Inne

W stolicy i w Sławkowie

„Autoportret z Lisiczką” został ciepło przyjęty przez Czytelników w Klubie Księgarza, w Warszawie, prowadzonym od lat przez Jana Rodzenia. Ciekawie zaprezentował książkę Remek Grzela, dziennikarz i pisarz. Remek właśnie otrzymał Nagrodę im. Barbary N. Łopieńskiej za najlepszy wywiad (z Wandą Wiłkomirską pt.: „Nic nie zginęło”” z książki „Wolne”). Chciałam mu tej nagrody pogratulować oficjalnie, ale tak się przejęłam sobą, że tego nie zrobiłam. Niestety, twórcy widzą tylko koniec własnego nosa, a pliszka tylko swój ogonek chwali.
Zostałam pogłaskana z każdej strony: obecnością dostojnych gości, słowami, prezentami. Nagrodą była dla mnie obecność Małgorzaty Szejnert, autorki m.in. książek „Czarny ogród” czy „Wyspa Klucz”, Krystyny Nepomuckiej, lat 93, autorki wielu głośnych powieści obyczajowych (cykl „niedoskonałości” i „doskonałości”), Józefa Hena, lat prawie 90, którego beletryzowane biografie bardzo lubię, wśród nich najbardziej Ja, Michał z Montaigne i Błazen – wielki mąż (polecam świetny wywiad z pisarzem w weekendowej Wyborczej). Miło było mi porozmawiać z Markiem Wawrzkiewiczem, poetą, kiedyś naczelnym redaktorem „Poezji”, teraz prezesem ZLP, także zobaczyć Anię Janko, Macieja Cisło, Wiesława Uchańskiego, szefa „Iskier”, Dorotę Stasikowską-Woźniak i Małgosię oraz Adasia Rozewiczów z Katowic, Majkę Aulich, poetkę, Artura Gotza, aktora, (czarujący nie tylko w „Obiekcie seksulanym”) Grzesia Nawrockiego dziennikarza, z którym przed laty podbijałam Avignon, Anetkę, Grażynkę, Elwirę, Adasia, przyjaciela z młodości z żoną i wielu innych Czytelników, których imion nie znam. Wszystkim gorąco dziękuję.

I dziękuję moim Wydawcom, Bożence i Marcinowi, czyli Małej Kurce. Zadbali bardzo, aby premiera wypadła najlepiej, także od strony kulinarnej. Na deser był tort z Lisiczką. Nie wiem, niestety, komu dostała się najbardziej kusząca jej część.

Dziwne są te chwile, kiedy próbuję się rozkokosić i umościć w domu po powrocie ze świata, w którym czuję się, jak królewna, mieszkająca za siedmioma górami, siedmioma rzekami i marudząca, że wszędzie ma za daleko. Ledwo odespawszy hulanki i swawole we własnej sypialni, pojechałam do Sławkowa, by nagradzać laureatów XVIII już Wiosny Poetyckiej, organizowanej przez Miejski Ośrodek Kultury. Odnoszę wrażenie, że w Sławkowie wszyscy piszą wiersze, a ci, którzy nie piszą, podziwiają piszących i umożliwiają im pisanie. Jury jest tutaj jednoosobowe, a więc na jurorze spoczywa wyjątkowa odpowiedzialność. Nie może skonsultować z nikim swojej decyzji. Do chwili wręczenia nagród juror nie wie, kogo nagrodził, ponieważ nagradzał nadesłane prace po numerkach i godłach, które były rozszyfrowane w gabinecie dyrektora, Dariusza Taborka, wespół z instruktorami domu kultury.

Kiedy podczas uroczystości słuchałam nagrodzonych tekstów, recytowanych przez dziewczyny z koła recytatorskiego, pomyślałam, że mój wybór był ze wszech miar słuszny. Nawet wyróżniony wiersz, „Wspominam Sławków”, który miał wartość przede wszystkim emocjonalną, zabrzmiał dobrze i na pewno uderzył w czułą strunę niejednego słuchacza. Na części oficjalnej nie zabrakło władz miasta. Rzecz to godna podkreślenia, bo znaczy, że dla włodarzy miasta impreza jest ważna, jakby naprawdę wierzyli, że „szczęśliwy naród, który ma poetę”.
Potem odbyła się biesiada poetycka, na której każdy jej uczestnik mógł przeczytać wiersz, nawet jeśli nie był nagrodzony. Nie można być autorem dla każdego i nie każdy zdobywa laury. Z tym powinien się godzić uczestnik konkursu, poddający swe teksty ocenie. W almanachu pokonkursowym znalazły się jednak wszystkie wiersze, które przysłane zostały do oceny. Czytelnicy mogą więc porównać, dokonać swoich wyborów.
Nie sposób podczas biesiady każdemu nienagrodzonemu wytłumaczyć, dlaczego jego wiersz nie znalazł uznania. Przy okazji pomyślałam, że skoro Sławków poezją stoi, to może dobrze byłoby dla piszących zrobić prawdziwe warsztaty z udziałem krytyka lub poety. W Bibliotece Śląskiej prowadzę „Klub Twórczego Pisania, grupę zamkniętą i wiem, że czasem proste podpowiedzi „techniczne” okazują się pomocne, bo przecież pisać każdy może, tak samo jak każdy nauczy się grać na fortepianie „wlazł kotek”, co nie znaczy, że będzie koncertował. Warto więc poznać własne możliwości i ograniczenia, także przystać na rolę solidnego rzemieślnika, a nie mamić się oczekiwaniem na poetyckie laury.
Świat nie jest taki zły i już kwitną magnolie, których bukiet przywiozłam ze Sławkowa do domu.

in / 1170 Views

2 komentarze

  • ~waldek 30 kwietnia 2013 at 23:12

    Marto, gratuluje ksiazki. Czekam z niecierpliwoscia na jeden egzemplarz, aby moc go przeczytac.

    Reply
  • ~Renata Wojciechowska 1 maja 2013 at 16:40

    Wczoraj uczestniczyłam w spotkaniu z Panią, wreszcie kupiłam „Autoportret z Lisiczką” – przede mną – nie wątpię – wspaniała lektura. Spotkanie bardzo ciekawe, śledzik w majeranku pyszny.
    Na portalu granice.pl jest bardzo rzetelna, obszerna i wnikliwa recenzja Pani nowej książki autorstwa Sławomira Krempy – polecam wszystkim potencjalnym czytelnikom. Pozdrawiam – Rena

    Reply
  • Napisz swoją opinię

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.