Co za dzień! Połamało mnie, pokręciło. Jak się schylę, to nie mogę się wyprostować. To wszystko od siedzenia przy biurku po kilkanaście godzin. A wczoraj, jakbym przeczuła, co zdarzy się dziś, mówiąc, że koniec przygód Fiki-Miki.
Przyszedł Pawcio, mój wnuczek, a tu babcia leży odłogiem, a jak wstanie, to nie może usiąść, a jak usiądzie, to nie może wstać. Bardzo był wnusio rozczarowany, dlaczego na czworakach z nim nie łażę i pieska nie udaję. Nudną dziś byłam babcią.
Zebrało mi się na poważną rozmowę z Agatką, bo ciekawa byłam jej wspomnień z czasów nastoletnich. Jak to się stało, jak tego dokonałam, że moje córki pięknie prowadzą swój dom i są dobrze „zorganizowane”. Nie przypominam sobie, abym musiała po nich sprzątać, kiedy były nasolatkami. Kiedy teraz obserwuję domy znajomych, to widzę, że tam dzieci bezkarnie rządzą rodzicami, dzieci mają swoje pokoje i rodzicom wara od nich. Rodzice gnieżdżą się w jednym i w dodatku nie jest to tylko ich pokój, bo należy do wszystkich, a w nocy staje się jeszcze sypialnią rodziców. Mówię o typowych rodzinach, gdzie są 3 pokoje i dwoje dzieci.
Ja też dałam dzieciom osobne pokoje, w ten sposób realizowałam swoje marzenie z czasów, kiedy byłam nastolatką i mogłam o własnym tylko śnić. Postanowiłam więc, że moim dziewczynkom będzie lepiej. Dziś Agatka mi przypomniała, że w naszym domu każdy miał swój przydział czynności. Przedpokój odkurzały dziewczynki dwa albo i trzy razy dziennie, do Agatki należało codzienne utrzymywanie łazienki w czystości, do Magdy podłoga w kuchni, także codzienne mycie. Co tydzień każda sprzątała dokładnie swój pokój, tata pokój wspólny i sypialnię, a ja gotowałam obiady. Tak musiało być, bo nie pamiętam, abym sprzątała. Żyliśmy skromnie, to prawda, ale wtedy wszyscy, którzy nie byli bogaci z domu i nie robili oszałamiającej kariery, a tylko pracowali w budżetówce, żyli skromnie.
Dziś matki nie przyzwyczajają dzieci do obowiązków domowych. Rodzice pracują od rana do wieczora, matka więc woli wszystko zrobić sama, bo uczenie dziecka wymaga cierpliwości i czasu. Dziecko popełnia błędy, trzeba mu pokazać, co zrobiło dobrze, co źle. Trzeba uczyć, jak się sprząta zabawki, a szybciej będzie, gdy się samemu posprząta, albo męża pogoni.
Oglądałam raz program z super-nianią. Włos mi się zjeżył. Dlaczego przedszkolak mówi do mamy „ty gnojo, koniec z tobą, jesteś martwa”. A matka wrzeszczy na niego, wszyscy wrzeszczą na siebie. Matka obiecuje, że powie tacie i tata dopiero im sprawi manto. Dzieci boją się ojca, ale nic sobie nie robią z matki. Ojciec wraca wieczorem z pracy, matka zdechnięta i tylko czeka aż on się dzieciakami zajmie, a on też zdechnięty, to oczywiste. Nie ma czasu na rozmowę, ani na zabawę, na nic, więc lepiej kupić nową grę do komputera, włączyć film z bajką.
Nie podobało mi się to wszystko – macierzyństwo nie było dla tej kobiety darem, tylko dopustem bożym. Dostatni dom, widać, że rodzice sobie żyły wypruwają, by było w nim wszystko, co materialne. A gdzie ciepło, gdzie wspólna zabawa z dzieciakami? Gdzie chwile tylko dla rodziców?
Kto tu ponosi winę za to, co jest? Bo przecież nie tylko te rozwydrzone dzieci. Może dajemy się zwieść konsumpcjonizmowi? Może musimy dorównać sąsiadom, a oni kolejnym? I tak równamy w szeregu do lepszej pralki, lepszej zmywarki, lepszego telefonu komórkowego, szybszego samochodu? Wszystko to ma nam usprawnić życie, oszczędzić czas, którego mało, a okazuje się, że mimo tych udogodnień wcale go nie mamy więcej. Tracimy wiele godzin, łążąc w marketach pomiędzy półkami, kupując niepotrzebne rzeczy, bo za połowę ceny, obrastamy w rzeczy i zupełnie zapominamy, o co nam w tym życiu tak naprawdę chodzi.
Inne
1 komentarz
„rozwydrzone dzieci” nie mogą za nic ponosić winy, bo to dorośli je takimi czynią. Mnie też przeraża „Superniania”. Stopień zidiocenia niektórych rodziców… Kobieta oddająca całą władzę domową trzylatkowi (Matka: „Pójdę zrobić siusiu, mogę?” Dziecko: „Nie!” i ryk… „Dobrze, już dobrze, nie idę, widzisz, nie płacz, nie idę siusiu…”), matki, których jedynym argumentem jest „tata, który Ci pokaże”, matki bite, gryzione, opluwane…Też usiłuję zrozumieć skąd to się bierze. Czy konsumpcjonizm ma aż taką władzę, czy to jest kwestia jakiegoś schyłku całego świata. Nikomu już się nic nie chce. Jak oglądam „Supernianię”, to czuję się jakaś strasznie osamotniona w tym, że nie zmuszam dziecka do jedzenia, że wymagam od swojego dziecka szacunku dla innych ludzi, że moje dziecko się mnie przeważnie słucha… Ale tam. Róbmy swoje i tyle.Pozdrawiam