Inne

Pomiędzy: zachwytem a zachwytem

Znów jestem „pomiędzy”.
Czy bywało kiedyś inaczej?

Pomiędzy pisaniem (kończę ostatni rozdział powieści) a czytaniem.
Skończyłam „Ciemność prawie noc” Joanny Bator i „Drugi dziennik” Jerzego Pilcha.
„Pomiędzy” podczytuję opowiadania Iwana Bunina w nowym tłumaczeniu Renaty Lis. Czytam po jednym, odkładam, wracam.

Pomiędzy zabawiam się z moim wnukiem. Wczoraj odbierałam go z przedszkola i spędziliśmy razem całe popołudnie. Wracając do domu, wstąpiliśmy do sklepu po mąkę ziemniaczaną. Danielek przy okazji poinformował sklepiarkę, że ziemniaczaną jego mama może jeść, bo tam jest skrobia, a pszennej nie może, bo jest uczulona. Sklepiarka zapytała: – Jak to robisz, że tak pięknie się wyrażasz? Daniel odpowiedział: – Po prostu, dobrze się odżywiam, bo moja mama „mega dobrze” gotuje.
Ot i cały sekret bogatego słownictwa.

Zachwycam się rezolutnością Daniela i powieścią Bator.
Zachwycam się zdolnościami Pawcia i Adasia oraz dziennikiem Pilcha.
Jestem zachwycona moim nowym tabletem, choć nie za bardzo go jeszcze oswoiłam.
Jutro Adaś mnie nauczy, bo ma wszystko obcykane, jak powiedział.

Mój zachwyt dla powieści Joanny Bator nie zmalał do końca ostatniej strony.
Ta pisarka też musi się „mega dobrze” odżywiać, bo jej kunszt językowy mnie zniewala. Wprawdzie Jerzy Pilch przestrzega w dzienniku, że „zachwyt nie jest żadnym dowodem rozumienia tekstu”, ani żadnym dowodem rozumienia czegokolwiek, ale mnie to bynajmniej nie odstrasza od zachwycania się.
Powiem więcej: wiem o tym, a jednak czasami fruwam z zachwytu i czytam tylko „plecami”, byle przechodziły po nich dreszcze. Czyż nie napisał mądry Kohelet, że im więcej poznania, tym więcej cierpienia?

Uwielbiam się czasem pozachwycać. Niczym Julio Cortazar, który świetnie opisuje swój zachwyt w „Osiemdziesiąt światów dookoła dnia” w rozdziale „Trzeba być naprawdę idiotą żeby”. Rozkosze inteligencji i wrażliwości powinny się rodzić z trzeźwego osądu, z podejścia komparatywnego pisze Cortazar. Na pewno potrafiłabym ocenić, porównać, przeanalizować, ale mi się teraz nie chce, więc wolę się po prostu dać porwać emocjom i pozachwycać. Pilchem też się entuzjazmuję, choć z całkiem innych powodów. Bo Pilch to Pilch, moja miłość od dawna i do nadal, a Joanna Bator od niedawna, od felietonów do wymienionej powieści, a może i będzie dalej, bo zamierzam czytać i „Piaskową górę”.

No i tak się zachwycam i zachwycam, pomiędzy piszę i piszę.

Jestem jak ta kobieta z anegdoty, którą Jerzy Pilch opowiada o wiślańskim lekarzu. Otóż przychodzi do lekarza nieszczęśnica i zaczyna się uskarżać: – Mnie się tak panie doktorze porobiło, że jak usiądę, tobym tak siedziała i siedziała. A jak idę, tobym tak szła i szła. A znowuż jak stoję, tobym tak stała i stała. – A jak ja panią w zadek kopnę, to będzie pani tak leciała i leciała.”

in / 4794 Views

29 komentarzy

  • ~magosia 17 stycznia 2014 at 19:59

    Dzień dobry/Dobry wieczór, Pani Marto, pozdrawiam ciepło:-)
    Jestem świeżo po lekturze „Ciemno, prawie noc” – nie wiem, czy to co czuję, to zachwyt, czy szacunek dla wyobraźni i języka, sztuki stwarzania światów, nadtekstów i podtekstów.
    Wiem, że to Wielkie Pisanie.
    A Pani „Rita…” ciągle we mnie też:-)
    Dobrych dni:-)
    Magosia …ta z Niemiec koło Lublina:-)

    Reply
    • Marta 18 stycznia 2014 at 11:54

      Pani Małgosiu, jak miło Panią usłyszeć. I dobrze, że podobnie czujemy. Proszę zajrzeć do mojego „Autoportretu z Lisiczką”, tam tez ciąg dalszy relacji z Ritą.

