Inne

Fragment powieści

Fragment powieści:


     Codzienność jak na złość podsuwała  scenariusze z Jackiem. Im bardziej jeodtrącała, tym częściej powracały, prawie obsesyjnie. Wyrzekała się Jacka, choćwiedziała, że wystarczy jeden uśmiech, by do niej przybiegł. Im bardziej goodtrącała, tym bardziej się z nim wiązała. Im silniej walczyła ze swoimidemonami, jak to nazywała, tym większą im dawała siłę. Analizowała siebie bezprzerwy, jakby wierząc, że jest się niewolnikiem tylko tego, czego sobie nieuświadamiamy.

    Nie dzieliła się z nikim przemyśleniami, nie miała koleżanki, której bymogła powierzyć swoje rozterki. Te, z którymi się spotykała, bawiąc się dobrzei miło spędzając czas, wydawały jej się bezproblemowe, to znaczy niestwarzające niepotrzebnych problemów. Kiedyś Marta, aktorka o głosie jak dzwoni niebywałej sprawności fizycznej, powiedziała:

    – Nie potrzebnie dzielisz włos na czworo, wrzuć na luz, luz-blues, kochana.

– Nie dajesz sobie wolności, nierozgrzeszasz się z błędów, chcesz być doskonała i perfekcyjna, a tylko sięzapętlasz.

    – Życie nie polega na przyjemnościach, Marto – Emilia próbowała siębronić – tylko na obowiązkach.

– Tylko obowiązki, wszędzieobowiązki, żadnej szczeliny? Nigdzie? Nigdy nie poszłaś za głosem serca? –dopytywała Marta, która była najbardziej obowiązkową aktorką w teatrze.

    I wtedy Emilię olśniło. Tak, na tym polegał jej problem: nigdy nieposzła za głosem serca, nigdy nie oszalała z miłości. Nawet z namiętności.Zawsze była na uwięzi, najpierw ją trzymano na smyczy, a potem sama zakładała sobiesmycz. Czy więc nigdy nie była dzieckiem? Beztroską nastolatką, ufną, że wrazie niepowodzenia jest ktoś, kto przytuli, a nie tylko skarci, postawi dokąta, każe klęczeć na grochu z rękami do góry?

    Babcia często  powtarzała: – Oj,Emi, nie zdążyłaś być panną.

Potem nieraz żałowała, że niewypytała, co to znaczy. Teraz, patrząc na Martę wiedziała. Marta byłaodpowiedzialna, samodzielna, nie uciekała od matki w małżeństwo, tylko dawałasobie czas, by być panną. Choć trochę młodsza od Emi, znała życie z wielustron. Także z tej niby samotnej, co oznaczało godziny, kiedy można być dlasiebie.

    Marta nie zabijała czasu ani telewizorem, ani towarzystwem.  Wykorzystywała go mądrze, bez lęku iwykradania dla siebie. Nikt jej nie więził, od nikogo nie była uzależniona,nikomu się nie poświęcała. W dodatku bynajmniej nie wyglądała na nieszczęśliwą.Czekała spokojnie, co dzień jej przyniesie i wierzyła, że wszystko w swoimczasie. Nie traktowała mężczyzn jak zwierzyny łownej, więc i oni odnosili sięod niej podobnie.

      Nie prowadziły filozoficznych dysput,kiedy się spotykały, nie rozważały życia teoretycznie.  Przeskakiwały z tematu na temat, były radosnelub wściekłe, na pewno spontaniczne. Emilia też.

– Mamy całe trzy godziny iodebrałyśmy właśnie pensje, więc ta ulica, z wszystkimi sklepami i knajpkami,jest teraz nasza – zarządzała Marta.

– Masz nową kieckę na premierę?

– Nową? Nie mam nawet starej.

– Ja mam tylko starą, w takim raziekupimy nowe.

    I rzeczywiście, kupiły. Każda była zachwycona swoją.

in / 1528 Views

13 komentarzy

  • ~Iza 29 października 2008 at 07:14

    Dla mnie bomba, tylko kiedy całość?

    Reply
  • ~Kinga 29 października 2008 at 14:13

    Niektórych zdań nie jestem w stanie zrozumieć… nie mam pojęcia nawet dlaczego ;( ale po tym co zrozumiałam doszłam do wniosku, że skoro to fragment to całość będzie lepsza…

    Reply
  • ~Iza 29 października 2008 at 14:20

    Bo to nie jest dla nastolatków,

    Reply
  • ~ja 29 października 2008 at 16:01

    FaJne 😉 Nie wiem czemu,ale przeczytała to5 razy ;p

    Reply
  • ~Jola 29 października 2008 at 16:53

    Tylko kiedy, pani Marto, kiedy?

    Reply
  • ~julia 29 października 2008 at 18:37

    świetne, ja chcę więcej… 😉 Pozdrawiam ciepło Panią 🙂

    Reply
  • ~Tna 29 października 2008 at 21:29

    Na prawde podoba mi się to:)

    Reply
  • ~Mila 29 października 2008 at 22:00

    Jakby pisała Pani o mnie… Przypadkiem jest, że też mam na imię Emilia. Tylko czy wierzyć w przypadki? Lepiej chyba w przeznaczenie.

    Reply
  • ~Normalna nastolatka 30 października 2008 at 10:33

    Brawo! Wspaniały przykład warsztatowej grafomanii! Nie wstyd Pani? Czy naprawdę Pani uważa, że jęki zachwytu nastolatek, które więcej znają marek tuszu do rzęs niż przeczytały książek, to dla Pani szczyt zawodowych marzeń? Czy Pani uważa, że naprawdę jesteśmy tak durne, że trafia tylko do nas poziom „Kaśki Podrywaczki’? Teraz chce Pani wydać kolejną odmóżdżoną książkę? WSTYD!

    Reply
    • ~Jula 30 października 2008 at 11:53

      Hmm…Czuje się jakbym to była ja z koleżankami a nastolatka bynajmniej już dawno nie jestem 😉

      Reply
    • ~Fanka 30 października 2008 at 17:13

      Jestem nastolatką i powim ci szczeże nie znam prawie żadnej marki tuszu do rzęs…a książek Pani Marty Fox przeczytałam ok.10cała serię „Pierwsza Miłość”, „agatona Gagaton” i „MAgda. doc” oczywiśćie kontynuacje tych książek też…Więc nie każdy jest taki jak ty skarbie a mi się ten fragment podoba:) Pozdrawiam Pania Martę – Pani Fanka:D

      Reply
    • ~Irena 30 października 2008 at 18:47

      Ty jestes chyba szurnięta. Nie chyba, tylko na pewno.

      Reply
    • ~Iza 30 października 2008 at 19:02

      Normalna to ty nie jesteś, ani trochę. Natomiast jesteś pelna zwiści, ziejesz nią. Jak Ci sie nie podoba, to spadać na drzewo. Albo gdzie indziej i nie tracić czasu na czytanie czegoś, co uwazasz za niegodne Ciebie.

      Reply

    Skomentuj ~Tna Anuluj pisanie odpowiedzi

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.