Inne

Ani trochę letnie lektury

Zapewniam, że czytam wszystkie komentarze. Dziękuję za nie.
Przy okazji dodam, że łatwo rozszyfrować, kiedy ta sama osoba zamieszcza uwagi pod różnymi loginami i adresami mejlowymi. Dlaczego zmienia loginy, też się domyślam. Nie trzeba wielkiej wiedzy komputerowej, by na to wpaść.
Nie zawsze odpowiadam na komentarze, bo mam wątpliwości, czy powinnam się wdawać w rozmowę, czy też moje zapiski mogłyby stanowić jedynie inspirację dla Czytelników, niechże oni między sobą dzielą się refleksjami.
Niezmiennie mnie cieszy to, że mam Czytelników.
Gdyby było inaczej, jakiż sens miałoby moje pisanie? Dla siebie? Tak, to „wyczyniam” regularnie od 1984 roku, w prywatnym dzienniku.

Ale nie o tym dzisiaj miałam pisać, lecz o lekturach, które rzucają mną o mur.
Odkryłam dla siebie (!) Imre Kertesza. Przeczytałam „Kadysz za nienarodzone dziecko” i zgadzam się, choćby Kertesz był autorem tylko tej opowieści, zasługuje na Nobla.
„Kiedy piszę, powtarzam własne życie i prawdopodobnie powoduje mną skryte pragnienie, żebym i ja się dowiedział, co to znaczy mieć nadzieję”, mówi Kertesz. Dlaczego ten fragment zacytowałam, choć przecież „kadysz” nie jest li tylko autotematyczną opowieścią o pisaniu, lecz głęboką i okrutną w swoim przesłaniu historią, opowiadaną przez dojrzałego mężczyznę, który żyje wspomnieniem Oświęcimia. Opisany jest nie sam Holocaust, ale jego długofalowe skutki dla psychiki ocalałego. Małżeństwo narratora się rozpadło, bo nie zgodził się na dziecko (napisałam to zdanie i widzę, jak spłycam problem). Dodam więc tylko, że to także opowieść o więzieniu (więzienie posiadania domu i więzienie nieposiadania go), najbardziej oryginalna rzecz o Holocauście, jaką czytałam. Narrator mówi: „Auschwitz jawiło mi się pod postacią ojca, tak, słowa ojciec i Auschwitz brzmią we mnie tym samym echem”. I to zdanie jest początkiem długiego wywodu, który doprowadza do dreszczy.

Lektura żyje, kiedy czytelnik ją wypełnia swoimi konkretyzacjami. Ilu czytelników, tyle wersji tej samej opowieści. Zapewne dlatego wybrałam też cytat o pisaniu, a także zapamiętałam porównanie „moje pióro jest moją łopatą”. O swoim pisaniu zwykłam mówić, że kopię w słowach, jak górnik w węglu, i układam je w stosik zdań, akapitów, rozdziałów. Gdybym chciała coś sensownego powiedzieć o „kadyszu”, powinnam zapisać kilka stron. Tutaj jedynie sygnalizuję: tak, „kadysz” rzucił mną o mur.

Sięgnęłam też po „Dziennik galernika” tegoż autora. Gęsto w moim egzemplarzu od notatek na marginesie. To rzecz do trawienia na kilka miesięcy. Np. pod wpływem lektury powróciłam do tego, co mnie gnębi od lat: dlaczego nie rozumiem Kaina. Dlaczego Bóg frymarczy jego duszą? Już bliższy mi jest Hiob (Blubell, pamiętasz naszą rozmowę?). „Są pytania, na które nie sposób udzielić odpowiedzi, ale też nie sposób ich nie stawiać” pisze Kertesz. No, właśnie, właśnie.

Przeczytałam również Michaela Cunninghama „Nim zapadnie noc”. Do tej pory znałam tylko „Godziny” tegoż autora (widziałam też świetny film z Meryl Streep i Nicole Kidmann). To rzecz o poszukiwaniu piękna w ludziach, nie tylko w sztuce. Także o pokrętności naszej natury, o skrywanych pragnieniach, lękach. Może świat nie jest taki, jak nam się wydaje, nie jest naszym wyobrażeniem lecz naszym koszmarem? Historia opowiedziana w powieści była dla mnie przewidywalna, ale nie tylko o fabułę w książce chodzi. I znów przypominam sobie Kertesza: „Pisarzem czyni człowieka nie talent, tylko to, że nie akceptuje on języka i gotowych pojęć” Cunningham jest rzeczywiście ciekawym amerykańskim pisarzem, ma dar prowadzenia wiwisekcji ludzkich dusz.

