Codziennik

Przegapiłam urodziny bloga, a tymczasem

Pisanie bloga rozpoczęłam 7 lutego 2007 roku.
Rok 2014 jest 7. rokiem pisania.
Czy tak?
Dopytuję, bo ostatnio mylę się w najprostszych obliczeniach.
Na finale 21. edycji ogólnopolskiego konkursu literackiego Krajobrazy Słowa, organizowanego przez bibliotekę w Kędzierzynie-Koźlu, wręczałam po raz 19 nagrody (od tylu lat jestem jurorką, od kilku lat także przewodniczącą jury).
Podsumowywałam 21 edycji w liczbach:
liczba uczestników: 3800
ilość nadesłanych prac: 17441
poezja: 15642
proza: 1799
liczba jurorów: 9
Pokusiłam się o jeszcze jedną liczbę: paczka z nadesłanymi pracami ważyła przeciętnie 10 kg, więc w ciągu 21 edycji nadesłano 2100 kg, czyli ponad dwie tony, powiedziałam. I wszyscy z uznaniem pokiwali głowami. Dopiero na bankiecie podszedł do mnie starszy pan i zasugerował, że według jego obliczeń, to kilogramów było nieco mniej.

W tym roku przegapiłam urodziny bloga.
Od czasu do czasu napadają mnie wisielcze myśli: Po co i komu to moje pisanie. Czy potrzebne? Czy przekazuję coś ciekawego? Może kiedyś, ale teraz bardziej ważę słowa i tematy. Zostawiam dużo dla siebie, by wykorzystać ewentualnie w powieści. Czasem chciałabym napisać coś osobistego i poskramiam się, bo wyznaczam sobie granice ukazywania prywatności. Im bardziej Internet jest „obnażony”, tym bardziej mam ochotę się zakutać, omotać. Bo Internet ma moc i ona rośnie, i rośnie.

Firma Pingdom zebrała dane z różnych źródeł i przygotowała liczbowe zestawienie pokazujące, jak „żył” Internet w 2010 roku. Zapewne są świeższe dane, ale nie zoczyłam ich.
W 2010 roku było 152 miliony blogów. Rocznie na Facebooku zamieszczonych jest 36 mld zdjęć. W portalu Onet, w dziale kultura, jest 500 699 blogów. Czy dobrze widzę? Czyli mój jest jednym z nich. Jak do niego trafić, skoro nie czynię promocyjnych posunięć?

A tymczasem.

Czasem jakiś list dodaje mi energii. Na przykład ten:

„Dzień dobry, Szanowna Pani Marto. Od dwóch lat zabieram się za pisanie do Pani wiadomości, choć nie powiem, że brakowało mi dotychczas odwagi, jak Pani o sobie pisała w „Autoportrecie…”, ale może trochę jednak tak, skoro aż tyle czasu musiałam poczekać, zanim dzisiejszego deszczowego dnia po prostu otworzyłam okienko wiadomości. Nazywam się Jana Karpienko, pochodzę z Zachodniej Syberii, mam 24 lata, a w Polsce mieszkam od 3 lat, i chcę tylko Pani podziękować z całego serca… Uczyłam się języka polskiego m.in. na Pani tekstach (mówię tekstach, a nie książkach, bo przestudiowałam całego bloga jak jeździłam do swego Tomska, do rodziców na wakacje i tęskniłam za Polską, za językiem. Zachwyca mnie Pani osobowość, podejście do Życia. Wszystko! I tak sobie myślę, że jest Pani moim przykładem Kobiety z dużej litery, inteligentnego człowieka i Autora.”
/…/
„Bo po przeczytaniu opowiadań „Kapelusz zawsze zdejmuję ostatni” byłam pod takim wrażeniem, że chciało mi się więcej! Więcej tego stylu, tej wrażliwości, tych „okularów” przez które mogę popatrzeć jeszcze na coś i jeszcze na coś, a kto to napisał, a co napisał oprócz tego, pokażcie mi, dajcie mi, opowiedzcie mi!… Byłam jak dziecko!”
„Każdy znajduje w Pani twórczości coś swojego, a ja…. A ja widzę w Pani pewnego rodzaju „przewodnika” – wie Pani, można nauczyć się języka obcego (i poradziłam sobie z tym w niecałe dwa lata po przeprowadzeniu się do Wrocławia, wcześniej nie mówiłam nic a nic), ale nie można tak samo łatwo „nauczyć się” kultury…. Literatury, kontekstu, kuchni, filmów, smaków, poznanie których niezbędne jest, aby nie czuć się obcym. I w moim przypadku, jak się poznaje kogoś (nawet tak wirtualnie), kto może stać się takim przewodnikiem po nieskończonym świecie kultury (a później – szerzej – życia!), któremu w jakiś sposób od razu ufam w wyborze tych dzieł i zjawisk i osobowości, to oddaję się i płynę za nim w tym oceanie, a On – przewodnik – wskazuje mi na to, na co warto zwrócić uwagę, i na niebezpieczeństwa również – popłynęłam za Panią z radością.”

