Inne

Czy to jest sposób na życie?

Zapisywanie, czytanie, zapisywanie. Zaklepywanie.
Po co i na co komu tyle liter?
Prowadzę wypisy z lektur (cytaty), zapiski z lektur (impresje), dziennik prywatny, bloga, dziennik spotkań autorskich. Prowadzę też zeszyt wierszy pisanych ręką, czekam aż się scukrują i wtedy przepisuję do komputera. W przeszłości pisałam jeszcze dziennik intymny, w którym dawałam upust temu, czego wstydziłam się napisać w prywatnym. Mam zapiski w podręcznym notesie, jakieś myśli pisane z nadzieją, że okażą się złote. Zapisuję fakty, terminy w kalendarzu. Piszę mejle służbowe i prywatne, zamieszczam posty na Facebooku. Piszę wiersze, czasem recenzje, na dodatek powieści, hehhe.

Zaklepuję świat pisaniem.
Kiedyś w dzienniku prywatnym zapisywałam refleksje na temat wydarzeń, przeżyć. Cóż z tego, kiedy po latach nie pamiętałam wydarzeń, a refleksje okazały się miałkie. Teraz zapisuję wydarzenia, nasycam strony konkretem, drobiazgiem. Wyczyniam to wszystko na wszelki wypadek, gdyby miało być tak, jak mówi Carlos Ruiz Zafón, a co za nim powtarza Joanna Bator : „Bóg tkwi w szczegółach, a diabeł wszędzie”. Założę się, że pamięć zrobi ze mną co zechce, jeśli jeszcze pożyję z 10 lat, i kiedy zajrzę do starego dziennika, zdziwię się, widząc, co przeczytam, bo nie będę tego pamiętała, natomiast w głowie pozostaną obrazy, słowa i wydarzenia, o których nie wspomniałam.

Od czasu do czasu ogarniają mnie tzw. destrukcyjne motywy postępowania. Drę stare listy, wyrzucam gazetowe wycinki. Na co mi to archiwum egzystencji, jak to trafnie nazwała prof. Maria Janion. Kto miałby się nad tym pochylić i po co? Komu czyjeś życie potrzebne, niewolne od nudy i znoju. Na co kłopot moim dzieciom, zapychanie kontenerów, przeznaczonych na papier? Na co komu rękopisy zżółknięte, poświadczające, że na pewno lałam łzy lub kawę albo i co jeszcze mocniejszego.
Jak zapiszę, wyraźnie czuję się lżejsza.
Jak wyrzucę, mam czym oddychać.

Zdarza się, że po jakimś czasie upiornie szukam tego, co leżało w tej, a nie innej walizeczce. Nie ma, wyrzuciłam. Trochę żal, ale co mi tam, na co mi to albo komuś innemu, na co roztkliwianie się, rozmemłanie. Na co przeżywanie strat poniesionych w przeszłości, na co lękanie się tego, co może przynieść przyszłość. Może, ale nie musi, może, ale nie na pewno.
Zdarza mi się zastanawiać, jak ci, co nie piszą, nie komponują, nie malują, ratują się przed szaleństwem, no jak?

in / 6736 Views

27 komentarzy

  • ~Iza 13 stycznia 2014 at 18:07

    No to jeszcze trzymam z Krystyną, BO ona zgadła, że ten mój „przyjaciel” jest rodzaju męskiego, Marta go zna z moich „liścików” do Niej. „Ożżżżżż”, że ja na to nie wpadłam, że męskim odpowiednikiem plotkary jest plotkarz. Równouprawnienie k. mać i tak się porobiło, że trudno zgadnąć „who is who”. Bardziej podoba mi się polskie tłumaczenie tego co w ostatnim cudzysłowie. Ale, moje ulubione z angielskiego” „fifty- fifty” znalazło zastosowanie: w MOIM osobistym dzienniku bedę pisać to co poleca Renata „cuzamen” z tym co poleca Krystyna. Marta wie jak się pisze to co podałam w ostatnim cudzysłowie, wszak była Panią od polskiego na Śląsku. Pozdrawiam, Iza.

    Reply
  • ~Iza 13 stycznia 2014 at 18:52

    To jeszcze ja, Iza piszę do Krystyny, BO coś mi umknęło (hi, hi, Marta wie, że tak mam) wszystkie „skrawki z życia swego” warto opisywać, aby PO latach przeczytać jak się zmieniłyśmy przerabiając to co było złe na dobre. To „zapominanie” to, w moim odczuciu wypieranie uczuć, które są w nas. I nie ma takiej opcji aby to co mam zapisane na twardym dysku mojego mózgu (albo we wszystkich komórkach ciała) poszło w niepamięć. Ale, przyjemnie mi jest kiedy stwierdzam, czytając MÓJ DZIENNIK, że „nie daję wiary” (cudzysłów pochodzi od sądów) że kiedyś byłam aż taką kretynką. Dziennik to moje „pióro” i tych uczuć, naiwności moich, które opisałam nie mam zamiaru unicestwić, bo póki co świadczą o mim rozwoju. Pozdrawiam, Iza.