To nie są lektury na plażę, ale może lektury pod drzewko oliwkowe lub pod jabłonkę, czemu nie.

Wróciłam z jurajskiej wsi, ale jadę dalej, tym razem pozwolę, by „resetował” mnie szum morza.

Zabieram ze sobą „Złodziei koni” Remka Grzeli. Czytałam tę powieść w maszynopisie, na różnym etapie jej powstawania. Wierzyłam w nią od początku i cieszę się, że została wydana po kilku latach oczekiwań. Jeszcze bardziej raduje mnie to, że ma same dobre recenzje. Bardzo dobre recenzje! I choć cenię Remka jako autora książek z literatury faktu ( rewelacyjna „Było, więc minęło”, świetne wywiady-rozmowy w „Wolnych”, „Rozum spokorniał” „Hotel Europa”) i dramaturga, to widzę też jego rozmach, kiedy pisze powieść. Nieustająco lubię „Bądź moim bogiem” i myślę, że głębiej poczuję bohaterów „Złodziei koni” po powtórnej lekturze, bo inaczej się czyta, kiedy książka ma okładkę, w dodatku twardą. Na pewno więc docenię kreację nie tylko Belmonda, ale innych mężczyzn w powieści, bo to rzecz o trzech pokoleniach mężczyzn. Takiej jeszcze nie było.

in / 2229 Views

12 komentarzy

  • ~Bluebell 8 lipca 2014 at 15:59

    Pani Marto, dziękuję za podzielenie się Pani lekturami; zawsze znajdę coś dla siebie wśród pozycji wymienionych przez Panią.
    Wczoraj zaczęłam czytać „Marysiu, jak myślisz?” M. Gretkowskiej i cieszę się, że taka świetna kobieta napisała taką świetną książkę.
    Czy to wspaniała sprawa, że tak dzielimy się książkami z panią, pani Marto?
    Dzisiaj mija 108 lat od narodzin mojej Babci, Elżbiety; gdy zmarła miała 89 lat, a ja nie wiedząc, że tej nocy umiera słuchałam akurat nagrania koncertu Z kopalni soli w Wieliczce, z muzyką Zbigniewa Preisnera. Przepraszam, jeśli tą wzmianką nadużyłam gościnności.
    I, pani Marto, wysłałam na prywatny mail listy do Pani.

    Reply
  • ~Bluebell 8 lipca 2014 at 16:00

    Aha, pomyłka drobna, ma być; „czy to NIE wspaniała sprawa […]

    Reply
  • ~Ciaprok 8 lipca 2014 at 17:37

    Pani Marto
    powinnam siedzieć przed komputerem, by pisać pracę, tymczasem, kiedy usiądę, natychmiast zaczynam zastanawiać się, co zrobić, żeby przestać siedzieć… Zamiast dwóch wierszy dziennie, każdego dnia analizuję i interpretuję tylko jeden, przez co wydaje mi się, że jestem z tą pracą „do tyłu”, wpadam w panikę, że do września nie zdążę, że tempo żółwie. I pretensje, że dlaczego nie umiem mieć „ołowiu w tyłku”?
    W związku z powyższym pytanie: jak zdobyć „ołów w tyłku”? Czy jest na „ołów” jakiś przepis?
    Ola

    Ps. Przy okazji dodam, iż to smutne, „kiedy ta sama osoba zamieszcza uwagi pod różnymi loginami i adresami mailowymi”. Szczególnie, gdy uwagi te wydają się być niczym nieuzasadnionym atakiem na Panią i gdy pisze je osoba, której komentarze niegdyś czytało się (przynajmniej mnie) z prawdziwą przyjemnością. 🙁 Pozdrawiam.

    Reply
    • ~Iza 9 lipca 2014 at 22:45

      Dalszych „przyjemności” nie będzie w postaci moich komentarzy, ale ponieważ w tym wcieleniu jestem matką, która ma przerobine na własnym organiźmie prace magisterskie dwóch synów a wcześniej swoją własną oraz przyszłego męża podaję przepis: jak nie idzie to odpuść sobie na dzisiaj; leć pobiegać albo zresetuj się inaczej. Ja jestem spod znaku ognia a moi synowie to ogień i wiatr, czyli po tych samych pieniądzach. Nie o tym miałam… Aha! Pani się nie przejmuje terminem jak mój syn się przejmował i złożył pracę w terminie a potem się dowiedział, że obrona będzie jak reszta złoży prace magisterskie. Nie wiem jak „reszta” sobie załatwiła przedłużenie terminu ale jeśli Pani jest studentką to można się dowiedzieć od innych studentów. Pozdrawiam serdecznie. Iza
      Ps. Zagadka nie była trudna, wszak Marta zna wszystkie moje adresy internetowe oraz mnie też zna bo przez 3. lata pisałyśmy do siebie prawie codziennie.