      Reply
      • ~magosia 18 stycznia 2014 at 19:29

        Dobry wieczór:-)
        Pani Marto, i „Lisiczka..” i „Kobieta zaklęta..” stoją na bliskiej mi półce. I wiele innych – Pani autorstwa:-) Bo pilnuję kolejnych tytułów:-)
        A w „Ricie ..” mam Pani piękną dedykację, stąd szczególny sentyment.
        Dobrych dni, dobrych chwil:-)

        Reply
  • ~Iza 17 stycznia 2014 at 22:23

    Uśmiałam się czytając o lekarzu, bo mnie „trza” innego, coby mnie zatrzymał bo jak mam po co to latam. A powinnam „fałdów przysiąść” i pisać i jeszcze kasować co upisane i znowu pisać. A jeśli chodzi o Joannę Bator, to wiem, że jak swoje obowiązki „pisarskie” wykonam to książkę przeczytam, wszak książka o Wrocławiu, gdzie lata temu byłam szczęśliwa; książka napisana w Japonii, gdzie mój syn obecnie mieszka i jest szczęśliwy. Szczęśliwości życzę Wam wszystkim! Pa, Iza.

    Reply
    • Marta 18 stycznia 2014 at 11:55

      Twoje powiedzonko: Kto Alutce zabroni? – jest rewelacyjne. Czesto go uzywam, powołując się nz Twój copyright. Pa.

      Reply
      • ~Iza 18 stycznia 2014 at 14:35

        Ale mnie zaskoczyłaś swoją znajomością angielskiego; tego „copyright” nie znałam, musiałam sprawdzić w słowniku, BO ze swoich praw autorskich nigdy nie korzystałam. „Tyle mojej winy”- cytuję Autorkę bloga. Pa. Iza.

        Reply
  • ~Bluebell 18 stycznia 2014 at 17:43

    Pani Marto, co do piękna języka, słów, to właśnie wysłuchałam i obejrzałam spotkanie Z Amosem Ozem i jego córką, Fanią, dotyczące ich wspólnej książki o słowach, o potędze słowa. Hebrajskie słowo „dewar”, czyli „słowo”, oznacza nie tylko słowo, ale i rzecz, przedmiot, które są zawarte w słowie „słowo”; Amos Oz bierze do ręki kubek i mówi : „to też jest słowo”. Mam nadzieję, że książka zawita i do Polski.

    Reply
    • ~Marta 19 stycznia 2014 at 10:42

      Amos Oz to oczywiście ten pisarz, z którym trzymam.

      Reply
  • ~Zespół Gdańsk 18 stycznia 2014 at 18:11

    Uwielbiam taki sposób pisania, z duszą, mądrością, wrażliwością.
    Ogromny szacunek i podziw dla Pani.
    Na pewno będę tutaj wracał.
    Pozdrawiam serdecznie

    Reply
  • ~Ciaprok 19 stycznia 2014 at 02:48

    Powieścią Joanny Bator zachwyca się moja pani profesor z Teorii dzieła literackiego. Podejrzewam, że jak Panią, Pani Marto, zniewala ją kunszt językowy pisarki. Nie czytałam żadnej powieści Joanny Bator, więc na temat jej kunsztu językowego zdania nie mam, irytuje mnie natomiast nieustanny ten zachwyt pani profesor, bo wyrażając go, zmusza ona nas – studentów – do przeczytania tej właśnie, nie innej, powieści. Nie dam się zmusić. Poczekam, aż przyjdzie mi ochota, by przeczytać „Ciemno, prawie noc”. Poczekam na chęć, a wtedy, kto wie, może i ja zachwycę się kunsztem językowym autorki?
    Póki co, zachwycam się widzianym wczoraj w opolskim teatrze spektaklem, będącym adaptacją opowiadania Osieckiej pt. „Biała bluzka”. Występowała Krystyna Janda. 🙂

