Dziennik lektur

Trucizną mnie uwodzisz

 On: „Chcę żebyś kochała tylko mnie. Nikt nigdy nie wychowywał mnie tak, bym potrafił się dzielić. Jestem zazdrosny o ubrania,które dotykają twojej skóry. Zazdrosny o to, co zjesz, o winogrono w twoich ustach, o filiżankę, którą zbliżasz do warg.

Ona: Cokolwiek wziąłeś, chcę mieć to wszystko z powrotem. Nie podoba mi się, że byłeś w moim pokoju i wszędzie zaglądałeś. Zupełnie,jakbyś był złodziejem.

On: Twój ojciec kolekcjonuje motyle, a ja kolekcjonuję ciebie. Cóż, może jestem złodziejem. Może kochać kogoś, to tak jakby wykradać go kawałek po kawałku. Może miłość jest jak automat na monety. Nie zamierzam niczego oddawać. Wszystko, co twoje, jest i moje. Czy nie taka powinna być miłość?

On: Jestem gotów karmić cię, prasować twoje ubrania, czesać  włosy i obierać ci pomarańcze.

Ona:  Złamałeś mi palec. Co jeszcze zamierzasz we mnie złamać?

On: Ja cię poskramiam, formuję cię do swoich potrzeb.”

      Na podstawie zacytowanego fragmentu można byłoby spodziewać się powieści o toksycznej miłości i przemocy. Powieść jednak smakuje wielorako,tajemniczo, magicznie. Uśpionymi motylami, zapachem melonów i białych róż,czerwoną ziemią, omszałą ścianą klasztornego muru, żwirem, kostkami lodu, pomarańczami,słonecznym żarem. Zanurzamy się w egzotycznym klimacie Meksyku, dźwiękach targowiska, nawoływaniach ulicznych sprzedawców. Słyszymy  akordeon, Jimiego Hendrixa i piosenki Augustina Lary. Jedna strona powieści smakuje ciszą, druga zakazaną miłością,trzecia arszenikiem, a 107 nocą pełną łez, 108 dzieckiem zagubionym w lesie.

     Wyobraźmy sobie stuletni dom, na przedmieściach Mexico City,pełen motyli, książek i snów. Mieszka w nim Emily z ojcem. Bez matki. Matka  poszła na targ po owoce i zniknęła, jak…”chrząszcze,drzewa pieprzowe i telegramy”. Emily, była wówczas małą dziewczynką. Teraz Emily jest studentką, uwielbia mapy, kolekcjonuje historie tajemniczych i dziwnych kobiet-morderczyń. Tworzy katalog z wycinków prasowych. Paradoksalnie – interesuje się też postaciami świętych. Zadziwia wiedzą na ich temat.

     Emily chce sobie świat opowiedzieć w liczbach, wykresach,konkluzjach, by nigdy w nim nie zdarzyło się coś tak nieprzewidzianego, jak zniknięcie.To dlatego, że życie jej matki nigdy się nie skończyło.

– „Żyjesz w domu ze stale otwartym oknem” – tłumaczy zakonnica Agata, która wespół z ojcem wychowała Emily. Ojciec kolekcjonuje motyle. Przyszpila je, by nie odfrunęły. Emily opiekuje się sierotami w sierocińcu pod wezwaniem Świętej Róży z Limy. Czas stoi w miejscu. Czasami tak boli, że dni mają po trzy noce.

Któregoś dnia pojawia się Santiago, bratanek ojca, kuzyn Emily. Zaczyna się pech, miłość i klątwa (?). W tej książce jest pomysł. Jest żar i tajemnica. Poezja. Są fakty. Zbrodnia wisi w powietrzu. Kawa pachnie i dziwnie smakuje gryziony ołówek. Jest sto lat samotności albo i więcej. Jest życie piszące własne scenariusze. Sekret, który wszystko zmieni. I sny, które za nic sobie mają rzeczywistość.

Jennifer Clement, autorka powieści, mieszka w Mexico City. Jest zafascynowana postacią Marii Skłodowskiej-Curie, czemu dała wyraz w „Siedmiu listach do…”. Powieść przełożyła z angielskiego Karolina Zaremba.  Wydawcą jest Dom Wydawniczy Mała Kurka. Wysmakowana edycja.

in / 1327 Views

2 komentarze

  • ~Bluebell 1 października 2012 at 15:26

    „WIWAT KURA ! CHOĆBY I PYPCIOWATA”. To motto Domu Wydawniczego Mała Kurka po prostu uwodzi swą treścią.

    Reply
  • ~adam 3 października 2012 at 15:44

    dafuq did i just read?

    Reply
  • Skomentuj ~adam Anuluj pisanie odpowiedzi

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.