      Reply
      • ~Krystyna 10 lipca 2014 at 10:40

        No i gitara! – kto Alutce zabroni 😉 Nie zawsze musi być przyjemnie, ale wystarczyłoby, żeby nie było smutno i przykro 🙂
        Pozdrawiam, również serdecznie, Krystyna

        Reply
        • ~Iza 12 lipca 2014 at 16:54

          Smutno się zrobiło na tym blogu, ale to nie moja wina. Krystyno, rozumiem Twoje emocje, bo ja zakończyłam trudny remont w 2. tyg., ale ja jestem budowlańcem. Z tego co mi pisałaś w e- mailach nie powinnaś mieć trudności, wszak Twój remont nie był trudniejszy od tego mojego. Aha, nie wchodzę w żadne akcje, w te „trzy dobroci każdego dnia” też nie wchodzę, bo mam duszę Japończyka, który jak może zrobić coś dobrego to robi i nie czeka na pochwały tu na Ziemi, bo wierzy, że w następnym wcieleniu… I ja wierzę, że w następnym wcieleniu spotkam cudnego gacha, co będzie mnie kochał bezwarunkowo, bo w tym wcieleniu spotkałam ino takiego co dał dobre geny moim synom. I dobrze, że te geny im dał, bo z takimi przystojnymi i inteligentnymi umiem gadać. A oni ze mną też. Trzymaj się Krycha! Budowlańcy fajni są, ino trzeba umieć z nimi gadać. Życzę Ci abyś wreszcie się dogadała, bo ja będąc „budowlanką” po 1. tyg. miałam „chwatit”- na tyle się umówiłam- a potem była piękna pogoda i prośba szefa ekipy: mamy budowę na zewnątrz, wytrzyma pani naszą nieobecność? Wytrzymałam, a oni potem tak się postarali, że nie da się tego opisać. Krystyno, trzymam kciuki za Twój remont. Dasz radę, ino popatrz na tych budowlańców życzliwym okiem, bo mają bardzo ciężką pracę i nie tylko remont Twojego mieszkania. Aby opłacić ZUS pracowników szef musi mieć dużo robót i te roboty organizuje. Pogadaj z szefem ekipy jak człowiek z człowiekiem. Pa, Iza.

          Reply
  • ~Krystyna 8 lipca 2014 at 19:22

    A ja, tak może nie na temat. – chociaż nie do końca, bo wspomniałaś, Marto, o Remku Grzeli. Co się z nim dzieje? – bo na blogu, nie ma już go, od ponad miesiąca. Ostatni wpis ” Julia Hartwig w Alei Gwiazd Literatury „, dał 01. 06. Przez moment blok był też niedostępny. Czy coś wiesz i możesz … ?

    Reply
  • ~Marta 8 lipca 2014 at 22:58

    Krysiu, Remek pracuje nad biograficzną opowieścią i to będzie jego kolejny hit. Ma termin do konca lipca. Jesli bloga nie bylo, to znaczy, ze zapomnial opłacić, bo to jego prywatna strona. Ja piszę bloga tutaj, choć tez moglabym na swojej prywatnej ( https://www.martafox.pl). Ciaproczku, jestęs moją inspiracją, postaram się napisać o ołowiu w tyłku. Blubell, odnalazłam list w podróznym laptopie, odpowiedziałam dzisiaj. Nie znam ksiazki Gretkowskiej „Marysiu, jak myślisz”, zaraz poszukam, co to takiego. Poprzednie czytałam. Serdecznie pozdrawiam.