    Reply
    • ~Marta 19 stycznia 2014 at 10:41

      Ciaproczku, jak miło Cię usłyszeć. Czytanie bywa wolnością, na szczęście. Białą bluzkę widziałam dawno temu, Jandą zachwycam się od 40 ponad lat. Od pierwszego jej filmu. Bardzo chcialam być tak odważna i niezależna, jak dziewczyna, którą grała w Czlowieku z marmuru.

      Reply
  • ~Krystyna 19 stycznia 2014 at 12:55

    Przyznam szczerze, że żadnej powieści J. Bator nie przeczytałam do końca. Bo mnie nudziły. Jakoś nie mogę wejść, w jej literackie światy. Widać – one, nie dla mnie. Za to przeczytałam, ostatnio, najnowszą książkę, zbiór opowiadań – Kuczoka ” Obscenariusz „. Uśmiałam się i świetnie bawiłam. Język sprośny, pełen pikantnych kawałków. Polecam tym, których nie gorszą, brzydkie wyrazy, i … !? Pozdrawiam, K.

    Reply
    • ~Iza 19 stycznia 2014 at 16:12

      O jejusiu! To jak ja mam wejść w „literackie światy” Joanny Bator ze świata artykułów i paragrafów, którymi- „nie chcem a le muszem”- karmię się ostatnimi laty; w ostatnim miesiącu „ino” taką „literaturą się karmię… Ale, również dobre jedzenie spożywam- równowaga musi być- więc baaardzo ucieszyłam się z poglądów Danielka. Pozdrawiam, Iza.
      Ps. Kurczoka nie muszę czytać, bo będąc budowlańcem dopiero teraz używam- w myślach używam- słów, których moi koledzy po fachu używali na każdą trudność w pracy.

      Reply
  • ~Renata W. 19 stycznia 2014 at 16:15

    Stoją u mnie na półce 3 powieści Joanny Bator, które stanowią całość. Za chwilę je zacznę. Skończyłam pasjonującą, choć trudną lekturę „Wielka trwoga. Polska 1944-1947”. Chyba nikt do tej pory nie zgromadził takiego kompendium wiedzy o tamtych strasznych czasach narodowej histerii w jednej pracy. Polecam, pod warunkiem zainteresowania tematem. Lada moment skończę „Wieczny Grunwald” Twardocha. Dziwna. Potem już Bator.
    „Drugi dziennik” Jerzego Pilcha mam za sobą. Trudny, choć pilchowsko zajeb…. (przepraszam !). Wybieram się na film „Pod Mocnym Aniołem”, choć trochę się boję czy zniosę realizm przesłania. Byłam wczoraj na „Nimfomance” – świetny film. Dwie godziny przeszły nie wiadomo kiedy. Każde uzależnienie to ciężar ogromny a seksoholizm chyba z nich najokrutniejszy, bo podszywa się pod miłość a jest jej przeciwieństwem. Jak rzadko kiedy, sala kinowa była pełna.
    Nigdy nie zapomnę Krystyny Jandy w „Białej bluzce”, „Shirley Valentein” (?) i „Kobiecie zawiedzionej” – obejrzanych przed laty w Teatrze Rozrywki w Chorzowie.
    Tak jak Wy, Koleżanki czekam na nową książkę Marty. Dotychczasowe stoją u mnie na półce.
    Pozdrawiam – Rena

    Reply
    • ~Iza 19 stycznia 2014 at 17:21

      Pilch jest zajeb… A pamiętasz tę Gęsiareczkę z filmu, którego tytułu nie pamietam, ale czytałam jego dziennik i chyba motywy z filmu tam były i film, co wspomniany wyżej, drugi raz obejrzałam. I dopiero wtedy się uśmiałam rzetelnie, bo za pierwszym razem oglądałam z moim ówczesnym mężem, w telewizji naszej niekomercyjnej. Musiałam wyjść, gdy było to najważniejsze, bo potem nie wiedziałam dlaczego, po obejrzeniu filmu, nazywał mnie „gęsiareczką”.Pa, Iza.

