieważ rzecz się działa pod najbardziej eleganckim hotelem w Katowicach, więc miała gdzie zaczekać.
Zdążyłam na urodziny Kazimierza Kutza w Teatrze Śląskim. Zobaczyłam wystawę obrazów Henryka Wańka, w foyer teatru. I nie zaczekałam na urodzinowy tort. Bardzo chciałam do domu. I jestem, i piszę.
Dobranoc.
A dziś…zachowałam się jak Czerwony Kapturek z dowcipu.
Inne
1 komentarz
Oj, znam i ja takie dni, gdy wszystko pod górkę, pod prąd bądź z wykręceniem obcasów! Najlepsza metoda na to, zachować dystans do rzeczy, na które nie ma się wpływu, a na siebie samą spojrzeć z przymrużeniem oka. Pani się to udało! Pozdrawiam!PS. Nowa oprawa graficzna blogu jest bardziej przejrzysta… no i jeszcze ten czarny kot, zupełnie jak mój Dali! 🙂