Wczoraj po całym dniu poza domem, a także po pracy przy biurku, zrobiłam sobie ucztę teatralną przed telewizorem, oglądając „Narty Ojca Świętego” Jerzego Pilcha, w reżyserii Piotra Ciepielaka, z Januszem Gajosem, Jerzym Radziwiłowiczem, Władysławem Kowalskim w rolach głównych. Czytałam „Narty”, ale czymś zupełnie innym było wsłuchanie się w tę boską interepretację, w każdą frazę, śledzenie nienagannej dykcji. Uwielbiam Pilcha, więc lubię wszystko, co napisał, a już na punkcie jego trzech ostatnich ksiażek ( Pod mocnym aniołem, Miasto utrapienia, Moje pierwsze samobójstwo) jestem tak zkręcona, że i bezkrytyczna.
W powieści „Święta Rito od Rzeczy Niemożliwych” przez dwie strony opowiadam o Pilchu. Jeden z pisarzy powiedział, że jestem wyjątkowo stuknięta, bo kto to widział robić publicity konkurencji i że nie zna drugiego pisarza współczesnego, który by tyle dobrego mówił o innych pisarzach. Rzecz w tym, że jeśli już mówię o książkach, to tylko o tych, które zrobiły na mnie wrażenie, dlatego nie szczędzę słów podziwu ich autorom.
Być może inni nie chwalą kumpli po piórze, bo nie czytają, w co coraz bardziej zaczynam wierzyć. To jakaś wredna moda u pisarzy mówić wszem i wobec: nie znam, nie słyszałem, nie czytam, a powieści to już wcale. Być może ci pisarze uważają, że pisanie i czytanie w jakiś sposób się wykluczają wzajemnie, być może czas spędzony na czytaniu jest dla nich czasem straconym dla pisania. A może obawiają się ulegania wpływom.
To wszystko wydaje mi się małodusznie śmieszne.
Jerzy Pilch nie jest dla mnie konkurencją, ponieważ jest Pilchem, a ja Martą Fox, bardzo samoswoją. I gdybym dręczyła się tym, ilu jest wspaniałych pisarzy, to nie napisałabym ani linijki. Muszę więc myśleć, że owszem, wspaniali byli i są, ja też jestem i to w dodatku po raz pierwszy i jedyny na tym świecie, więc trzeba wykorzystać szansę.
Za chwilę siadam w fotelu i zaczynam czytać… 7 kg prozy na konkurs literacki ( do oceny). Ile w tym będzie dekagramów literatury?
PS. Polecam też mój blog na www.parnas.pl, w dziale „bez cenzury”.
Inne
1 komentarz
Oj tak, tamto przedstawienie to była uczta… Wciągające bez reszty. I końcowy monolog o Papieżu jako najwspanialszym graczu w piłkę nożną… Jak się jest kibicem piłki nożnej, a ja jestem… (czemu się ciągle ktoś dziwi niezmiernie – kobieta? a lubi mecze oglądać? no dziwo jakieś, wybryk natury…) to tym bardziej przemawia do wyobraźni…