    Reply
    • ~Krystyna 14 stycznia 2014 at 11:42

      Dzięki – Iza! – że nie odniosłaś się do mojego wpisu, jak do czegoś co – obraża, takie pisanie. Ja nigdy pamiętników nie pisałam. Ale opowiadania, które były moim życiem. Wartości, literackiej, nie miały – żadnej, bo pisać nie potrafię. Tylko chodziło o wyrzucenie z siebie, wszystkich złych emocji, takie właśnie ” urynopisanie „. Termin ten ( nieistniejący ), przyszedł mi na myśli, bo czytałam o urynoterapii, czyli piciu własnego moczu. Nerki oczyszczają organizm z trucizn, a niektórzy piją to i z powrotem wszystko wraca do organizmu, na nowo go – trując. Trochę przypomina mi to, pisanie pamiętników, w których opisujemy, wszystkie, najczęściej złe wydarzenia, a po latach, czytamy i wraca, to, o czym chciałyśmy zapomnieć. Oczywiście, że nie zawsze tak musi być. – Ale ciarki, mi przechodzą po plecach, jak sobie pomyślę, że mój pamiętnik, mógłby wpaść, w niepowołane ręce. Wolę go nie pisać. Przyjemności, K.

      Reply
  • ~Iza 14 stycznia 2014 at 18:12

    Krystyno! Największą moją zaletą jest to, że się nie obrażam. Mój dziennik jeśli „wpadnie” to wpadnie w ręce moich synów, bo tylko oni mają klucze do mojego mieszkania oraz piec po c.o. etażowym mają. A gdyby nie mieli to ognisko jakieś by zrobili, bo „pomysłowe Dobromiry” z nich; po matce to mają, podaję nieskromnie. Pozdrawiam serdecznie! Iza.

    Reply
    • ~Iza 14 stycznia 2014 at 22:54

      To jeszcze raz ja, Iza (wiem, wiem, że Marta skręca się ze śmiechu, ale tak mam i JUŻ) bo Marta wie, że piszę cd. Od tego cd. powinnam zacząć… Chciałam „niniejszym” pochwalić mojego syna, na którego wcześniej podonosiłam. Nie wiedząc o moich donosach, wczoraj, zapakował plecak co 40. litrów zmieści oraz moją siatkę co 5 kg zmieści poszedł wreszcie z tą makulaturą jakieś 3. km. Wracając, też 3. km wstąpił po najlepszej Pizzeni na świecie i zeżarł pizzę też najlepszą na świecie. Aha, syn zarobił 2. złote nasze polskie gdy sprzedał ten plecak makulatury wraz z tym co było w mojej siatce. Jak go zapytałam ile dopłacił do tego „zarobku” poprawiając sobie samopoczucie pizzą to mi odpowiedział: moja sprawa. Pozdrwiam, Iza.

      Reply
  • ~Marta 16 stycznia 2014 at 10:51

    hehhe, Dziewczyny, fajne pogaduchy. Jest jakas prawda w terminie „urynopisanie”, ale brzmi to slowo, niestety, odrażająco. Krystyno, masz rację, zazwyczaj zapisuje się to, co boli. Ale tez ja mam taką przypadlość, że wypieram, co boli, bo jak tu udzwignąc tyle rzeczywistosci bolesnej. Kiedy się czyta po latach, moze i wraca. Ale przeciez czyta się po latach, więc boli mniej, bo czas leczy rany. Albo boli inaczej. Izo, „jaka ja głupia byłam” wróciło do mnie w tym roku, bo zajrzałam do dziennikow z lat 95 i 96, gdzie „diagnozowałam” „przyjaciólkę”, z którą się wówczas rozstalam. No i olsnienie! Jakaż ja mądra była,, że ją wówczas tak trafnie rozszyfrowalam, prześwietliłam! A w chwilę potem, stukam się w głowę: Jakaż głupia byłam, że dałam się jej nabrać po raz drugi, bo metnie pamiętając, co było w 95/9 weszłam po raz drugi do tej samej rzeki, mysląc, że jest mi to potrzebne. Moze i było, by wywnioskować, że na własnych błedach się nie nauczyłam niczego. No może tyle, ze nie będzie trzeciego razu.
    PS. Piszę ostatni rozdział powieści, stąd moje milczenie tutaj, ale dziękuję, ze zaglądacie.

    Reply
    • ~Bluebell 16 stycznia 2014 at 16:53

      Pani Marto, co tam żałować wejścia do tej samej rzeki; nawet jeśli rzeka ta sama (w co wątpię, przyznam się), to przecież PANI na pewno INNA.