      Reply
      • ~Iza 20 stycznia 2014 at 17:04

        Odpowiadam sobie. A kto Alutce zabroni? Wynalazłam w Google ten film: Spis cudzołożnic. Po aktorkach szukałam, które zapamiętałam: Edyta Olszówka i Stanisława Celińska i jak radość: one obie grały Izę- gęsiareczkę… Pa, Iza.

        Reply
        • ~Iza 22 stycznia 2014 at 19:03

          Odpowiadam Renacie W. Wczoraj „wybrałam się do kina”, na zwiastuny filmu pt. „Pod mocnym aniołem”, które są na You Tube bom zjęta moim „mocnym aniołem” co mnie wezwał znienacka na rozprawę co ma być jutro. Wczoraj chciałam oderwać się od rzeczywistości i tego innego mocnego anioła chciałam sobie pooglądać. I dobrze się stało, bo „pomyślałam troszeczkę”- Marta zna autora tego co w cudzysłowie; to moje dziecko, co zakazało mi donosić na siebie na blogu Pani Marty- i o jak mi dobrze, że mam inne problemy niż te filmowe, których nie kumam. Paragrafów też jakby nie kumam, tak do końca nie kumam, ale to jest „insza inszość”. Matki, żony i kochanki! Dzisiaj, po raz trzeci przeczytałam Konstytucję i zrobiłam dwie strony wypisów. Jutro idę z nimi do sądu, co mnie… Pa, Iza.
          Ps. Ale, jak pozałatwiam te moje liczne sprawy sądowe, to niewykluczone, że „upiję się jak Słowianka”- cytat pochodzi z książki Marii Ginter pt. Z wiatrem pod wiatr. To ta książka, z której cytaty robiłam własnym „piórem”. Tak mnie wczoraj Pilch zainspirował.

          Reply
      • ~Bluebell 25 stycznia 2014 at 14:13

        Izo, a czy czytałaś już „Autoportret z Lisiczką” ? Zdaje mi się, iż to o TYM SŁOWIE pisze pani Marta, iż pragnie, aby ono zniknęło z użycia ………

        Reply
        • ~Iza 25 stycznia 2014 at 15:46

          To jest przymiotnik wyrażający najwyższy zachwyt i „ino” w takim kontekście używam; używam w myślach, nie wypowiadam słowa bom tak wychowana, nawet nie piszę z tego samego powodu. Ale, tego przymiotnika wolno używać hrabiance- ich kodeks nie zakazuje- więc kto Alutce zabroni? Pa, Iza.

          Reply
          • ~Bluebell 26 stycznia 2014 at 15:43

            Izo, tak, ja wiem, jest totalna wolność we wszystkim PRAWIE. Zasady tej wolności ustalają media, rzecz jasna, a ludzie przyjmują, chyba już w większości bezkrytycznie. To zresztą już wcale nie są moje uwagi w stronę TEGO SŁOWA, bo są, niestety, inne sprawy, które dostąpiły zaszczytu totalnego, obezwładniającego poczucia swobody, bo swoboda jest wskazana.

      • Marta 27 stycznia 2014 at 12:49

        Na pewno jest taki ten Pilch, Izo. Nie używam kilku powszechnie uzywanych slow, niekoniecznie tzw. brzydkich. Z* jest w moim odczuciu bardzo wulgarne, choć powszechnie uzywane nie tylko przez młodych. Oczywiście Alutce nikt nie zabroni, hehhe. Nie używam jeszcze „generalnie” oraz „spektakularnie”. I chyba jeszcze nie naduzywam przymiotnika „seksowny”. Bo teraz seksowne jest wszystko albo przynajmniej być powinno, więc się buntuję, hehhe.