Dziękuję pani, Jano.

Oczywiście odpisałam na ten list. Jakże by inaczej. Przecież to miód na moje serce. Każdy pisarz jest próżny, ja też.
Syberia. Kołatało mi cały dzień po głowie. Niestety, nic nie wiem o Syberii i wyobrażam ją sobie wedle polskich romantycznych i martyrologicznych przekazów. Tajga, śnieg, łagry, cierpienie, mróz.

Jana pisze:

„O Syberii mogę mówić długo i z poświęceniem się, bo ją lubię, na pytanie skąd pochodzę odpowiadam najpierw „z Syberii”, a nie „z Rosji”, bo to wielka różnica. Przyjechałam do Wrocławia w październiku 2010 najpierw na 9 miesięcy w ramach programu podwójnego dyplomu (studia magisterskie, filologia rosyjska), i miałam wrócić na stałe do Tomska. Ale w ciągu tego czasu całe życie jakby się przeniosło do Polski, więc zostałam tu i na drugi rok tych studiów, a teraz już kończę drugi rok doktoratu. Teraz z Syberią mnie łączy tylko mój charakter i rodzina. I zapewnione wakacje w naszych tajgach, w obwodzie Tomskim, gdzie są największe bagna na świecie, „płuca” planety, a jednocześnie jest to miasto (tak samo jak Wrocław) studenckie, naukowe, żywe kulturowo. Ale odległe. Do najbliższego większego miasta – Nowosybirska – około5 godzin drogi. Bliżej nie ma nic dużego. Wsi, tajga i bagna. W Tomsku wcześniej zaczęłam pracować, pracowałam jako dziennikarz w telewizji przez 4 lata, korespondent (i nawet nie w samym Tomsku, tylko w przedmieściu o nazwie Sewersk, jest to miasto zamknięte z czasów zimnej wojny i stanowi pewnie większą ciekawostkę, niż cokolwiek innego w Rosji). A tu we Wrocławiu pracuję jako lektor języka rosyjskiego i jako tłumacz. Ostatnio zaczęłam rysować grafiki, i za trzy tygodnie odbędzie się pierwsza w moim życiu wystawa – zapraszam serdecznie!”.
Można się nauczyć języka w ciągu dwóch lat? I pisać tak bogato, jak Jana? Uczyć się na moich książkach i blogu?

O, matko, matko.
Toż ja się zabieram do pisania, bo może jeszcze kto taki się w moim życiu zdarzy.

in / 3284 Views

19 komentarzy

  • ~Krystyna 7 kwietnia 2014 at 16:10

    A Ty, Marto!? – miałaś jakieś wątpliwości? Pisz, pisz – nawet wtedy, gdyby Jana była, jedynym, żywym dowodem, Twojej – twórczej egzystencji. Życzę Ci, żebyś już nigdy nie wątpiła w sens pisania.
    Miłego popołudnia, K.

    Reply
    • Marta 10 kwietnia 2014 at 20:08

      Krystynko, jestem jedną wielką wątpliwością. Naprawdę. I to nie tylko pisania dotyczy. Może dzięki watpliwościom rodzą się we mnie tematy. Serdeczności.