      Reply
  • ~Renata W. 16 stycznia 2014 at 14:54

    Mata , pełna zgoda co do diagnozy dot. pisania w dzienniku.
    Określenie Krystyny mnie zmroziło i zabolało. Życie nie składa się przecież z samych radości, pięknych zdarzeń, miłości między ludźmi. Niestety. Czy mam przekłamywać swoje życie ? Udawać ? Kłamać przed samą sobą ? Dystans do minionych zdarzeń pozwala mi spojrzeć na nie bez bólu i złości, często wyciągnąć wnioski ( choćby po trzecim razie). Osobista psychoterapia, którą dziennik zapewnia jest nieoceniona !
    Muszę dodać, że piszę także o wszystkim dobrym, radosnym i pięknym co mnie spotyka. Po prostu jestem szczera.
    Jeśli zdarzyłoby się, że ktoś to przeczyta, gdy mnie już nie będzie (mam na myśli rodzinę ) – to dobrze. Spojrzenie z boku na własną osobę jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Tym bardziej , że w dzienniku nie wylewam pomyj , jeno swoje żale, uwagi, przemyślenia. Czasem cytuję piękny wiersz, umieszczam fragment mądrego artykułu, recenzję z filmu lub koncertu. Notuję uwagi do przeczytanej książki itp.

    Marta, trzymam kciuki za Twoje pisanie. Wiem, musisz mieć ciężką d….
    ale na szczęście chodzisz trochę z psem, prawda ?
    Uściski i pozdrowienia – Rena

    Reply
    • ~Iza 16 stycznia 2014 at 17:38

      A za mnie też trzymasz? Piszę też „ostatni rozdział” ale apelacji, nie będąc prawnikiem piszę, bo nie mam innego wyjścia i przyznam się, że ten mój ostatni rozdział jest najtrudniejszy. D. ciężką miałam gdy 3. tygodnie pisałam, ale w ostatnim tygodniu musiałam polatać na badania i dzisiaj się dowiedziałam, że jestem zdrowa. I to jest dla mnie najlepsza wiadomość. Zaraz napiszę o tym w moim dzienniku, co też radości zapisuje. Pozdrawiam, Iza.

      Reply
    • ~Krystyna 17 stycznia 2014 at 11:57

      Renato! – przepraszam Ciebie i wszystkie dziewczyny, które obraziłam, bądź sprawiłam im ból. Ale punkt widzenia … . Widocznie mój punkt, jest w innym miejscu. K.

      Reply
      • ~Iza 17 stycznia 2014 at 17:34

        Krystyno! Mnie nie przepraszaj, bo ja się nie obrażam. Uważam, że fajnie było poznać Twoje zdanie; wczoraj dwie strony zapisałam w dzienniku pt. szczęśliwy dzień- własnym piórem napisałam-, które sobie kupiłam za jakieś 10% pensji jak dostałam tzw. etat kilkanaście lat temu. A wcześniej „dziennik budowy” prowadziłam; zdarzenia jakieś, daty co mogą się przydać. Pa, Iza.

        Reply
  • ~Renata W. 17 stycznia 2014 at 13:29

    Krystyno, ok ! Szanuję Twój punkt widzenia.
    Iza – jeśli Ci pomoże, też trzymam kciuki za Ciebie. Wnioskując z Twego stylu pisania napiszesz apelację na medal, zdolna jesteś. Najważniejsze, że jesteś zdrowa !!!
    Pozdrawiam – Rena

    Reply
    • ~Iza 17 stycznia 2014 at 17:19

      Dzięki Ci Reno! Szczególnie za ten „styl pisania” bo na blogu Marty piszę co mi się żywnie podoba, ale do Wysokiego Sądu, to ja codziennie, od miesiąca robię korektę do tego co wczoraj upisałam i stron mi ubywa. Ja też tak uważam, że zdrowie jest najważniejsze, ale oprócz zdrowia trzeba mieć szczęście. Do takiego „wniosku” (rozszerzyłam „roszczenie”) doszłam ucieszywszy się, żem zdrowa. A kto przyszłej Alutce zabroni? Za kciuki też dziękuję. Pazdrawiam, Iza.

      Reply
      • ~Iza 17 stycznia 2014 at 18:15

        cd. („hehhe”). Zapomniałam napisać, że do szczęścia potrzebuję gacha co zna się na paragrafach, bo ja tych kodeksów mam „po kokardę”. Być może „roszczenie jest ponad miarę”, więc korekta na moje marzenia: o uczciwego prawnika proszę Niebo. Pozdrawiam, Iza.

        Reply
    1 2

    Skomentuj ~Krystyna Anuluj pisanie odpowiedzi

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.