    Reply
  • ~Rena W. 10 lipca 2014 at 12:30

    Marta, sprawdziłam. Wszystkie czytane przez Ciebie książki są dostępne w BŚl. – więc je przeczytam. Jestem wdzięczna za wskazówki co warto, tyle jest pozycji na rynku, że można się zgubić.
    Bluebell też dziękuję za podpowiedź, czytam Gretkowską.
    Jeśli lubicie piękny styl, frapującą fabułę i skandynawskie klimaty polecam powieści szwedzkiej pisarki Majgull Axelsson (np. Kwietniowa czarownica, Dom Augusty, Ta, którą nigdy nie byłam). Sięgnęłam po twórczość pisarki o wielkiej wrażliwości społecznej też z podpowiedzi. Śledzę wypowiedzi ludzi, którzy są dla mnie autorytetem i czytam, co polecają. Tym razem posłuchałam rekomendacji prof. Moniki Płatek i nie żałuję.
    Po raz pierwszy przeżyłam silny niedosyt z powodu niedokończonej powieści, którą 4 stycznia 1960 r. znaleziono w torbie podróżnej tragicznie zmarłego Alberta Camusa. „Pierwszego człowieka” polecił mi emerytowany nauczyciel, gdy zwierzyłam mu się z trudności, jakie napotykam w poszukiwaniu śladów po moich przodkach. Książkę, której pierwsze wydanie ukazało się w Polsce w 1994 r. opracowała do druku córka pisarza. Czytałam zafascynowana, tym bardziej, że znalazłam tam odniesienia do swoich przeżyć związanych z rodzinnymi poszukiwaniami, jak choćby ten fragment :
    ” Pamięć ubogich jest zresztą gorsza niż bogatych, mniej ma punktów odniesienia w przestrzeni, ponieważ biedni rzadko opuszczają miejsce zamieszkania, mniej też takich punktów w czasie jednostajnego i szarego życia. Istnieje oczywiście pamięć serca, o której mówi się, że jest najpewniejsza, ale serce zużywa się w ciężkiej pracy, zapomina szybciej, wciąż przytłoczone zmęczeniem. Czas utracony odnajdują tylko bogaci. (s. 56)
    Byłam zasmucona i mocno rozżalona, że Camus, pisarz humanista i piękny człowiek , zginął tak prozaicznie, że nie dokończył tej książki i już nigdy nie napisze NIC. Teraz sięgam po jego biografię pióra Oliviera Todda, odświeżę sobie także lekturę ” Dżumy” i „Upadku”.
    Myślę, że blog świetnej pisarki jest dobrym miejscem na polecanie sobie dobrej literatury. Marta ma tę cechę (niezbyt powszechną śród pisarzy), że umie się publicznie zachwycić twórczością innych. Pamiętam, jak pięknie mówiła w BŚl. o swoich refleksjach po lekturze powieści izraelskiej autorki Zeruyi Shalev, w jej obecności. Widać było wzruszenie izraelskiego gościa.
    Pozdrawiam , życzę słonecznego weekendu – Rena

    Reply
    • ~Bluebell 11 lipca 2014 at 12:07

      Reno, myślałam o Twoich słowach tyczących „prozaiczności śmierci”, myślałam o śmierciach różnych osób, które znałam, o tych bardziej mi bliskich, bardzo bliskich, i tych, z którymi dzielił mnie dystans, rezerwa różnego rodzaju. Wiesz, Reno, szukałam puenty w powiązaniu z moją z nimi znajomością, relacjami; osoby te były przecież w różnym wieku, niektóre bardzo młode. Widzę, że chyba każda śmierć ma w sobie i sporą dawkę prozy i tragedii. Tak jak i życie.

      Reply
      • ~Rena W. 12 lipca 2014 at 15:31

        Wczoraj spisałam z nagrywarki telewizyjnej piękny wiersz Urszuli Kozioł, który deklamowała sama poetka. Oto on (wybacz, że na pewno układ nie napisany poprawnie) :

        „Przelotem”

        Góry dymią chmurami, morze chmur pod stopami.
        Czym się stanę, czym będę gdy pod ziemią zasiędę ?

        Będę dymem i cieniem, będę trawy korzeniem.
        I imieniem bez brzmienia.
        I wargami kamienia.
        Rozdzielę się ze sobą, już nie będę osobą.
        A me imię bez brzmienia zmielą wargi kamienia.

        Tak jakoś ten piękny wiersz przyszedł mi na myśl po Twojej wypowiedzi. Pozdrawiam – Rena

        Reply
        • ~Bluebell 14 lipca 2014 at 11:19

          Reno, dziękuję! Żeby była namiastka puenty, to dodam, że pani Urszula Kozioł mieszka w tym samym bloku co i ja; trzy bramy dalej. Zamieniamy co jakiś czas parę słów.

          Reply

    Skomentuj ~Bluebell Anuluj pisanie odpowiedzi

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.