      Reply
  • ~Bluebell 7 kwietnia 2014 at 17:22

    Pani Marto, tak, jest potrzebny pani blog; ja na pani wpisy czekam. Z prywatnej korespondencji umiem na pamięć pewien pani list, aczkolwiek nie zgadzam się ze wszystkim w nim; ale może napisze o tym też na pani osobista skrzynkę. To znaczy, bardzo dobrze byłoby, gdyby miała pani rację w pewnej sprawie, ale dla mnie jakos to nie działa, a może i działa. A może u pani zadziałała pewna zasada, a u mnie nie. Napiszę o tym do pani.

    Reply
    • Marta 10 kwietnia 2014 at 20:05

      Czekam więc, Bluebell.

      Reply
    • Marta 10 kwietnia 2014 at 20:05

      Czekam więc, Bluebell.

      Reply
  • ~Iza 8 kwietnia 2014 at 12:53

    Odpowiadam na trzecie pytanie od końca: można się nauczyć jeśli jest to język podobny do naszego; język rosyjski i język polski to są języki słowiańskie. Ja uczę się i uczę angielskiego więcej lat niż Jana z efektem miernym, jak już podonosiłam na siebie na niniejszym blogu.
    Odpowiadam na drugie pytanie od końca: można tak pisać jeśli ma się talent do pisania oraz dużo się czyta.
    A jeśli chodzi o ostatnie pytanie to oklaski dla lektorek języków obcych we Wrocławiu; mój syn, który nie uczył się rosyjskiego w szkole, na ostatnim roku studiów zapisał się na kurs rosyjskiego i robił takie postępy że zaginał mnie, znaczy matkę, która maturę z rosyjskiego zdała na bdb. Pozdrawiam, Iza.

    Reply
    • ~Bluebell 8 kwietnia 2014 at 15:07

      Język rosyjski jest bardzo trudny. Lecz piękny; podobieństwo do polskiego niewiele mi pomogło. Czytam bez problemu i piszę, gdy ktoś podyktuje po rosyjsku, ale z mówieniem gorzej. Zresztą polski jest też okropnie trudny, ale już nie tak piękny jak rosyjski, bo mniej melodyjny, tak to odbieram. Po angielsku najładniej mówią właśnie Rosjanie i Włosi, bo miękko.
      Angielski i francuski są jakby w mojej krwi; uczyłam się też podstaw hebrajskiego biblijnego i współczesnego. To jakby wejście w początki świata; niesamowite doświadczenie, ale hebrajski, cóż, to chyba jeden z języków, których uczy się całe życie. Izraelczycy czasem mówią do siebie w czasownikach, rzecz jasna szczególnie ci, którzy są tam niedawnymi przybyszami. Praktycznie byłoby znać niemiecki, ale ten język działa na mnie szczególnie odstręczająco.

      Reply
      • Marta 10 kwietnia 2014 at 20:02

        Dla mnie wszystkie języki są trudne, Bluebell, polski tez. Jakoś nie mam talentu do języków.

        Reply
      • Marta 10 kwietnia 2014 at 20:02

        Dla mnie wszystkie języki są trudne, Bluebell, polski tez. Jakoś nie mam talentu do języków.

        Reply
    • Marta 10 kwietnia 2014 at 20:04

      A ja, Izo, podziwiam każdego, kto ma zdolności językowe. Tęsknie za Twoimi liścikami. Ale nie napieram, bo sama tez milczę.