        Reply
        • ~Iza 27 stycznia 2014 at 23:02

          Dzięki Ci Marto, że uratowałaś mnie przed odpowiedzią na wpis, który mnie… Zajęta byłam innym pisaniem, do Wysokiego Sądu pisałam i „oblizuję się na swoje słowa” -to co w cytacie pochodzi od Dostojewskiego. Ale, jak „pomyślałam troszeczkę” to ja być może problemu nie kumam i tak mi jest troszeczkę głupio, że film „Pod mocnym aniołem” tak znienacka źle oceniłam oglądając tylko zwiastuny. Pilcha uwielbiam, za tę Izę- gesiareczkę najbarbardziej, ale za dziennik też. Jestem urobiona jak górnik na przodku, bo dzisiaj „klawiaturą” pracowałam i wypracowałam jedno pismo sądowe, ale… fajne. Pa, Iza.

          Reply
          • ~Bluebell 28 stycznia 2014 at 16:22

            Izo, nie licz na to. iż ktoś Cię uratuje przed czymkolwiek. Sama musisz się ratować!!!

    • ~Krystyna 20 stycznia 2014 at 10:54

      Film Smarzowskiego ” Pod … ” , mam już za sobą. Wczoraj byliśmy w kinie – tłumy, przed i po naszym seansie. Nie wiem, czy można go oceniać, w kategorii, podoba się, czy nie podoba? Jest cholernie realistyczny i bardzo mocny. Świetna gra, każdego z aktorów, ale Więckiewicz – ” pozamiatał ” wszystkich. Koniec filmu, najmocniejszy, bo problem nie został rozwiązany. I bardzo dobrze, że tak się stało! Optymizm – byłby, nie na miejscu. Polecam, bo warto go obejrzeć. Zarzutów, w dotychczasowych opiniach o filmie, że reżyser się powiela, nie podzielam. K.

      Reply
  • ~Małgorzata 20 stycznia 2014 at 22:44

    Bardzo się zmartwiłam, że mnie taki dowcip nie śmieszy. Obcesowość starszych lekarzy (a czasem konowałów) bywa równie irytująca, jak namolność wysiadujących poczekalnie babowinek. Dla równowagi więc się nie zaśmieję.
    Ukłony

    Reply
    • ~Iza 1 lutego 2014 at 20:59

      Lekarz w średnim wieku powiedział tak: jak przychodzę do pracy i widzę te baby na grzędzie to liczę sztuki. A potem, po przyjęciu 20. wypisuję recepty na wszystko co chcą, bo już mi jest wszystko jedno. Znaczy, że doktor też może mieć „chwatit”. Uważam, że za nieuzasadnioną wizytę u lekarza pierwszego kontaktu powinno się płacić. Taki postulat do NFZ mi się napisał znienacka. Pozdrawiam, Iza.

      Reply
  • ~Renata W. 24 stycznia 2014 at 16:27

    Joanna Bator. Jestem pod wrażeniem. Kończę „Piaskową Górę” – narracja wartka jak rwący strumień, co za styl ! Jakie bogactwo słowa. Mnogość szczegółów i postaci. Panorama Wałbrzycha zaraz po zakończeniu wojny i przez cały PRL – wszystko brzydkie, prymitywne, prostackie, zacofane, jednak okraszone dowcipem, ironią i niebywałą spostrzegawczością. Lektura znakomita.
    Marta, mój zachwyt dla kunsztu słowa Joanny Bator nie zmalał także do ostatniej strony. Szykuję się na następny tom.
    Na „Pod Mocnym…” idę w przyszłym tygodniu. Rena.

    Reply
    • Marta 27 stycznia 2014 at 12:45

      To i ja się wezmę za Piaskową górę. Ale na razie się zapatrzyłam w filmy, by odpocząc od literek. Pappap.

      Reply
  • ~Marta 24 stycznia 2014 at 20:22

    POZDRAWIAM z mroznej wsi, wracam w niedzielę, bo katar mi daje w kosc. Dziekuje, ze tutaj zagladacie, drogie Panie. Pisze na tablecie, coz za meka, ale sie naucze.

    Reply
  • Napisz swoją opinię

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.