      Reply
      • ~Iza 10 kwietnia 2014 at 22:23

        Och, żesz Ty! Toż przecież wiesz, że ja też podziwiam (oraz zazdroszczę); najbardziej podziwiam moich synów, co w genach po tatusiu te zdolności mają, do języków obcych mają. Owszem, po mnie też zdolności mają ale inne; te co po tatusiu przewagę mają, BO w „dzisiejszych czasach” weź napisz jakiąś ofertę o pracę wpisując znajomość angielskiego na poziomie „elementarny”- jak ja wpisuję, BO certyfikat z Empiku mam- a moi synowie wpisują jakieś literkii ino, które wskazują, że biegle znają ten język śwatowy. Nie o tym miałam pisać… Aha, „roziumiem”- to co w cudzysłowie mówiła do mnie Aiko albo Keiko?, którą uczył „polskiego” mój syn- że nie masz śmiałości po miesiącu milczenia oraz po tym co napisałaś na blogu, aby napisać e- maila do mnie z pytaniem: co słychać? Mój starszy syn wie, że tak jak Ty, na pytanie: co słychać odpowiadam różnie, więc zadaje mi pytanie: co tam?
        Zapomniałam napisać, ze to jego „co tam?” to tytuł e- maila do mnie po długim okresie milczenia. (he, he, jeszcze raz he, he) No i ten jego tytuł to temat- rzeka, więc się wypisuję i posyłam do Tokio jednym kliknięciem. No bo wiesz, że jak mi zadać temat to ja wypracowanie piszę. Znowu się rozpisałam, ale mam nadzieję, ze na temat… Pa, Iza.

        Reply
        • Marta 18 kwietnia 2014 at 18:15

          Izo, wysłalam liścik, może dwa dni temu. Otrzymałaś?

          Reply
          • ~Iza 18 kwietnia 2014 at 21:36

            Marto! Zauważ, że w „wołaczu” odpisywać zaczęłam, którego nie używam odkąd „studiuję angielskiego”. Sprawdziłam wszystkie trzy moje skrzynki internetowe, które znasz i nie ma na żadnej Twojego „liściku”. Nieskromnie podaję, że jeszcze mam jedną „krzynkę” internetową, której adresu nie znasz. To co w ostatnim cudzysłowie napisałam po coś. Gdy byłam studentką- w poprzednim wieku- kodedzy z roku wykorzystywali mnie intelektualnie; w przerwach między zajęciami mnie wykorzystywali. Oni rozwiązywali „krzyżówki” i jak im hasła brakowało to pytali mnie, co nigdy w zyciu krzyżówek nie rozwiązywałam!Owszem, będąc grzeczną dziewczynką- tak mnie mamusia wychowała- odpowiadałam zgodnie z wiedzą co „wtenczas” była zgromadzona w mojej głowie. Ale, gdy zadali mi pytanie z kolejnej ich krzyżówki: napój na k. to popatrzyłam na nich „złym okiem”, BO nie wiedziałam. A oni, aby mnie udobruchać, odpowiedzieli: krzynka piwa, BO wiedzieli, że ino piwo piję. Dopiero jak mnie rozśmieszyli to mi pokazali te kwadraciki; chodziło o koniak, którego jeszce nie znałam, ale dzięki krzyżówce poznałam. Pa, Iza.

  • ~Mila 8 kwietnia 2014 at 18:17

    Pani Marto!
    W trwogę wprawia mnie Pani zwątpienie, a widzę je tutaj już od jakiegoś czasu.
    Czytam bloga od samego początku, czyli właśnie od 7 lat. Kiedy Pani zaczynała, ja zaczynałam liceum.
    Pani książki towarzyszą mi znacznie dłużej. Dojrzewałam razem z nimi. Pamiętam irytację i zazdrość, kiedy czytałam o Magdzie w „Magdzie.doc”. Dopiero kilka lat temu zrozumiałam, że jej „idealność” to cena, nie nagroda. A zrozumiałam to m.in. dzięki Alice Miller, o której Pani pisała, wspominała, i to wiele razy. Ale na nią też musiał przyjść czas.
    Pamiętam bohaterów „Nieba z widokiem na niebo”, to, jak ze sobą rozmawiali. Chciałam mieć takich przyjaciół jak Kinga i Artur. No i sam tytuł: „Niebo z widokiem na niebo” – magia.
    Niezapomniane są dla mnie anegdoty o Józefie Henie i Januszu Styczniu z „Autoportretu z Lisiczką”. Obydwóch Panów odkryłam też dzięki Pani, Pani Marto.
    Remigiusza Grzelę też zawdzięczam Pani. Wystarczył link po lewej stronie. Ujął mnie swoją wrażliwością, zaangażowaniem, pasją, swoim spojrzeniem na świat. I już nie mogę się doczekać najnowszej powieści.
    Eseje o Emily Dickinson i Anne Sexton w „Czerwień raz jeszcze daje czerwień”. Chciałam tak czytać wiersze, tak je przeżywać, umieć przelać te emocje na papier, jak Pani.
    Pani wiersze – „Nadzieja”, „Samotność” i ten, który znajduje się na początku „Autoportretu…”, tytuł niestety uleciał.
    W „Lisiczce” wiersz Karoliny Turkiewicz – Suchanowskiej. Dopiero kiedy zaczęłam szukać, dowiedziałam się, że związana była z Opolem, że pisała o tym mieście, teraz również moim. Znów poczułam, że nie ma przypadków.
    Jerzy Duda-Gracz, który jeszcze przede mną, ale dzięki Pani poczułam, że chcę go poznać, zobaczyć, jak widział świat, co myślał o ludziach. Bardzo żałuję, że nie zdążyła Pani z nim porozmawiać.
    „Wojaczka” Lecha Majewskiego też poznałam m.in. dzięki Pani, choć nie potrafię wyjaśnić jakie kręte drogi mnie do tego doprowadziły.

    Pani Marto, zawdzięczam Pani tyle inspiracji, a każda prowadzi do następnej.
    Ciągle tu jestem, nawet jeśli nie zawsze się odzywam.
    Wracam do Pani książek, do jednych jak do wspomnień, do drugich – po radę, pocieszenie, wsparcie, bo dotykają mojego Tu i Teraz.
    Jednym słowem, zgadzam się z Janą:

    „Zachwyca mnie Pani osobowość, podejście do Życia. Wszystko! I tak sobie myślę, że jest Pani moim przykładem Kobiety z dużej litery, inteligentnego człowieka i Autora.”

    Lepiej bym tego nie ujęła.

    Pozdrawiam i ściskam mocno

    Emilka B.

    Reply
    • ~Krystyna 9 kwietnia 2014 at 10:07

      Mila – dzięki! – bo lepiej tego ująć, nie można było. Zawarłaś wszystko, to co można ” zarzucić ” Marcie F.

      Widzisz – Marto? – mam nadzieję, że dołączamy całym sercem do Jany?
      Do miłego, dziewczyny! K.

      Reply
    • ~Ciaprok 10 kwietnia 2014 at 00:28

      Brawo! 🙂

      Ps Czekam na wznowienie powieści pod magicznym tytułem: „Niebo z widokiem na niebo”, co jeśli nastąpi, to najpewniej bardzo nieprędko… Ale nic to – ważne, żeby nastąpiło.

      Pozdrawiam. Ola

      Reply
    • Marta 10 kwietnia 2014 at 20:01

      Emilko, dziękuję. Bardzo.
      Dopowiadam: Karolina Turkiewicz-Suchanowska mieszkała w Nysie. Wydala kilka tomików wierszy. Już zmarła, niestety. W Opolu mieszka jej syn, Kordian Michalak, tez poeta. Od jakiegoś czasu pracuje w wojewodzkiej bibliotece, prowadzi spotkania z pisarzami. Z Dudą-Graczem nagadałam się, mam tez wiele jego listów, pisanych ręką, pięknych w każdym calu. Nie przeprowadziłam z nim długiego wywiadu, ale tego akurat nie żałuję. Sciskam Cię wiosennie.

      Reply
  • ~bezdomny 9 kwietnia 2014 at 22:19

    Gratuluje wydanych tytulow, moze cos dla meskiej publiki sie znajdzie niebawem?

    Reply
    • ~Krystyna 11 kwietnia 2014 at 15:56

      Oj! oj! – nie ma męskiej czy damskiej publiki. Jest tylko dobra. Tak, jak dobra jest literatura Marty F. Radzę przeczytać, wydane tytuły, bo można się wiele ciekawych rzeczy dowiedzieć.

      Reply

    Skomentuj ~Bluebell Anuluj pisanie odpowiedzi

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.